26.11.2012

"Moje życie to niekończący się koszmar.."


    Zatrzymaliśmy się przy małym budyneczku z altanką w ogrodzie. To była ta kawiarenka. Zdecydowaliśmy się na stolik na świeżym powietrzu. Usiedliśmy, a po chwili przyszła kelnerka z menu. Podała nam je i zapytała:
- Dzień dobry! Co podać?
- Hmmm... - Yoru zmarszczyła brwi. - Wezmę karmelowy deser lodowy, dwa kawałki torcika śmietankowego i do tego gorącą czekoladę. A ty, Nikki?
- Owocowy puchar, kawałek piernika i Caffè Latte.
- Dobrze, zaraz przyniosę. - dziewczyna uśmiechnęła się słodko do mnie i zniknęła w drzwiach budynku.
- No, więc gadaj. Co takowego się stało, że Miyu nic mi nie chciała powiedzieć, a ty stwierdziłeś, iż to nie rozmowa na telefon? - Yoru wyraźnie zżerała ciekawość. Postanowiłem podroczyć się z nią i już nawet wiedziałem, jak ją podpuścić.
- No bo wiesz... - puściłem jej oko. Zdezorientowała się. - Miałem baardzo dobrą noc.
- Oh, czyli nie dręczyły cię koszmary? - odbiła piłeczkę. Tak, o nich też wiedziała.
- Niezupełnie. Owszem, pojawiły się, ale to nie o nie chodzi. Miałem na myśli, że nie spędziłem wczorajszej nocy sam. - oczy mojej przyjaciółki wyszły na wierzch.
- Z... z kim?! - wyjąkała z trudem. W tym samym momencie pojawiła się kelnerka z zamówieniem. Wyłożyła wszystko na stół. Uśmiechnąłem się do rudowłosej.
- Życzę smacznego! - powiedziała dziewczyna w fartuszku i oddaliła się od nas.
- GADAJ NATYCHMIAST!!! KTO TO BYŁ?! - wywrzeszczała Yoru i po chwili zaczęła mamrotać. - Boże, Dei pewnie o tym wie i jest zrozpaczony... Mój biedny, mały braciszek... - chrząknąłem znacząco. Odwróciła powoli głowę w moją stronę.
- Nie krzycz na mnie. A poza tym, co ty się Dei'em przejmujesz. Przecież już się nie przyjaźnicie.
- Ale on dalej jest mi jak brat!
- Okej, ale wytłumacz mi, dlaczego niby zrozpaczony? Zaskoczony owszem, ale nie załamany... - ostatnie zdanie powiedziałem sam do siebie pod nosem.
- Przykro mi, ale odmawiam dalszej współpracy z tobą. Nie powiem ci, dlaczego, bo wtedy zdra.. Za dużo gadam!!!
- Jak chcesz. Czyli już cię nie interesuje z kim spałem? - zapytałem ze smutną miną. Chwyciła haczyk.
- Ależ interesuje! Mów natychmiast! - uśmiechnąłem się z triumfem.
- Wiesz co? Mam lepszy pomysł. Zgaduj zgadula!! - Boże, jaki ja jestem dziecinny...
- To niesprawiedliwe!! I nie fair!! Wkurzasz mnie! - ...ale ona jeszcze bardziej.
- Masz trzy szanse!! Jak nie zgadniesz, to ci nie powiem. Start!
- No dobrze... z Eleną?? - spytała z obrzydzeniem.
- Źle!! Przecież jej wtedy jeszcze nie było. Dwie szanse.
- Yyy... Z kim ty byś mógł... Czesiek!! - wykrzyczała, uradowana swoim pomysłem.
- Chyba cię pogibało!! Ja i on?! Zresztą Czesiek i tak woli cycki. 
- A ty nie? - zaśmiała się.
- Odmawiam odpowiedzi. Oj, została ci tylko jedna szansa. - wydąłem usta.
- Jesteś okrutny! - wycedziła.
- Masz peszka. Dalej, bierz się do myślenia! - zachichotałem złośliwie.
- Kto to może być?! Yyy... nie wiem! Poddaję się... Wygrałeś. - stwierdziła cicho. - Już nigdy nie dowiem się, kto to był!!! - zawyła z rozpaczą, uderzając czołem o blat stołu.
- Nie dramatyzuj! Tylko się z tobą droczę. I tak zamierzałem powiedzieć ci.
- No to kto to? Z kim spałeś? Powiedz w końcu, bo już nie wytrzymam...
- Przesadzasz. Muszę się zastanowić, czy na pewno ci to powiem.
- Mówił ci ktoś, że jesteś okropny i nie do zniesienia?
- Nie gorączkuj się tak, kochana. Osoba, z którą spędziłem noc to...
Yoru spojrzała na mnie z niecierpliwością. Postanowiłem użyć jeszcze jednej sztuczki.
- To...
- No gadaj żesz w końcu!
- Dei.
- Co Dei? - rozejrzała się dookoła. - Przecież nigdzie go tu nie ma.
- Nie rozumiesz. To z nim spałem. - otworzyła oczy zszokowana.
- Łżesz. - powiedziała z odrazą na twarzy. Tym razem to ja się zdziwiłem. - Żartujesz sobie ze mnie i z Dei'a. Jak możesz tak kłamać?!
- Jak śmiesz w ogóle myśleć, że żartowałbym z czegoś takiego?! - ryknąłem. - Jesteś niedorozwinięta, czy jak? Skoro mi nie wierzysz, to spytaj się jego, albo nie, bo i tak nic nie pamięta. Lepiej poproś go, żeby pokazał ci dowody. Znając życie już je znalazł.
- Ale co? O co tu chodzi?
- Mówiłem o malinkach!! A o to chodzi, że jak wszedłem do pokoju, to on był najebany i pocałował mnie i... tak wyszło. - speszyłem się. - Ja pamiętam wszystko dokładnie. A szczególnie to, jak zareagował na ból, kiedy...
- Stop!! Szczegóły możesz sobie darować. Ja jem, jakbyś nie zauważył. I już ci wierzę. I rozumiem też, o co chodzi z tym bólem.. Ja pierdzielę, nasz kochany chłoptaś stał się mężczyzną. W dość dziwny sposób, ale zawsze.
- Co, o czym ty mówisz?
- I kto tu jest niedorozwinięty? Nie domyśliłeś się, dlaczego tak go to bolało? To był jego pierwszy raz! Pozbawiłeś go cnoty, dziewictwa, nazwij to jak chcesz. Ja nie mogę, z kim ja muszę pracować! - przewracając oczami, zatopiła zęby w torcie. Do mnie tymczasem dotarło to, co powiedziała.
- Że, jak?! - wydarłem się. Przełknęła i rzekła:
- Na wznak. - zgarnęła do ust spory kawałek ciasta.
- Błagam Yoru, nie drocz się ze mną.
- Napławwę nie wiewiałef, we to jeho piełwszy łas był? - powiedziała z buzią pełną wypieku. Wzdychając, wziąłem serwetkę i wytarłem krem z jej policzków. - Ffęki.
- Nie ma za co. Boże, co ja zrobiłem?
- Głupio się pytasz. Przeleciałeś go.
- No przecież wiem. - warknąłem. - A jeśli on nie chciał? Ale wtedy nie powiedziałby tego...
- Zaręczam, że z tobą zawsze. Zaraz, co powiedział?! – zamarła.
- "Zerżnij mnie. Jak dziwkę. Zrób ze mną wszystko, co chcesz. Tylko błagam, nie odchodź...". Czy coś w tym stylu. A potem się rozpłakał. - usłyszałem głośny wyraz ulgi. - No co?
- Nie, nic. Dobrą masz pamięć.
- Naprawdę? Nie wiedziałem.
- Nie zaciąłeś się ani razu. Tylko pozazdrościć. Ja nie mam aż tak dobrej pamięci. Potrafię zapomnieć, co się stało 5 minut wcześniej.
- Teraz też tak masz? - wystraszyłem się.
- Nie, nie bój żabki, nie będziesz musiał mi wszystkiego powtarzać. Ja już zjadłam, a ty? - wyłożyła pieniądze na stół. Poszedłem w jej ślady.
- Też. Idziemy? - wstałem. Yoru też. Chwyciła mnie pod rękę.     
- No pewnie. Trzeba będzie znaleźć tę sierotę, bo pewnie zostawił twoją byłą na lodzie. Znam go aż za dobrze.
- Sierotę? - ruszyliśmy w kierunku centrum Kanto.
- Jezu, mojego brata! Ty jesteś ułomny, czy co? A może udajesz? – warknęła z politowaniem. Uśmiechnąłem się.
- Oj, Yoru, przecież wiesz, że tylko się z tobą droczę. Masz rację, trzeba ich znaleźć. Chociaż, wątpię, żeby Kao dał radę zostawić Elenę. Bywa nadgorliwa i nie da się tak łatwo jej pozbyć. Wiem co mówię. – odparłem. – Masz jakieś pomysły, gdzie ich szukać?
- Nie do końca. Może najpierw sprawdzimy w tym nowym centrum handlowym? Słyszałam, że można tam kupić wprost bajeczne ciuchy. Później, jak już ich zgarniemy, można by pójść do wesołego miasteczka. Podobno przyjechała tam genialna wróżka. Chcę, by przepowiedziała mi przyszłość z kuli. I postawiła mi tarota. Nie, że wierzę w takie bzdety. Jestem po prostu ciekawa.. Myślę, że ty też powinieneś do niej pójść. – Yoru paplała przez całą drogę. Ja myślałem właśnie o ostatnich dniach. Cały czas moje myśli krążyły wokół Dei’a. Sam dziwiłem się, czemu cały czas powracam do tego, co się stało. Oczywiście, chciałem to powtórzyć. Tylko tym razem na trzeźwo. Poza tym zastanowiły mnie słowa Yoru i zachowanie blondyna. Wzmianka o jego pierwszym razie, to jak reaguje na mnie ostatnimi dniami, niespodziewany pocałunek, łzy gdy wspomniałem o odejściu, jego słowa i wreszcie ta noc. Niepokoiło mnie to coraz bardziej. Zatopiony w rozmyślaniach niemal wpadłem na latarnię. Yoru szturchnęła mnie w łokieć.
- Nikki, co się dzieje? Słuchasz ty mnie w ogóle? – zapytała.
- Co mówiłaś? Zamyśliłem się.
- Widzę. – pokręciła głową z dezaprobatą. – Mówiłam o tym, jak bardzo zmienił się Dei, od kiedy poznał Koji’ego. Uważam, że na gorsze. Nie sądzisz? – i znów on. Prześladuje mnie nie tylko w myślach, ale i na jawie. Zaczyna mnie to męczyć. Muszę odreagować. I zmienić temat.
- Wspomniałaś coś o wesołym miasteczku. – kiwnęła głową. – Może ja też skorzystam z usług tej wróżki… - urwałem, widząc nadchodzących Kaoru i Elenę. Na rękach mieli całe naręcze papierowych toreb. – Później porozmawiamy. – szepnąłem i podszedłem do Eleny. Była rozpromieniona i miała rumieńce na twarzy. Wyglądała jak wtedy, gdy pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Stanąłem jak wryty. Dziewczyna zniknęła, zamiast niej przede mną stał Dei. Płakał. Podszedłem do niego i otarłem łzę z jego policzka. Spojrzał mi w oczy. Z trudem przywołał na twarz uśmiech. Ja tymczasem tonąłem w błękicie jego oczu. Wtulił się we mnie. Objąłem go. Był cały zmarznięty. Staliśmy pośrodku leśnej polany, okrytej śniegiem. Białe płatki wirowały wokół nas. Dei zaczął cicho łkać. Objąłem go jeszcze mocniej. Nasze serca biły w jednym rytmie. Nagle chłopak szepnął:
- Przepraszam. – i zniknął. A ja zostałem sam. Poczułem coś ciepłego na rękach. Spojrzałem na nie. Lśniły krwistą czerwienią. Zamarłem. Spojrzałem na brzuch. Był cały we krwi. Patrząc na niego z przerażeniem, uświadomiłem sobie ważną rzecz. To była krew Dei’a. Odkryłem też ukryte przesłanie. Splamiłem sobie ręce jego krwią. Doprowadziłem do jego śmierci. Łzy zaczęły ciurkiem płynąć po moich policzkach. Upadłem na kolana i zacząłem szlochać. Z oddali dochodziły do mnie słabe głosy, ciągle wzrastające na sile. Nie zwracałem na nie uwagi. Mój spazmatyczny szloch zagłuszał je coraz bardziej. Zacząłem dygotać. Czułem się, jakby ktoś wbijał powoli tysiące szpilek w moje serce. Takie poetyckie rozrywanie na kawałki. Obraz się zmienił. Leżałem na chodniku osłabiony. Chłód zniknął równie nagle jak się pojawił. Zamiast tego, twarz oświetliły mi promienie słońca. Z początku widziałem jak przez mgłę, później wzrok wyostrzył się i ujrzałem nad sobą mocno zaniepokojoną twarz Yoru. Zamrugałem kilkakrotnie. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i odsunęła się. Podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się. Elena i Kaoru mieli podobne miny.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. – wycedziła rudowłosa i wzięła głęboki oddech. – Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?! Już myślałam, że wykitujesz mi tutaj! – zupełnie zignorowała obecność Leny, brata, a nawet ludzi dookoła. Opierdalała mnie jak matka dziecko, które stłucze cenny, porcelanowy wazon. Rozumiałem ją. Też bym się tak zachowywał, gdyby mi wywinęła taki numer.
- Uspokój się siostra, przecież to nie jego wina, że odjechał! – odezwał się Kaoru. Wstał, otrzepał się i podał mi rękę. Również wstałem, lekko się zataczając. Yoru szybko podniosła się z klęczek i mnie przytrzymała. Wkurw zniknął z jej twarzy, zastąpiła go troska. Ta to zmienia miny jak kalejdoskop!
- Dzięki. – odezwałem się cicho.
- Dobrze się czujesz?
Tak, całkowicie. Zataczam się jak po napadzie na monopolowy i ojebaniu całej wódki z magazynu, przed oczami dalej mam tą pieprzoną wizję, czy co to tam było, w perspektywie mam wesołe miasteczko i użeranie się z jakąś starą raszplą, która twierdzi, że widzi przyszłość i jeszcze do tego chce mi się rzygać i płakać jednocześnie. Czuję się doprawdy zajebiście..
- Nie jest źle. Trochę kręci mi się w głowie, zaraz się rozryczę jak pięciolatek, porzygam jak doświadczony pijaczyna, ale ogólnie wszystko jest ok. – posłałem jej mój najbardziej promienny uśmiech. Nie kupiła tego.
- Sarkazm to ty sobie możesz w dupcię wsadzić. – parsknęła.
- Z miłą chęcią! Pomożesz mi? – dalej uśmiechałem się szeroko.
- Poproś Dei’a. – wycedziła tak cicho, że tylko ja to usłyszałem. Nie powiem, zatkało mnie. – Tak, jak mówiłeś, później porozmawiamy. Rób dobrą minę do złej gry. – szepnęła na odchodne, a głośniej dodała: – Widzę, że już czujesz się lepiej! Cóż, więc po co tu sterczymy? Wesołe Miasteczko czeka! – asekuracyjnie wzięła mnie pod ramię i pociągnęła w stronę wielkiego diabelskiego młyna. Moje życie to niekończący się koszmar..
* * *
Co wy się czepiacie tej biednej Eleny? Co ona wam zrobiła? Żartuję, ja też jej nie lubię. ;3 
Wyjaśniam, o co chodzi z tą "wizją". Otóż, zaspojleruję, uwaga, niezainteresowani nie czytać!  W drugiej księdze wydarzy się coś podobnego. Oczywiście nie dosłownie, ale przez pewien splot wydarzeń (a nie powiem jaki) Dei po wypadku ucieknie do lasu pełnego śniegu. Nick znajdzie go w ostatniej chwili. To tyle. ;D Przyznam, że coraz ciekawiej się robi. A co do tej noty, to mnie ona osobiście dobija, a was? :D
Do następnego! :3  

21.11.2012

"Czyżby o moich miłosnych podbojach wiedzieli wszyscy?"

   Szliśmy z Eleną przez miasto, zmierzając do celu, czyli parku. Gdy dotarliśmy, rozejrzałem się wokoło, szukając wzrokiem rudej czupryny Yoru. Ludzi było pełno - normalka w słoneczny, wakacyjny dzień. Po chwili ją zobaczyłem. Szła z chłopakiem, niewiele niższym ode mnie, którego fryzura "a la' Szopa" robiła furorę, a ciuchy wprawiały w zachwyt żeńską część obecnych. Wpatrywałem się ze sceptycyzmem w chłopaka, aż nagle zdałem sobie sprawę, iż jego towarzyszka zniknęła. W tym samym czasie obiekt westchnień połowy parku spojrzał na mnie z tajemniczym błyskiem w oczach i czymś w rodzaju rozbawienia. Widziałem to wszystko tylko przez chwilę, bo zaraz zrobiło mi się ciemno przed oczami. Na twarzy czułem drobne dłonie, zasłaniające mi widok. Od razu wiedziałem, kto to.
- Yoru! Nie męcz mnie! - dłonie zniknęły, a przede mną pojawiła się winowajczyni. Uśmiechała się szeroko. Miała na sobie lekką, chabrową sukienkę, która idealnie podkreślała jej atuty i srebrne baletki. Dziewczyna rzuciła mi się na szyję, w przyjacielskim geście.
- Nikkuś! Tak dawno się nie widzieliśmy! Tęskniłam, wiesz? - zaśmiała się. Nikkuś...? Kątem oka zobaczyłem Elenę z zazdrością na twarzy. Skupiłem się jednak na istocie, która chyba chciała mnie zabić.
- Przecież widzieliśmy się wczoraj! Złaź, bo mnie udusisz! - złapałem ją za biodra i postawiłem na ziemi. Wydęła usta w nieładnym grymasie. Wyglądała jak rozpieszczone dziecko, któremu czegoś odmówiono. Wyszczerzyłem zęby.
- Wczoraj, to strasznie dużo czasu, wiesz? A, nie przedstawiłam was. Nikki, to mój brat bliźniak, Kaoru. Kao, to jest Nick, mój przyjaciel. - wskazała na chłopaka, z którym przyszła. - A to kto? - tym razem wskazała Elenę.
- To jest Elena, moja stara znajoma. - powiedziałem.
- I była dziewczyna. - dorzuciła Elena. Zbeształem ją wzrokiem. - No co? To przecież prawda. - przewróciłem oczami i spojrzałem na rodzeństwo. Wpatrywali się w nią z nieukrywaniem szokiem. Zmarszczyłem brwi.
- Coś się stało? - spytałem. Yoru wzięła mnie za rękę. - Ej! - zdążyłem krzyknąć, zanim odciągnęła mnie na bok.
- Czy to jest TA ELENA, z którą kiedyś spałeś? - szepnęła.
- No tak, a co? Czy to coś zmienia? - zgłupiałem. Czyżby o moich miłosnych podbojach wiedzieli wszyscy?
- Ach, to dlatego Miyu powiedziała, że Dei jest załamany. Jak to sam powiedział: "Ta dziwka wróciła" czy jakoś tak. Nie dziwię się. Patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zabić. A przecież ja cię tylko przytuliłam.
- No w zasadzie.. Zaraz, Dei jest załamany? Czemu? I co to ma wspólnego z Eleną? - jeszcze bardziej zidiociałem.
- Duzio? Zresztą, nieważne. Nie chce mi się dzisiaj pływać. Jutro popływamy. ONA długo tu zostaje? - spytała, mrużąc oczy.
- Kilka dni, a co? Spoko, jutro mi pasuje. I tak nie mam żadnych planów. - odparłem zgodnie z prawdą.
- To chodź, wyślemy ich do sklepu, a sami pójdziemy do tej kawiarenki. Jestem głodna! - stwierdziła i pociągnęła mnie w kierunku naszych towarzyszy, których zostawiliśmy bestialsko.
- O, wrócili! - Kao uśmiechnął się szeroko. - Siostrzyczko, przypominam, iż nie możesz podrywać Nicka, gdyż należy on do KOGOŚ INNEGO, nieprawdaż?
- Masz rację braciszku, ale ja go wcale nie podrywam, w przeciwieństwie do tego, co myśli TA OSOBA, wiesz? - patrzyłem raz na niego, raz na nią, zupełnie zdezorientowany. O co im chodzi? Czyżby Yoru coś knuła? I kim jest, do cholery, "TA OSOBA"? Należę? Że niby jestem czyjąś własnością?! Nic kompletnie nie kapuję. W takim wypadku mam dwa wyjścia: albo spróbować wyciągnąć coś z Yoru, na co mam nikłe szanse, albo samemu się domyślić, ewentualnie pobawić się w detektywa? Wygląda na to, że szykuje się poważna rozmowa. Jak ja nienawidzę poważnych rozmów.. I to na trzeźwo, w poniedziałki! A, sorry, dziś jest sobota. Ale to nie zmienia faktu, iż na trzeźwo!
- Przepraszam, ale TEN KTOŚ nie ma najmniejszych szans na zdobycie go. Wiem, co mówię. - wtrąciła swoje trzy grosze Elena.
- Nie wiesz kilku istotnych rzeczy, moja droga. W zasadzie, ja też nie. Nick, co się wczoraj stało, że twierdziłeś, iż to nie rozmowa na telefon? - Yoru zwróciła się do mnie. Zarumieniłem się wbrew woli, a Elena prychnęła głośno.
- To co, idziemy do tej kawiarenki? - zmieniłem dyskretnie temat, odwracając się do przyjaciółki. Jej brat zmarszczył brwi.
- Ale przecież mieliśmy popływać! - oburzyła się złotooka. Poczochrałem jej jedwabiste włosy, przyciągając do siebie.
- Spoko, Lena. Po prostu dzisiaj nie mam ochoty pływać. Nie martw się, jutro to sobie odbijemy. A, i lepiej uważaj, zamierzam cię utopić - zaśmiałem się szyderczo. Dziewczyna zawtórowała mi wesołym chichotem.
- No, skoro wy idziecie do kawiarenki, to ja z Kaoru pójdziemy na zakupy. - powiedziała, a chłopakowi oczy zaiskrzyły. Chwycił ją za dłoń i puścił się pędem w stronę centrum miasta. Yoru westchnęła cierpiętniczo.
- Coś się stało, że tak wzdychasz? - spytałem.
- Nic, po prostu mój brat mnie dobija. Bardziej przejmuje się wyglądem, niż ja. Powiedz mi, bo ja już nie wiem. Czy to jest normalne?
- Każdy lubi coś innego. Powinnaś się cieszyć, że twój brat oddaje się ukochanej pasji. To całkiem fajne.
- Ładna mi to "pasja". Łażenie bez celu po jakiś durnych blaszakach z ozdobnymi szmatkami! - prychnęła.
- No już się nie dąsaj, tylko chodź do tej kawiarni. - odparłem stanowczo.
- Że niby ja się dąsam?! I może jeszcze frytki do tego?! - krzyknęła z oburzeniem. Westchnąłem. Jak ja uwieelbiam wzdychać!! <sarkazm>
- Po pierwsze: nie drzyj się. Po drugie: tak, z chęcią zjadłbym. Idziemy wreszcie?
- Tak. - chwyciła mnie pod ramię i poszliśmy. 
* * * 
Dzisiaj króciutko, ale o ile się nie mylę, następna notka nadrabia. W wordzie mówią, że ma 1916 słów. 0.o I ta notka, która będzie następnym razem jest bardzo.. jakby to ująć.. dziwna.Ostatnio ją sobie czytałam. Po skończeniu w głowie kotłowało mi się jedno: Co ja ćpałam, pisząc ten fragment? :3 Poza tym uwielbiam jeden tekst Yoru w tym. Nieważne. Najważniejsze sprawy załatwione, tak więc zgodnie z umową, którą można powiedzieć zawarłam z Hiną-chan (tak to się odmienia? :3), odpowiadając na jej komentarz. Pozdrawiam wcześniej wspomnianą oraz kochane moje trio: Werę, Lawlietkę vel Sarin i Akemi. Cieszę się, że ktoś czyta moje wypociny i że komuś się to podoba, bo mi nie. ;3 Jakby ktoś był zainteresowany, to piszę Shizayę. Moje wredne wenisko (które w gruncie rzeczy bardzo kocham, choć jest strasznie kapryśne) spowodowało powstanie pierwszych dwóch rozdziałów. Jakby ktoś chciał przeczytać, podawać maile, wyślę. :3 To tyle. Się rozpisałam z deczka.. :3 Ale to nie moja wina, że dzięki wam wróciła mi ochota do pisania "Sieroty". Tak dla zainteresowanych, zaczęłam je pisać pod koniec grudnia. Ale mniejsza. Jeszcze raz pozdrawiam, przesyłam całusy dla wszystkich czytelników i Sayonara, jak to mówią!
P.S. Chyba wszyscy domyślili się, że TA OSOBA to Dei, prawda? Zmykam. :D

13.11.2012

"I pamiętaj - nie każ mi zbyt długo czekać..."

   Wszedłem do pokoju, trzaskając drzwiami z całej siły. Ta kurwa znowu wróciła, żeby mnie zniszczyć! A Nikki kolejny raz dał się jej omotać! Muszę coś z tym zrobić, inaczej znowu mi go zabierze! Tak jak wtedy, w wakacje! Ktoś zastukał w drzwi.
- Otwarte! - krzyknąłem.
Do pokoju weszła Miyu. Błękitne włosy do pasa upięła w dwa kucyki. Czekoladowe oczy przysłaniały okulary przeciwsłoneczne, które zaraz zdjęła. Gdy zobaczyła, jak miotam się wściekły po pokoju, przystanęła.
- Co ci się stało? Nie dostałeś wystarczającej ilości budyniu na drugie śniadanie? - zakpiła. Spojrzałem na nią z żądzą mordu w oczach. - Dobra, już się nie odzywam. Widzę, że kolega nie w sosie. Nie chcemy przecież pogorszyć i tak zawiłej sytuacji, o której nie mam zielonego pojęcia, więc nie mogę nijak pomóc. A bardzo bym chciała.. - umilkła, obdarzając mnie siostrzanym uściskiem. Poczułem się jakoś raźniej. Westchnąłem i jednocześnie zdałem sobie sprawę, że cały gniew zniknął. Miyu była prawdziwą czarodziejką. Gniew zniknął, ale został smutek, który opanował moje serce.
- Masz rację, siostrzyczko. Powiem ci, z jakiego powodu się tak wściekłem.
- Słucham, skarbeńku. Starej Miyumi możesz powiedzieć wszystko. Obiecuję ci, że pomogę jak umiem.
- Nie przesadzaj, jesteś rok starsza ode mnie! - oburzyłem się. - 16 lat to nie tak dużo!
- Wiek to stan duszy. Czuję się staro. A poza tym to moja sprawa, jak na siebie mówię. A ty, słoneczko, mów lepiej, co cię tak wzburzyło, że wyglądałeś, jakbyś się nie mógł wysrać. - odsunęła się i mrugnęła do mnie. - Siadaj, odpręż się i mów. Od początku. To, co cię wzburzyło, a później to, o czym mówiłeś przez telefon. - poklepała znacząco łóżko, na którym już się usadowiła. Klapnąłem zrezygnowany i westchnąłem po raz enty dzisiejszego dnia.
- Elena wróciła. - te dwa słowa zmieniły minę mojej przyjaciółki. Wpatrywała się we mnie z jawnym szokiem w brązowych tęczówkach.
- Ta Elena, co Nick ją poznał dwa lata temu? - kiwnąłem głową. - Nie bujasz? Niesamowite...
- Nie wiesz wszystkiego. Wkurzyłem się, bo jak wszedłem do kuchni, to ona się do niego kleiła, a jemu to nie przeszkadzało. Przeciwnie - był zadowolony. No i oznajmił, że ta małpa będzie tu przez kilka dni mieszkać!! - podniosłem głos. - Od razu się nie zgodziłem, ale powiedział, że nie mam nic do gadania, bo póki nie ma rodziców, on tu rządzi. Czujesz to?!
- No to nieciekawie. Faktycznie, coś z tym trzeba zrobić. Co zamierzasz?
- Sam nie wiem. Z Eleną nie mam szans. Musiałbym zrobić coś głupiego, żeby zwrócić na niego swoją uwagę. - palnąłem bezmyślnie.
- Powiedz mu prawdę. - powiedziała z poważną miną.
- Jaką prawdę? - zgłupiałem. Błagam, oby jej nie chodziło o...
- Powiedz mu, że go kochasz. - odparła niewzruszonym tonem. Szlag by to!
- Nigdy. Po moim trupie. - wstałem i podszedłem do mini lodówki. - Chcesz coś do picia?
- Colę z lodem. Jesteś dzisiaj bardzo zgodny, wiesz? Dlaczego nie chcesz tego zrobić?
- Bo nie. Bo się boję i tyle. - odparłem, nalewając napój do szklanek. Podszedłem do łóżka i wręczyłem jej szklankę. Usiadłem i wbiłem w nią wzrok.
- Jesteś tchórzem. - parsknęła, upijając łyk.
- Nazwij to jak chcesz. - odstawiłem colę i położyłem się. - Możemy zmienić temat? I tak tego nie zrobię, więc nie ma potrzeby, żebyś się wysilała.
- Jak chcesz. Ja i tak wiem swoje. Powiesz mu to, czy tego chcesz, czy nie. Kiedyś będziesz musiał.
- Proszę cię...
- No dobra, dobra. Już nic nie mówię! Zamykam się w sobie, ot co.
- Miyu!
- Żartowałam tylko! No, już nie kłóćmy się, tylko opowiadaj swój sen! Przyznam, że od kiedy to powiedziałeś, pali mnie taka ciekawość, że nie wiem co! - uśmiechnęła się, a ja spaliłem buraka. Co ja mam jej powiedzieć?! Że to nie był sen?! Dei, weź się w garść! To twoja przyjaciółka i jej możesz powiedzieć wszystko! Ale od czego zacząć?
- Emm, to nie do końca było tak, jak myślałem. - jej mina wyrażała zdezorientowanie. - To znaczy, ten mój "sen" był nader realistyczny. Nie pamiętam go całego, tylko kilka momentów... - urwałem, czując pieczenie policzków.
- O co chodzi Dei? - spuściłem wzrok, unikając odpowiedzi. - Może inaczej. Czemu się rozłączyłeś? - westchnąłem. Mogłem od tego zacząć wyjaśnienia.
- Poczułem na szyi czyjś oddech. - twarz Miyu pokazywała zdziwienie. Zacząłem mówić bardzo, bardzo wolno. - Myślałem, że to włamywacz i że zaraz przyłoży mi nóż do gardła. Naoglądałem się za dużo horrorów i filmów akcji, wiem. Ale zamiast tego usłyszałem szept, że mam się rozłączyć i odłożyć telefon. No to zrobiłem tak. I później głos Nikkiego powiedział mi, że...
- Zaraz, zaraz. Nikkiego?! O co tu kurwa chodzi, bo ja już nic nie kapuję!
- Tak, Nikkiego! Słyszał naszą rozmowę. A konkretniej to, co ja mówiłem! - krzyczałem płaczliwym tonem. Wszystkie emocje teraz mnie uderzyły.
- Ahh, mów dalej! - zaczęła pić ze szklanki.
- Nie wiem, czy mam w to wierzyć. Bo on powiedział: "To nie był sen, mój mały..."
W tym momencie cała cola, którą Miyu miała w ustach, poleciała na moje ubranie, a sprawczyni zakrztusiła się z wrażenia. Pokasłując, rzuciła mi przepraszające spojrzenie. A ja westchnąłem i powoli wstając, podszedłem do szafy, żeby wyciągnąć nowe ciuchy. I spodnie i bluzkę miałem przemoczone napojem.
- Nic się nie stało, Miyu. Każdemu się zdarza.
- Co on powiedział?! - wypaliła szybko. Dalej była w szoku.
- Powiedział, że to się wydarzyło naprawdę, że byłem pijany, dlatego myślałem, że to sen. A potem powiedział, że ma na mnie wielką ochotę i zaczęliśmy się całować. Ale przerwał nam dzwonek do drzwi, on wyszedł, a ja, jak już się otrząsnąłem, to zadzwoniłem do ciebie. - powiedziałem to spokojnie, wyjmując rzeczy. - A teraz daruj, ale idę się przebrać. - wszedłem do łazienki, zostawiając dziewczynę samą w pokoju. Z przyzwyczajenia przekręciłem zamek i zrzuciłem z siebie t-shirt, patrząc w swoje lustrzane odbicie. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, było całkiem spore, czerwonawe przy brzegach, a różowe w środku, znamię na szyi. Wpatrywałem się w nie przez dłuższą chwilę, a w mojej głowie panował istny chaos.
- O ja pierdolę... - jedyne, co potrafiłem wykrztusić z siebie, po kilku minutach. Przypomniałem sobie jego słowa: "Zwróć uwagę na szyję i uda..". Ubrałem koszulkę i ściągnąłem spodnie. Zacząłem oglądać swoje nogi w poszukiwaniu kolejnych niespodzianek. I rzeczywiście - na lewym udzie wdzięczyła się druga malinka! O kurwa! On nie bujał. To naprawdę się stało... O ja pierdolę..!
- Dei, żyjesz? Siedzisz tam już piętnaście minut! No ja rozumiem, przebrać się, ale nie musisz się tak pindrzyć! Twojego chłoptasia tu nie ma! - głos Miyu nie wydawał się sympatyczny.
- Już wychodzę! - odkrzyknąłem, nie przejmując się jej docinkami. Włożyłem świeże spodnie i wyszedłem z łazienki. Miyu stała przed drzwiami i patrzyła na mnie z troską w oczach.
- Coś ty taki blady? Ducha zobaczyłeś? - tym razem w jej głosie nie było słychać nutki sarkazmu, jak zawsze. Naprawdę się o mnie martwiła.
- Zakręciło mi się w głowie. Nic więcej. - odparłem, zgodnie z prawdą zresztą. Szok spowodował, że cała energia się ze mnie ulotniła. Poczułem się, jakby ktoś mnie pokroił, ugotował we wrzątku, nabił na widelec, przeżuł, wypluł, a później jeszcze podeptał i przejechał po moich szczątkach walcem. Czyli nie za wesoło.
- Aha. No nic. Co ja chciałam.. A, tak! Wierzysz w to, co powiedział Nikki?
Pokiwałem głową z miną męczennika. Zmarszczyła brwi.
- Czemu?
Bez słowa odchyliłem bluzę i pokazałem jej moje "odkrycie", przekręcając głowę, by lepiej mogła zobaczyć. Zagwizdała z uznaniem.
- No, no! Profesjonalna robota, gratuluję! Ale to jeszcze o niczym nie świadczy.
- Taka sama jest na udzie. - odparłem martwym tonem. Jej oczy zabłysnęły złowrogo. Przeraziłem się. - Tylko nie każ mi tego pokazywać! - pisnąłem.
- Ależ ja nie chcę, żebyś mi pokazywał. Wierzę ci. - w tym momencie autentycznie się jej bałem. Kiedy wpadała w trans, nic nie mogło jej zatrzymać. - Wiesz, co teraz musisz zrobić? - pokręciłem szybko głową. - Wyznać mu, że go kochasz. Albo ty to zrobisz, albo ja. Wybieraj. I pamiętaj - nie każ mi zbyt długo czekać. - zaśmiała się histerycznie i wyszła z pokoju. Przez chwilę jeszcze drżałem spazmatycznie. Popełniłem błąd, mówiąc jej o tym. Teraz to do mnie dotarło. Szkoda, że trochę za późno.

* * *
Jedno muszę rzec. Kocham Miyu i jej cięty język.Czasem przypomina mi ona mnie. ^^ Pozdrawiam Werę, nieocenioną artystkę - już wiesz, dlaczego powiedziałam, że będę się czepiać? Pozdrawiam Lawlietkę i jednocześnie przepraszam za to, że się długo nie odzywam. :( Pozdrawiam Akemi i dziękuję jej za piękne słowa. Dzięki Tobie moja droga i dzięki Werze odzyskałam wenę do wstawiania notek. Mam nadzieję, że się spodoba. Mnie osobiście rzadko przypada do gustu to, co tworzę. Ale to chyba normalne :3 Do następnego!