* * *
Otworzyłem oczy. Ujrzałem ciemnozielone liście, mnóstwo
liści. Zamrugałem kilka razy.
- Zasnąłem? – szepnąłem cicho. Tak, musiałem przysnąć. –
Ech. A śnił mi się taki piękny sen.. – miauknąłem. Wiatr zdmuchnął kilka liści
z drzewa. Uśmiech rozjaśnił moją twarz. No tak, cynamonowiec. Siedziałem tutaj
i rozmyślałem, zanim zasnąłem. Westchnąłem cicho. Zmarszczyłem brwi. Coś mi
zalegało na klatce piersiowej. Spojrzałem w dół. Dei spał sobie smacznie,
wtulając się we mnie jak w poduszkę. Mimowolnie znów się uśmiechnąłem i
pogładziłem go po włosach. Zamruczał coś cicho, mocniej się do mnie
przytulając. Schowałem twarz w jego jasnych włosach. Ślicznie pachniał,
musiałem to przyznać. Westchnąłem. Zrobiło się tak błogo i miło. Zupełnie,
jakby zatrzymał się czas.
A
może.. od początku nie miałem racji? Może moje serce, po tylu upokorzeniach ze
strony ludzi, którzy w większości chcieli „umilić” życie biednej sierotce,
zamknęło się i postanowiło nie dopuszczać do siebie nikogo? Może po prostu
byłem tak cholernie uparty i ślepy, że nie widziałem tego, co działo się tuż
pod moim nosem? Pewnie tak. Więc teraz trzeba będzie wszystko naprawić.
Przytuliłem mocniej Dei’a.
- Ciekawe czy.. – urwałem na moment. Przełknąłem ślinę. –
Ciekawe czy mógłbym się w tobie zakochać? – szepnąłem. Nie odpowiedział mi, na
co i tak nie liczyłem. Miłość istniała, on był tego najlepszym przykładem.
Ale.. czy ja byłem w stanie do niej dojrzeć? – Przekonamy się – mruknąłem.
Usłyszałem szelest wśród liści.
- No, tutaj jesteście, gołąbeczki! – znikąd pojawił się
Czesław. Odgarniał gałęzie, szczerząc się do mnie. Zmarszczyłem brwi.
- Czesiek? Co ty robisz? – szepnąłem. Czes uśmiechnął się
jeszcze szerzej, o ile było to możliwe.
- No jak to, co? Szukamy was! – specjalnie podkreślił
„szukamy”. Poszerzył moje pole widzenia, przez co dostrzegłem Elenę, smętnie
wpatrującą się w trawę. – Panienka przyszła do mnie z tekstem, że długo Cię nie
ma, a ona się martwi. Innego wyboru nie miałem, wybacz – szepnął cicho.
Kiwnąłem głową. – To jak? Wracamy? – ryknął. Spiorunowałem go wzrokiem,
jednocześnie sprawdzając, czy Dei wciąż śpi.
- Jak go obudzisz, zabiję – burknąłem. Kiwnął głową z
uśmiechem. Wrócił na trawę.
- To może podaj mi go i sam zejdź, co? – spytał.
Zgodziłem się, jakoś podałem mu śpiącego blondyna, sam zszedłem i od razu
podszedłem do Cześka.
- Możesz mi go już oddać – mruknąłem. Udałem, że nie
widzę przestraszonego wyrazu twarzy Eleny. Czesiek zmarszczył brwi, ale nie
powiedział nic, a Dei znów wylądował w moich ramionach. My tymczasem
skierowaliśmy się do rezydencji.
Żadne
z nas nie odzywało się. Czesiek pogwizdywał coś pod nosem, idąc przodem, Elena
szła z tyłu, powłócząc nogami, a ja czułem się skrępowany, gdy tak mnie
eskortowali.
- Może chcesz się zmienić? Nie jest ci zbyt ciężko? –
odezwał się w końcu Czes, spoglądając na mnie przez ramię. Pokręciłem głową.
- Nie, dzięki – odparłem. – Lekki jest – mruknąłem.
Mężczyzna kiwnął głową i więcej nic nie mówił. Przyjąłem to z ulgą, bo i ja nie
miałem ochoty na rozmowę.
Dei’a
położyłem na kanapie i opatuliłem kocem. Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem
mleko, z zamiarem zrobienia sobie gorącej czekolady. Elena stanęła w progu i
patrzyła na mnie dziwnie.
- Chcesz czekolady? – spytałem, zauważając ciastka.
Złapałem jedno i ugryzłem. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie, dziękuję – szepnęła cicho. Uniosłem brew, ale nie
odezwałem się. Podgryzając ciastko za ciastkiem, zrobiłem czekoladę dla siebie
i, po namyśle, również dla Dei’a. Wziąłem kubki, zwinąłem miskę z ciastkami i
minąłem ją, wracając do salonu. Odstawiłem kubki i miskę na stół. Chłopak wciąż
spał. Tak bardzo.. przypominał Ala. Westchnąłem, siadając obok niego.
Zauważyłem, że drży. Pogłaskałem go po włosach. Podniósł się, spojrzał na mnie
nieprzytomnym wzrokiem. Zrobił coś, co totalnie mnie rozwaliło. Usiadł mi na
kolanach i wtulił się we mnie, po czym znów zasnął. Parsknąłem śmiechem, łapiąc
za mój kubek. Okryłem go szczelniej kocem i zająłem się czekoladą. Udałem, że
nie widzę zbolałego spojrzenia Eleny. To nie było w porządku, ale lepsze to,
niż dawanie jej złudnej nadziei. Tak przynajmniej sądziłem. Osuszyłem swój
kubek, kubek Dei’a, wyżarłem wszystkie ciastka i sapnąłem z zadowoleniem. Zaraz
jednak pożałowałem. Bo kiedy innych ludzi cukier pobudzał i ożywiał, u mnie
powodował jedynie.. senność.
Obudził
mnie dzwonek telefonu. Burcząc coś pod nosem, wymacałem swoją komórkę,
wyciągnąłem ją i odebrałem.
- No? – ziewnąłem, zasłaniając usta dłonią.
- Co ty taki niewyraźny? Spałeś? – usłyszałem głos Yoru.
– Gdzie jesteś?
- W domu. A gdzie mam być? I tak, spałem. Jak obiad?
Smaczny? – prychnąłem.
- A jak sądzisz? Nieważne. Słuchaj, ja i Kao mamy dom do
wysprzątania, możemy się spóźnić.
- Spoko. Jeszcze.. – odnalazłem zegarek wiszący na
ścianie – macie trochę czasu. Będziemy na was czekać przed namiotem wróżki, a
więc się nie bójcie. Coś jeszcze?
- Masz gdzieś tam Dei’a pod ręką? – spytała. Chłopak
miauknął coś pod nosem, chowając nos w mojej koszulce.
- Taa, ale raczej sobie nie pogadacie – uśmiechnąłem się.
- Co? Czemu? Nick, co się tam dzieje?
- Boże, śpi, panikaro jedna. Budzić go nie będę –
burknąłem. – Zbyt wiele się ostatnio wydarzyło. Niech śpi.
- Po.. powiedział ci? – musiałem się wysilić, aby ją
usłyszeć.
- A i owszem, powiedział. To wszystko? – stłumiłem
ziewnięcie.
- Taa, wszystko. No, to pa, do wieczora. Przepraszam, że
cię obudziłam – mruknęła.
- Nic się nie stało. Do wieczora – rozłączyłem się.
Komórka poleciała na stół. Spojrzałem na Dei’a, przeczesałem palcami blond
włosy. Poczułem się.. dziwnie. Jak wędrowiec, który po wielu latach bezustannej
tułaczki wreszcie odnalazł zaciszną przystań. I nie zamierzał tak szybko jej
opuszczać.
- Tak. Zdecydowanie mógłbym się w tobie zakochać –
szepnąłem.
* * *
Nasz Nikki dojrzewa. ^.^ A tak na poważnie - coś mi cały ten rozdział w głowie krótki wychodzi, dlatego wzbogacę go nieco, abyście tak szybko finału nie doczekali. Wredna ja. :D
Mam nadzieję, że przypadło Wam do gustu. Przepraszam za zwłokę, błędy i za wszystko inne.
No, no! Fajnie, mój żołnierzu. c; Co ja więcej mogę napisać? Betsuni.
OdpowiedzUsuńHmm Nikuś staje się mężczyzną. xD
Bożebożebożebożeee *Q* Kocham Cię! I nie oddam nikomu. Muzyka śliczna, aczkolwiek odczuwam małe deja vu, chyba Akemi już go miała XD Lecę do następnej notki <3
OdpowiedzUsuńRozdzialik był super. Może i wiele się nie wydarzyło, ale na pewno był potrzebny. A samo zakończenie cudowne ^^. Hihi, bardzo lubię takie słodkie przerywniki.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest cudowny, Deo naprawdę rewelacyjnie musiał się czuć w jego ramionach... mam nadzieję, że Elena nie popsuje tej sielanki....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia