31.07.2013

"Zobaczysz, czeka nas niezapomniany wieczór.."

Ohayou! Nie wiem, jak Wam, ale mi pogoda wyraźnie nie dopisuje. Najpierw fala morderczych upałów, a teraz niekończący się deszcz. Jednak ja uwielbiam deszcz, a zwłaszcza, kiedy siedzę sobie spokojnie w domku. :3 Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, dzisiaj, ostatniego dnia lipca, oddaję w Wasze ręce nową notkę, która może długością nie powala, ale wreszcie zaczyna się coś dziać. XD Dla mnie przynajmniej. A więc, nie pozostaje mi nic innego.. Enjoy!
* * *
 Music
                Uśmiechnąłem się delikatnie, zadowolony z efektu. Gotować to ja jednak potrafiłem. Przełożyłem swoje dzieło na talerz i, razem ze szklanką zimnego mleka, postawiłem przed nosem blondyna. Dei wyszczerzył zęby i spojrzał na mnie z radością w oczach. 
- Naleśniki! – zawołał. – Wiesz, że cię kocham, nie? 
Zamarłem, a na moich policzkach mimowolnie pojawiły się rumieńce. Dei zorientował się, co właśnie palnął i też spłonął czerwienią.
- Ee.. no.. to.. smacznego – mruknąłem cicho, odwracając głowę. Usłyszałem ciche „D-dzięki” i cichy odgłos sztućców obijających się o powierzchnię talerza. Sam jakoś głodny nie byłem, a więc po prostu nalałem sobie mleka i usiadłem obok niego, przy stole.
- Emm.. Nikki? – usłyszałem po chwili. – Mógłbyś.. się tak we mnie nie wgapiać? To trochę krępujące.
- ..Co? Ach, tak. Przepraszam – ocknąłem się. Naprawdę tak się w niego wpatrywałem? Ech. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła ósma. – Jak zjesz, pójdziemy po Elenę i będziemy się zbierać.
- Musimy? – miauknął niechętnie Dei. Posłałem mu pytające spojrzenie. – Musimy ją brać ze sobą?
- Jest gościem, a my gospodarzami. Głupio by było zostawić ją samą, nie sądzisz? – mruknąłem.
- No.. dobra.. – powiedział w końcu. – A, właśnie. Rodzice wracają szybciej, bo tata złamał kostkę na piasku – uśmiechnął się. – Nawet mama nie wie, jak to zrobił.
- Cały pan Edward – przewróciłem oczami. – Szybciej to znaczy kiedy?
- Pod koniec przyszłego tygodnia – odparł, kończąc jeść. Kiwnąłem głową, przyswajając informację.
- Zjadłeś? – spytałem po chwili. Przytaknął, dopił mleko i zaniósł naczynia do zmywarki. Wszedłem na górę i stanąłem przed pokojem Eleny. Zapukałem. 
* * * 
                Siedziała na łóżku, bazgrząc coś w starym, poniszczonym zeszycie. Genialny plan formował się w jej głowie, więc, aby nic jej się później nie pomieszało, przelewała pomysł na kartki swojego pamiętnika. Na jej wargach kwitł szeroki, przepełniony tryumfem uśmiech. Nick będzie należał do niej, tylko do niej! Nie pozwoli temu zawszonemu blondynowi nawet się do niego zbliżyć. A jeśli.. jeśli Nick nie będzie jej, nie będzie nikogo. Już ona o to zadba. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę – mruknęła, zamykając zeszyt. Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Nick.
- Niedługo wychodzimy – powiedział. – Będziemy czekać na ciebie na dole.
- Okej – odparła. Nick wyszedł, zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Przypomniała sobie, że przeglądała niedawno stronę internetową wesołego miasteczka. Jedna atrakcja szczególnie zapadła jej w pamięć. Coś w rodzaju znanego tunelu miłości. Uśmiechnęła się szeroko. Sprawi, że to będzie niezapomniany wieczór.
* * *
 
                Wyszliśmy później niż zamierzaliśmy, głównie przez to, że ta wiedźma okropnie się guzdrała. Co rusz więc prychałem, naładowany negatywnymi emocjami. Jej obecność potrafiła przyćmić każdą miłą rzecz, która zdarzyła się tego dnia.  
- Uspokój się, Dei – mruknął po raz kolejny Nick, gdy z moim ust wydobył się cichy warkot. Miałem swoje powody, żeby tak się zachowywać. Nie dość, że musiałem spędzać czas z tą flądrą i gościć ją w swoim domu, to jeszcze musiałem znosić jej zachowanie. Ubrała się jak pierwsza lepsza dziwka i wdzięczyła się do każdego faceta, którego mijaliśmy. Do Nicka też. Co chwila wieszała mu się na ramię, zagadywała go, robiła słodkie oczka. Albo była ślepa, albo głupia (chyba, że obie opcje), że nie zauważała, jak bardzo irytuje to Nikkiego. Sam doskonale wiedziałem, że nienawidzi, jak ktoś mu się narzuca. I to jeszcze w taki nachalny sposób. Okropność.
                Na miejsce dotarliśmy po jakimś czasie. Dla mnie wydawał się on wiecznością. Było jeszcze jasno, a Kao i Yoru nigdzie nie było widać. Usiadłem na ławce, ciężko wzdychając. Do mnie przysiadł się Nick. Wiedźma napomknęła mu po drodze, że chciałaby się rozejrzeć, a więc sobie poszła. Dobre i tyle.
- Co tak wzdychasz? – uśmiechnął się granatowowłosy.
- To dopiero pierwszy dzień, a już jestem nią zmęczony – miauknąłem. – Kiedy ona wreszcie zmądrzeje i zrozumie, że jej nie chcesz?
- Nie wiem. Oby jak najszybciej. Mnie też to już wnerwia – wzruszył ramionami. Błysnąłem zębami. Taka odpowiedź mnie zadowalała. – Może zaprosisz Miyumi? – spytał. Zastanowiłem się. W zasadzie, moja przyjaciółka była stworzeniem nocnym, więc chętnie zgodziłaby się na wieczorny wypad do wesołego miasteczka. I mógłbym jej powiedzieć o wszystkim. 
- Dobry pomysł – uśmiechnąłem się. Chwyciłem za komórkę… a raczej chciałem to zrobić. Tyle, że mi nie wyszło. Kieszeń, w której zwykle spoczywał mój telefon, była pusta, a ja sam klepnąłem się dłonią w czoło. Zostawiłem ją w domu, no tak. – Nie wziąłem ze sobą komórki – westchnąłem. 
- Może chcesz skorzystać z mojej? – Nikki wyciągnął telefon z kieszeni bluzy i podał mi go. Spojrzałem na niego, zamrugałem kilkukrotnie z zaskoczeniem, ale wziąłem od niego urządzenie. Jego telefon był szeroki i cienki, miał przyjemną w dotyku obudowę o ciemnoczerwonym kolorze. Odblokowałem go. Na ekranie widniał wizerunek młodej dziewczyny o czarnych włosach. To była postać z jakiejś gry, którą lubił Nick. Wystukałem pospiesznie numer Miyu. Wcisnąłem zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, dwa, trzy..
- Halo? – usłyszałem dźwięczny głos. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Hej. Masz ochotę na zabawę?
- Gdzie? – od razu się ożywiła.
- Wesołe miasteczko. Będzie nas parę osób.
- Okej, będę.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. Będziemy czekać niedaleko namiotu wróżki. Zobaczysz, czeka nas niezapomniany wieczór! – rozłączyłem się. Oddałem telefon Nikkiemu. – Przyjdzie – uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
- To dobrze – odpowiedział uśmiechem. Kiwnąłem głową. Z głośników nad nami popłynęła znana piosenka. Zacząłem nucić cicho, rozglądając się dookoła. Gdzieś między stoiskami mignęła mi zielona czupryna. Wytężyłem wzrok. Tak, to był on! Wstałem i popędziłem w tamtym kierunku. Rzuciłem się na zielonowłosego.
- Ej, co je…?! Dei?! – Koji uśmiechnął się szeroko. Puściłem go. – Co tu robisz?
- A tak się wałęsam z Nickiem i znajomą. Czekamy na innych – odparłem, wzruszając ramionami. – A ty?
- Zwiedzam – prychnął. – Szukam Nakajimy, bo gdzieś mi się zgubił. Przyszliśmy tu we trójkę, z Misako.
- Z Misako, mówisz..? – szepnąłem. Poczułem dreszcze przechodzące mi po plecach. Nie przepadałem za blondynką. Była.. straszna. I jeszcze ta cała sprawa z butelką..
- Emm.. Dei? – głos zielonowłosego przywrócił mnie do rzeczywistości. – Przepraszam cię za wczoraj. Trochę przesadziłem – w jego oczach wyraźnie malowała się skrucha.
- Nie mam ci tego za złe, Koji – uśmiechnąłem się. Spojrzał na mnie z radością.
- Naprawdę?! Uwielbiam cię! – rzucił mi się na szyję. Zachichotałem, obejmując go mocno i próbując utrzymać równowagę.
- Jesteś ciężki! – jęknąłem.
- Tu jesteś, Koji – usłyszałem chłodny, kobiecy głos. Odwróciłem się w jego stronę. Misako patrzyła na nas z politowaniem i czymś na kształt znużenia. Ziewnęła ostentacyjnie. Koji puścił mnie.
- Znalazłaś go? – spytał. Kiwnęła głową i pokazała wyświetlacz swojej komórki.
- Napisał mi, że idzie do domu, bo musi coś załatwić – odparła.  
- To ja się już zbieram. Bo to mnie zaraz zaczną szukać – uśmiechnąłem się lekko i przystąpiłem do taktycznego odwrotu. Wcale nie uciekałem!
- Ej, Dei, czekaj! – zawołał Koji. Odwróciłem się. – Może.. możemy do was dołączyć?
Przełknąłem ślinę. Nikki na pewno nie będzie zadowolony. Z drugiej strony.. To naprawdę może być niezapomniany wieczór.

* * *
Ostatnio oszalałam na punkcie Full Metal Alchemist Brotherhood, które już prawie kończę, niestety. Dlatego też dzisiejszym podkładem jest czwarty opening do tego anime, mój ulubiony zresztą. ^.^ 
Teki, masz swoje naleśniki. :D
Następna notka pojawi się w sierpniu, a może nawet więcej niż jedna. XD Nie wiem. ^.^
To straszne, że już połowa wakacji za nami. 0,o Nie chcę, żeby się skończyły, bo po nich czekają mnie egzaminy gimnazjalne. ;_; 
Nieważne. Nie będę Wam o szkole kadzić. Mam nadzieję, że się podobało. :3
Do następnego! ;*

8.07.2013

"To już moja słodka tajemnica.."

Oto i druga notka, zatrważający powrót Koji'ego! Co też szykuje nasz zielonowłosy, wspólnie z dziewczyną o imieniu Misako? Sprawdźcie sami.. :3 Enjoy.
* * *
                Blond włosy podrygiwały nieco, w rytm jej kroków. Szedł powoli za nią, podziwiając ich wdzięczny taniec. Misako była śliczna, choć jej uroda mogła podchodzić pod drapieżną. A już na pewno w połączeniu z charakterem dziewczyny. Średniej długości jasne włosy, które można było uważać za białe. Duże, szare oczy. Drobny nos, pełne usta ułożone w niebezpieczny uśmieszek albo grymas wyrażający pogardę dla świata, zależnie od nastroju. Była wysoka, szczupła, miała zgrabne ciało, hojnie obdarzone przez naturę. Uwielbiała nosić gotyckie sukienki, stroje, ozdoby. Zakochać się w jej wyglądzie było bardzo łatwo. Lecz charakter… cóż. Misako gardziła każdym, kto nie był jej w jakiś sposób użyteczny. Poza tym była wręcz podręcznikowym przykładem sadystki, uwielbiającej znęcać się nad swoimi ofiarami. Koji miał to szczęście, że kiedyś uratował jej dupę, a więc, pomimo że była dla niego oschła i nie należała do zbyt miłych, mógł na niej polegać. A cholernie teraz potrzebował jej pomocy.
- No więc? – odwróciła się do niego. – Jaki to genialny plan wymyśliłeś? I co ma z tym wspólnego słodki Nick?
- Twoja rola zaczyna się i kończy na tym, że masz go w sobie rozkochać. Poza tobą ma nie widzieć świata – mruknął, zupełnie bez emocji. – I to jak najszybciej, bo inaczej położy swoje łapska na kimś innym.
- Ach, masz na myśli Dei’a? – wyszczerzyła zęby. – Wcześniej jakoś trudno mi było uwierzyć, że się pan zakochał, panie Uchida. Pan i miłość? To od początku brzmiało niedorzecznie. Ale jednak i taki chuj jak ty ma uczucia.
- Zamkniesz się?! – warknął. Zignorowała go.
- Rozumiem. Nie chcesz, aby słodki Nick zakręcił się wokoło twojego uroczego blondynka, bo wiesz, że blondynek jest w nim po uszy zakochany! A jeśli się spikną, ty pójdziesz w odstawkę i skończą się twoje marzenia.. – zaśmiała się głośno. Prychnął. Zbyt dobrze go znała.
- A więc pomożesz czy nie? – wycedził. Zacmokała z niezadowoleniem.
- Oczywiście, że pomogę, kochanie. Jak możesz w to wątpić? Jesteś moim kochanym braciszkiem – przytuliła go do siebie. – A poza tym, doskonale wiesz, że ja też mam słabość do małego Nicka. Oboje na tym skorzystamy.
- Więc zdaję się na ciebie. Lepiej będzie, jak sama się tym zajmiesz, niż gdybym mówił ci, co masz robić – mruknął. Był już spokojniejszy.
- Jestem tego samego zdania. A mogę spytać.. jaka jest druga część planu?
- To już moja słodka tajemnica – błysnął zębami. Wyglądał doprawdy przerażająco.
* * *
                Miałem ciekawy sen. Byłem jednorożcem, który wesoło hasał sobie po tęczowym lesie i jadł karmelowe kwiatki, zagryzał marcepanowymi pszczołami, a srał kolorowymi motylkami. Normalny człowiek poważnie zastanowiłby się nad tym, czy nie ćpał czegoś poprzedniego dnia. Albo czy na pewno jest zdrowy psychicznie. Ja zawsze miałem popieprzone sny, a więc nie przejąłem się tym zbytnio. Powróciłem do rzeczywistości w dość drastyczny sposób. Coś zaczęło strasznie rzępolić, a potem ktoś burczał mi nad uchem. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że to moja poduszka rozmawia przez telefon. Dziwne, nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek rozmawiała męskim głosem. No i skąd miała komórkę? Przyjąłem zatem, że wciąż śpię, więc przycisnąłem mocniej nos do poduszki (która wciąż rozmawiała) i spróbowałem znów zasnąć.
                Tym razem śniło mi się, że zostawiłem włączony piekarnik, kiedy robiłem spaghetti, a później zmienił się w zieloną krowę, na ciele której pojawiały się truskawkowe plamy, za każdym razem, kiedy mówiła „drzewo”. A gdy zrobiła się cała truskawkowa, wyrosły jej skrzydła z gałęzi i wzbiła się w powietrze, wylatując przed kuchenny okap. Abstrakcja! Kto to widział, żebym ja gotować umiał! Wkurzyłem się, bo we śnie skalałem ręce tym haniebnym zajęciem. Burknąłem coś nieskładnie pod nosem. W uszach zadudnił mi czyjś śmiech, a moja poduszka zaczęła się niebezpiecznie trząść. Otworzyłem jedno oko, kipiąc wściekłością. Leżałem na Nicku. Jakoś niespecjalnie się tym przejąłem.
- Czy mógłbyś się, z łaski swojej, nie ruszać? I nie rycz jak wół. Ludzie spać próbują – warknąłem przyjaźnie. Nick wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem. Podniosłem się do siadu, mierząc go zaspanym spojrzeniem. – Co za niewychowana poduszka mi się trafiła – westchnąłem z miną męczennika. Nikki otarł łzy z kącików oczu.
- Ledwo żeś wstał, a już na mnie burczysz? Doprawdy. A ja cię tu na własnych rękach przyniosłem, niewdzięczniku – zakpił. Rozejrzałem się. W domu byłem, a dokładniej to w salonie. Co za dziwna cholera? Przecież ostatnim razem, jak byłem przytomny, to leżałem na gałęzi cynamonowca, wtulony w… Jezus Maria! Moje policzki zapłonęły żywym ogniem. – Dei? Co jest? Czemu się tak czerwienisz?
- Ja.. Co ja tu robię? – wydukałem. Uśmiechnął się szeroko, czochrając mnie po włosach. Z tego wszystkiego, to się jeszcze bardziej zarumieniłem.
- Głuchy jesteś? Przyniosłem cię tu. Czesiek nas na gałęzi cynamonowca znalazł, obudził mnie przy tym. I.. jakoś tak wyszło, że zaniosłem cię tutaj. Spałeś słodko, budzić cię nie chciałem. Potem sam zasnąłem.
- Aha – tyle byłem w stanie wykrzesać. – Czyli, że.. no.. przepraszam.
- Za co? – uniósł brew. Przełknąłem ślinę.
- Spałem na tobie, wcześniej też, no i.. nieść mnie musiałeś.. – miauknąłem. Prychnął tylko.
- Nie przepraszaj, głupi, bo nie masz za co. Zawsze mogłem cię tam zostawić, więc wiesz – burknął.
- Nie zrobiłbyś tego – uśmiechnąłem się. Spojrzał na mnie dziwnie.
- Mówisz? Skoro taki jesteś tego pewien, nie będę wyprowadzał cię z błędu – zaśmiał się. Jego śmiech udzielił się i mi. Po chwili zawtórował nam mój żołądek. Ucichłem, spuszczając głowę. – Ktoś tu jest głodny. Złaź ze mnie, to ci coś przygotuję.
- Okej, okej – znów się uśmiechnąłem. Posłusznie spełniłem polecenie, a potem podreptałem za nim do kuchni. Kątem oka zauważyłem Elenę siedzącą na schodach. Wzruszyłem ramionami, stwierdzając, że nie bardzo mnie ona obchodzi. Usiadłem przy stole i przeniosłem wzrok na Nicka. Uwielbiałem patrzeć jak gotuje. – A co mi upichcisz? – zagaiłem go. Odwrócił się do mnie i posłał mi szeroki uśmiech.
- To już moja słodka tajemnica – powiedział. 
* * *
Tak więc, jak już napisałam, notki te były majową i czerwcową. Lipcowej oczekujcie pod koniec miesiąca. A może pojawią się jeszcze inne, z racji trwających wakacji? Nie wiem. Jak dorwę coś, na czym będę mogła pisać, podczas pobytu na obozie, naskrobię. I zaserwuję Wam, jeśli powstanie na tyle zadowalające. 
Cieszę się, że wciąż jesteście ze mną i czytacie moje twory. To tak naprawdę dzięki Wam powstają kolejne notki i blog dalej prosperuje. Mam nadzieję, że wciąż będziecie czytać. Do następnego. ;*
P.S. Przepraszam, że takie krótkie.. :c

"Zdecydowanie mógłbym się w tobie zakochać.."

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, poza tym, że dzisiaj trochę więcej niż zwykle (dwie średniej długości notki, podchodzące chyba nawet pod krótkie), bo w środę wyjeżdżam na obóz. ^.^ Są to notki: majowa i czerwcowa. Lipcowej możecie oczekiwać pod koniec miesiąca, gdy wrócę. :3 Enjoy.
* * *

                Otworzyłem oczy. Ujrzałem ciemnozielone liście, mnóstwo liści. Zamrugałem kilka razy.
- Zasnąłem? – szepnąłem cicho. Tak, musiałem przysnąć. – Ech. A śnił mi się taki piękny sen.. – miauknąłem. Wiatr zdmuchnął kilka liści z drzewa. Uśmiech rozjaśnił moją twarz. No tak, cynamonowiec. Siedziałem tutaj i rozmyślałem, zanim zasnąłem. Westchnąłem cicho. Zmarszczyłem brwi. Coś mi zalegało na klatce piersiowej. Spojrzałem w dół. Dei spał sobie smacznie, wtulając się we mnie jak w poduszkę. Mimowolnie znów się uśmiechnąłem i pogładziłem go po włosach. Zamruczał coś cicho, mocniej się do mnie przytulając. Schowałem twarz w jego jasnych włosach. Ślicznie pachniał, musiałem to przyznać. Westchnąłem. Zrobiło się tak błogo i miło. Zupełnie, jakby zatrzymał się czas.
                A może.. od początku nie miałem racji? Może moje serce, po tylu upokorzeniach ze strony ludzi, którzy w większości chcieli „umilić” życie biednej sierotce, zamknęło się i postanowiło nie dopuszczać do siebie nikogo? Może po prostu byłem tak cholernie uparty i ślepy, że nie widziałem tego, co działo się tuż pod moim nosem? Pewnie tak. Więc teraz trzeba będzie wszystko naprawić. Przytuliłem mocniej Dei’a.
- Ciekawe czy.. – urwałem na moment. Przełknąłem ślinę. – Ciekawe czy mógłbym się w tobie zakochać? – szepnąłem. Nie odpowiedział mi, na co i tak nie liczyłem. Miłość istniała, on był tego najlepszym przykładem. Ale.. czy ja byłem w stanie do niej dojrzeć? – Przekonamy się – mruknąłem. Usłyszałem szelest wśród liści.
- No, tutaj jesteście, gołąbeczki! – znikąd pojawił się Czesław. Odgarniał gałęzie, szczerząc się do mnie. Zmarszczyłem brwi.
- Czesiek? Co ty robisz? – szepnąłem. Czes uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe.
- No jak to, co? Szukamy was! – specjalnie podkreślił „szukamy”. Poszerzył moje pole widzenia, przez co dostrzegłem Elenę, smętnie wpatrującą się w trawę. – Panienka przyszła do mnie z tekstem, że długo Cię nie ma, a ona się martwi. Innego wyboru nie miałem, wybacz – szepnął cicho. Kiwnąłem głową. – To jak? Wracamy? – ryknął. Spiorunowałem go wzrokiem, jednocześnie sprawdzając, czy Dei wciąż śpi.
- Jak go obudzisz, zabiję – burknąłem. Kiwnął głową z uśmiechem. Wrócił na trawę.
- To może podaj mi go i sam zejdź, co? – spytał. Zgodziłem się, jakoś podałem mu śpiącego blondyna, sam zszedłem i od razu podszedłem do Cześka.
- Możesz mi go już oddać – mruknąłem. Udałem, że nie widzę przestraszonego wyrazu twarzy Eleny. Czesiek zmarszczył brwi, ale nie powiedział nic, a Dei znów wylądował w moich ramionach. My tymczasem skierowaliśmy się do rezydencji.
                Żadne z nas nie odzywało się. Czesiek pogwizdywał coś pod nosem, idąc przodem, Elena szła z tyłu, powłócząc nogami, a ja czułem się skrępowany, gdy tak mnie eskortowali.
- Może chcesz się zmienić? Nie jest ci zbyt ciężko? – odezwał się w końcu Czes, spoglądając na mnie przez ramię. Pokręciłem głową.
- Nie, dzięki – odparłem. – Lekki jest – mruknąłem. Mężczyzna kiwnął głową i więcej nic nie mówił. Przyjąłem to z ulgą, bo i ja nie miałem ochoty na rozmowę.
                Dei’a położyłem na kanapie i opatuliłem kocem. Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem mleko, z zamiarem zrobienia sobie gorącej czekolady. Elena stanęła w progu i patrzyła na mnie dziwnie.
- Chcesz czekolady? – spytałem, zauważając ciastka. Złapałem jedno i ugryzłem. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie, dziękuję – szepnęła cicho. Uniosłem brew, ale nie odezwałem się. Podgryzając ciastko za ciastkiem, zrobiłem czekoladę dla siebie i, po namyśle, również dla Dei’a. Wziąłem kubki, zwinąłem miskę z ciastkami i minąłem ją, wracając do salonu. Odstawiłem kubki i miskę na stół. Chłopak wciąż spał. Tak bardzo.. przypominał Ala. Westchnąłem, siadając obok niego. Zauważyłem, że drży. Pogłaskałem go po włosach. Podniósł się, spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Zrobił coś, co totalnie mnie rozwaliło. Usiadł mi na kolanach i wtulił się we mnie, po czym znów zasnął. Parsknąłem śmiechem, łapiąc za mój kubek. Okryłem go szczelniej kocem i zająłem się czekoladą. Udałem, że nie widzę zbolałego spojrzenia Eleny. To nie było w porządku, ale lepsze to, niż dawanie jej złudnej nadziei. Tak przynajmniej sądziłem. Osuszyłem swój kubek, kubek Dei’a, wyżarłem wszystkie ciastka i sapnąłem z zadowoleniem. Zaraz jednak pożałowałem. Bo kiedy innych ludzi cukier pobudzał i ożywiał, u mnie powodował jedynie.. senność.
                Obudził mnie dzwonek telefonu. Burcząc coś pod nosem, wymacałem swoją komórkę, wyciągnąłem ją i odebrałem.
- No? – ziewnąłem, zasłaniając usta dłonią.
- Co ty taki niewyraźny? Spałeś? – usłyszałem głos Yoru. – Gdzie jesteś?
- W domu. A gdzie mam być? I tak, spałem. Jak obiad? Smaczny? – prychnąłem.
- A jak sądzisz? Nieważne. Słuchaj, ja i Kao mamy dom do wysprzątania, możemy się spóźnić.
- Spoko. Jeszcze.. – odnalazłem zegarek wiszący na ścianie – macie trochę czasu. Będziemy na was czekać przed namiotem wróżki, a więc się nie bójcie. Coś jeszcze?
- Masz gdzieś tam Dei’a pod ręką? – spytała. Chłopak miauknął coś pod nosem, chowając nos w mojej koszulce.
- Taa, ale raczej sobie nie pogadacie – uśmiechnąłem się.
- Co? Czemu? Nick, co się tam dzieje?
- Boże, śpi, panikaro jedna. Budzić go nie będę – burknąłem. – Zbyt wiele się ostatnio wydarzyło. Niech śpi.
- Po.. powiedział ci? – musiałem się wysilić, aby ją usłyszeć.
- A i owszem, powiedział. To wszystko? – stłumiłem ziewnięcie.
- Taa, wszystko. No, to pa, do wieczora. Przepraszam, że cię obudziłam – mruknęła.
- Nic się nie stało. Do wieczora – rozłączyłem się. Komórka poleciała na stół. Spojrzałem na Dei’a, przeczesałem palcami blond włosy. Poczułem się.. dziwnie. Jak wędrowiec, który po wielu latach bezustannej tułaczki wreszcie odnalazł zaciszną przystań. I nie zamierzał tak szybko jej opuszczać.
- Tak. Zdecydowanie mógłbym się w tobie zakochać – szepnąłem. 
* * *
Nasz Nikki dojrzewa. ^.^ A tak na poważnie - coś mi cały ten rozdział w głowie krótki wychodzi, dlatego wzbogacę go nieco, abyście tak szybko finału nie doczekali. Wredna ja. :D
Mam nadzieję, że przypadło Wam do gustu. Przepraszam za zwłokę, błędy i za wszystko inne.