6.07.2014

"Nie kocham cię. Możliwe nawet, że nigdy nie kochałem.."

  Yo. Znowu długo mnie tu nie było. Przydałoby się w końcu unormować odstępy w dodawaniu notek. Co powiecie na co najmniej jedną w miesiącu? Tak, tak będzie dobrze. ;=; Możliwe, że będą pojawiać się częściej, ale jedna w miesiącu to będzie minimum. ;3
  Od 07.07 do 17.07 przebywam na obozie. Nie będę miała dostępu do internetu, a więc dopiero po tym okresie można będzie mnie złapać. :3
  Tyle chciałam. Let's enjoy! (Click.)


* * *
                Pocałowałem Nicka. Pocałowałem go. Całowaliśmy się. W tunelu miłości się całowaliśmy. To zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
- Dei, żyjesz? – ktoś potrząsnął moim ramieniem. Była to Yoru. Spojrzałem na nią półprzytomnie i kiwnąłem głową. – Od kiedy wyszedłeś z tunelu, zachowujesz się dziwnie. Co tam się takiego stało?
- Nie wiesz? – wtrąciła Miyu. – Był sam na sam z Nickiem. Nie dziwne, że odleciał.
- …go – wymamrotałem, zapychając sobie usta ciastem. Dobre było. Czekoladowe.
- Jaśniej, proszę – westchnęła błękitnowłosa. Przełknąłem.
- Pocałowałem go – mruknąłem. Kątem oka zobaczyłem przyglądającą nam się Elenę. Od kiedy wróciliśmy do rezydencji, nawet na moment nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Was? – zdziwiła się ruda. – Przeliteruj, bo chyba źle zrozumiałam.
- C-a-ł-o-w-a-ł-e-m s-i-ę z N-i-k-k-i-m w t-u-n-e-l-u m-i-ł-o-ś-c-i. Z-a-ł-a-p-a-ł-a-ś t-e-r-a-z?
- Tak. Możesz przestać.
- To dobrze.
- Czyli rozumiem, że mu powiedziałeś? – wtrąciła Miyu. Spojrzała na mnie dziwnie. Kiwnąłem głową.
- Jak chcesz, spytaj Elenę. Wiem, że podsłuchiwała – prychnąłem. Pokazałem znienawidzonej rywalce język. Oburzyła się.
- Zachowujesz się jak dzieciak – parsknęła śmiechem Yoru.
- On jest dzieciakiem – zawtórowała jej Miyumi. Wkurzyłem się.
- Hola, hola, mam już szesnaście lat! – burknąłem. Znów się roześmiały. Poszedłem sobie, zabierając niedokończone ciasto.
                Kręciłem się bez celu, po salonie, nucąc coś pod nosem. Nudziło mi się i nie miałem z kim pogadać. Miyu i Yoru rozmawiały o jakimś serialu, którego nie znam, a Nikki z Kao oglądali coś na telefonie. Fakt, pozostawała mi Elena, ale.. NIE MA TAKIEJ OPCJI, ŻEBYM SIĘ DO NIEJ ODEZWAŁ. Prędzej sobie struny głosowe podetnę albo złożę śluby milczenia! Nigdy nie skalam swojego cudownego głosu rozmową z tym walniętym babsztylem, jeśli nie będę musiał. A teraz na pewno nie musiałem.
- Hej, może coś porobimy? – zaproponowałem nieśmiało. Pięć par oczu skupiło na mnie swoją uwagę. Przełknąłem ślinę. – No nie wiem.. Karaoke, karty, cokolwiek..? – chciałem jeszcze dodać grę w butelkę, ale zrezygnowałem, przypominając sobie zdarzenie z imprezy.
- Hmm… Może pogramy w króla? – zapytał Nikki. Byłem wdzięczny, że coś wymyślił. – Nie wiem, gdzie jest sprzęt do karaoke, a karty są.. zniszczone – mruknął zmienionym głosem. Czyżby miał na myśli to, że ostatnią talię kart (z rysunkami nagich kobiet) w rezydencji posiada Czesław? Wszystkie inne padły ofiarą mojego młodszego brata, kiedy ząbkował. Pies na papier z niego był!
- Tak. Pograjmy w króla! – uśmiechnąłem się szeroko. Kao kiwnął głową, nie oderwawszy wzroku od ekranu telefonu. Kątem oka zauważyłem, jak Miyu wymienia złowrogie spojrzenie z Yoru. Co one knują…?
                Lubię grać w króla. Chociaż nigdy nie mam szczęścia do jakichkolwiek gier (kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości! Nie mam ani jednego, ani drugiego, jak na razie..), to i tak w nie gram. Z tą grą nie jest inaczej. Mimo to, naprawdę ją lubię. To zabawne, kiedy kilka osób musi robić to, co każe osoba, która wylosowała patyczek z napisem „król”.
                Nikki w czeluściach szafy odnalazł patyczki do gry, a także pojemnik na nie. Zaczęliśmy grać. Z początku wszystko było niewinne. Rozkazy, które padały ze strony osoby będącej w danej rozgrywce królem, a także nasze zachowanie. Aż w końcu królem została Miyumi.
- Hmm… - zaczęła się zastanawiać. Zauważyłem, że Kaoru dyskretnie zagląda Nickowi przez ramię, a potem układa z palców lewej ręki V. Yoru zaś stanęła obok mnie i zaczęła bić się w głowę otwartą dłonią. O co chodzi? – Dwójka i piątka mają się pocałować – usłyszałem.
                Spojrzałem na swój numerek. Miałem piątkę. Rozejrzałem się. Natrafiłem na zdezorientowane spojrzenie czarnych oczu Nikkiego. I wtedy zrozumiałem. To V, które pokazał Kaoru, symbolizowało numerek Nicka. A Yoru, bijąc się otwartą dłonią po głowie, pokazywała moją piątkę. Zaplanowali to! Zabiję ich.. Zabiję.
- No dalej. Rozkaz sam się nie wykona – powiedziała złośliwie błękitnowłosa. Syknąłem cicho. A potem ja i Nikki się pocałowaliśmy. Kolejny raz tego dnia.
                Jego usta są takie delikatne i miękkie.. Smakują trochę jak landrynki. Pamiętam, jak w dzieciństwie często je jadł. Kiedy tylko nie patrzył, podbierałem mu kilka i chowałem się gdzieś, żeby zjeść. Miały pyszny, owocowy smak.. Nigdy w życiu nie jadłem niczego lepszego niż one. Cudownie słodkie, aromatyczne. Aż chciało się w nich zatopić.. Och, już nie wiem czy mówię o landrynkach, czy o jego ustach.. Mam.. mętlik w głowie..
                Zawsze go kochałem. Od dziecka. Na początku był dla mnie jak drugi starszy brat. Chyba nawet kochałem go bardziej niż Ala. Al zawsze był dla mnie wredny i uwielbiał sobie ze mnie żartować, w przeciwieństwie do Nicka, który tego nie lubił. On raczej mi pomagał, za plecami mojego brata. Tak, zdecydowanie bardziej go kochałem. Był moim idolem, bohaterem, czasem także bogiem. To, co powiedział, było dla mnie święte. Nie wiem dokładnie, kiedy dziecięcy zachwyt zmienił się w zauroczenie, a później miłość. Wiem, że wtedy kompletnie zmienił się w moich oczach. Przestał być herosem w lśniącej zbroi. Stał się księciem, który zawsze ratował mnie z opresji, niczym damę w opałach. A to nie przypadkiem rycerze zawsze to robią? Nieważne. Wciąż był moim Nikkim i wciąż go kochałem, tylko w inny sposób niż wcześniej. Jako dziecko byłem zazdrosny o inne dzieci, z którymi się bawił. Później zmienił się tylko obiekt mojej zazdrości, którym zostały dziewczyny z nim rozmawiające. Wtedy też przestał poświęcać mi tyle czasu, co w dzieciństwie. Czułem się odrzucony i niechciany, rozgoryczony brakiem uwagi z jego strony. Robiłem mnóstwo głupstw, jak na przykład zaprzyjaźnienie się z Kojim. W zasadzie zakumplowałem się z nim tylko po to, by zrobić Nickowi na złość, ale.. polubiłem go. Ma swoje wady, owszem, ale można na nim polegać.. Tak sądzę. Właśnie..
                Odsunęliśmy się od siebie. Wciąż zamroczony, dotknąłem delikatnie policzka Nikkiego, na którym wciąż widniała krwawa szrama.
- Jak twój policzek? – zapytałem cicho.
- Och. Zapomniałem już o nim – szepnął. Nakrył moją dłoń swoją. – Dziękuję, że mi przypomniałeś. Zaraz go przemyję i nakleję plaster – uśmiechnąłem się.
- Pomogę ci – zaoferowałem. Zgodził się. Poszliśmy do łazienki, bo tam była apteczka. Nikki usiadł na niewielkim taborecie, który znalazł, a ja wyjąłem gazik, plaster i wodę utlenioną. Zmoczyłem nią gazę i przyłożyłem delikatnie do rany, czyszcząc ją. Granatowowłosy syknął cicho. – Przepraszam – szepnąłem. – To przeze mnie ją masz..
- Nic się nie stało. Przecież to nie twoja wina – odparł. – Skąd mogłeś wiedzieć, że ma nóż?
- Ale to ze mną przyszedł.. – jęknąłem. Czułem się winny tej całej sytuacji. W końcu, gdybym nie przyprowadził Koji’ego, nie pobiliby się.. Jestem taki naiwny.
- I co z tego? To ja zareagowałem zbyt ostro – westchnął. – Nie obwiniaj się, Dei. To naprawdę nie twoja wina.
- I nie jesteś na mnie zły..? – spytałem niepewnie.
- Nie jestem – uśmiechnął się. – Ale musisz mi coś obiecać.
- Co takiego?
- Proszę, nie ufaj mu w stu procentach. Jeśli wpadnie na jakiś durny pomysł, wykręć się jakoś i ucieknij. A najlepiej unikaj bycia z nim sam na sam.
- …Dobrze – szepnąłem. – Obiecuję..
* * *
                Wróciliśmy do salonu, a także do gry w króla. Po jakimś czasie znudziła nam się ona jednak i zajęliśmy się każde sobą. Dei poszedł do dziewczyn, a Kaoru wyjął telefon. Wziąłem sobie coś do picia i przysiadłem się do Eleny, która siedziała przy barze. Drgnęła, kiedy mnie zauważyła.
- A ty co? – spytałem.
- Nic.. Nie jesteś z nimi?
- Nie chcę przeszkadzać.
- To tak jak ja.. Zabawne. Czuję się jak piąte koło u wozu. Nie tak to miało wyglądać..
- A jak? – zapytałem, otwierając puszkę z colą. Wziąłem łyk.
- Mieliśmy znowu być razem.. miło spędzić czas.. a potem..
- A potem co? Znów wróciłabyś do Włoch? A może wzięłabyś mnie ze sobą? – prychnąłem.
- Przestań.. – szepnęła cicho.
- Taka jest prawda, Lena. Nawet, gdybyśmy byli razem, nasz związek nie miałby przyszłości. Odległość, która nas dzieli, zabiłaby każde uczucie.
- Nie mów tak.. – jęknęła. Zamilkłem. Trochę przesadziłem. Nie powinienem w tak dobitny sposób odbierać jej nadziei.
- Wybacz. Już nic nie powiem – odparłem.
                Spuściła głowę. Zapadła nieprzyjemna, wymuszona cisza. Westchnąłem, analizując jej słowa. „Nie tak to miało wyglądać”? Czego się spodziewała? Że po tym, jak bez słowa mnie zostawiła, przybiegnę jak pies do jej nogi i zacznę się łasić, gdy tylko ją zobaczę? Rozumiem, miała powód, pogrzeb matki, ale to nie zmienia tego, co w tamtej chwili czułem. A na pewno nie zmienia moich aktualnych uczuć. Właśnie. Jakie w ogóle są moje uczucia? Nie kocham już Eleny, to pewne. A co z Dei’em? Kocham go? Czy to po prostu przywiązanie, spowodowane latami spędzonymi pod jednym dachem? Czy, gdyby tak było, mógłbym go pocałować? Nie sądzę.. Nie, to musi być więcej niż przywiązanie. A co z moim przekonaniem, że miłość nie istnieje? Myślałem tak, ponieważ Elena mnie zraniła, ale wiem, że się myliłem. Miłość jest, tylko ja nie chciałem jej dostrzegać. A czy mogę ją czuć? A może już ją czuję?
- Czyli nic już z tego nie będzie..? – moje rozmyślania przerwał cichy głos Eleny. – Nie będziemy już razem?
- Przykro mi, ale nie. Nie kocham cię. Możliwe nawet, że nigdy nie kochałem.
- Co..? – spojrzała na mnie z bolesnym zaskoczeniem. – Jak to?
- Teraz, jak o tym myślę, to sądzę, że wtedy po prostu się tobą zauroczyłem. To nie mogła być miłość – powiedziałem spokojnie. Spuściła wzrok.
- Rozumiem.. – odparła drżącym głosem. Było mi jej żal, ale nie mogłem teraz tego powiedzieć. Bałem się, że gdybym to zrobił, ona wzięłaby to za szansę, którą jej daję. Chcę, żeby dotarło do niej, że z tego nic już nie będzie. Chwyciła mocniej torebkę. Wstałem na chwilę, żeby wziąć kilka ciastek z kuchni. Gdy wracałem, coś mignęło mi między Eleną a puszką z moim piciem. Czyżby ręka? Zamrugałem kilkukrotnie. Niczego nie dostrzegłem. Nie. To na pewno była tylko moja wyobraźnia.
* * *
  Notka taka trochę nijaka, gomen. Mam nadzieję, że wynagrodzę Wam to następną, kończącą rozdział trzeci. Mogę tylko powiedzieć, że szykuje się rzeźnia. XD Postaram się (niczego nie obiecuję!) napisać ją jeszcze w lipcu. Trzymajcie za mnie kciuki! No to do następnego, kochani. <3