27.04.2013

"Wojna dalej trwa, a ja zamierzam ją wygrać.."

Dzień dobry. ^.^ Jakiż wspaniały mamy dzisiaj dzień. Mimo, że pogoda pod zdechłym Azorkiem, możecie cieszyć się dzisiaj świeżutką i jeszcze ciepłą noteczką, którą skończyłam wczoraj/dzisiaj. Jak wyłączałam kompa, była już pierwsza w nocy. ^^ Mniejsza.Wyszła krótka w miarę, ale postarałam się dużo w niej zawrzeć. Jest Czesio i jego mądrości, jest Elena i jej złośliwości, wplotłam rodzinną rozmowę, no i oczywiście dużo Dei'a. :D Ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje.. Mniejsza, nie będę Wam spoilerować. Enjoy! 
* * *
                Westchnąłem. Czułem, jak wielki, cholernie ciężki kamień spada z mojego serca i z głośnym świstem ląduje na podłodze, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Uśmiechnąłem się nawet. Nawet! Bo w końcu nie wiedziałem kompletnie nic. Nie licząc tego, że jakoś to przyjął i nie wyśmiał mnie. Tego się nie spodziewałem. Szczerze mówiąc, nie liczyłem na więcej. Znów westchnąłem. Byłem zmęczony całym tym dniem. Kątem oka zauważyłem Elenę, wyłaniającą się zza ściany.
- Wszystko słyszałaś – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. Kiwnęła głową. – Tak myślałem. Następnym razem znajduj lepsze kryjówki.
- Zamknij się – warknęła. – Gdzie poszedł?
- Skąd mam wiedzieć? Nie łażę za nim krok w krok, tak jak niektórzy – burknąłem. Prychnęła.
- Jaki wyszczekany się zrobiłeś! Co nie zmienia faktu, że nadal jesteś wstrętnym smarkiem, który stoi mi na drodze – wycedziła. Wstałem i skierowałem się do kuchni. Miałem w dupie to, że mnie obrażała. Niech sobie pogada, tyle może. – Słuchasz ty mnie w ogóle?! – zirytowała się.
- Odpowiedź brzmi: nie, moja droga. – Odparłem. Skrzywiła się. – Czego chcesz? – zdziwiła się. - Bez powodu to byś raczej ze mną nie rozmawiała – wyciągnąłem z lodówki puszkę coli. Otworzyłem ją. Mimowolnie uśmiechnąłem się, przypominając sobie rozmowę z Miyu i jej skutki. Będę musiał do niej zadzwonić i się „pochwalić”. Jakby było czym.
- No.. fakt – mruknęła. – Mam parę pytań, bo nie wszystko zrozumiałam.
- Co za bezczelność! – udałem oburzenie. – Nie dość, że podsłuchuje, to jeszcze pytania chce zadawać!
- Zamknij się, idioto. I łaskawie udziel mi odpowiedzi – warknęła. Zachichotałem.
- Zdecyduj się, kobieto. Mam się zamknąć czy odpowiadać na twoje pytania? – uniosłem brew, rozbawiony. Burknęła coś pod nosem, wzięła głęboki wdech i cicho policzyła do dziesięciu.
- Odpowiesz mi czy nie? Bo inaczej pójdę do Nicka – powiedziała spokojnie. Westchnąłem (który to już raz?) i skinąłem głową. – Pytanie pierwsze: czy ty i on.. no wiesz.. jesteście razem? – wydusiła z trudem.
- Chciałbym, ale nie – szepnąłem. Odetchnęła z ulgą. Udałem, że tego nie słyszę. Upiłem łyk napoju.
- Pytanie drugie: o co chodziło z „tą nocą”? – zakreśliła w powietrzu cudzysłów. Spojrzałem jej w oczy, w których ujrzałem wyczekiwanie.
- Bo widzisz.. – zacząłem. – Wczoraj mieliśmy imprezę. No i… to długa historia – mruknąłem. – W skrócie chodzi o to, że się najebałem i.. ja i Nikki.. my.. przespaliśmy się – powiedziałem w końcu. – Po kiego grzyba ja ci to mówię? – szepnąłem. Patrzyła na mnie z szokiem i przerażeniem w bursztynowych oczach.
- Wkręcasz mnie. Powiedz, że mnie wkręcasz – miauknęła. Pokręciłem głową.
- Słuchaj, jak mi nie wierzysz, spytaj jego, on więcej pamięta. Ja prawie nic, więc wiesz – stwierdziłem. – Zamierzasz mi dalej dupę zawracać, czy już dowiedziałaś się tego, czego chciałaś? – zapytałem.
- To wszystko. Ale pozwól, że ci coś powiem – podeszła do mnie. W jej oczach odbijało się coś, czego nie umiałem za bardzo określić. Odłożyłem puszkę i popatrzyłem na nią z zaciekawieniem. – Wiem, że słyszałeś.
- Ale cóż takiego, moja droga? – udałem, że nie wiem, o co jej chodzi. Skrzywiła się.
- Doskonale wiesz. To, że Nick dał mi kosza – warknęła.
- Ach, to – uśmiechnąłem się. – Prawda, było coś takiego.
- Tak więc, ja nie zamierzam się poddawać. On jeszcze będzie mój, zobaczysz. Nie ma takiej możliwości, żebym przegrała z.. – urwała. Uniosłem nieco brew – z tobą.
- Mówisz? Żałosne – parsknąłem śmiechem. – Czyż on nie powiedział ci, że między wami nic już nie będzie? Głupiutka jesteś, jeśli na cokolwiek liczysz.
- A co? Już zaklepałeś go dla siebie? – syknęła. – Och, doprawdy, zaraz się popłaczę.
- Nie zaklepałem, kochanie. Ale szanuję jego decyzję.
- Tak? Więc co zamierzasz teraz zrobić, Dei? – spytała kpiącym tonem. – Wpakujesz mu się znowu do łóżka? Będziesz tak namolny, że wreszcie zostaniecie razem, choć z jego strony będzie to jedynie litość?
- Nie jestem tobą – burknąłem. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć. – Daj mi skończyć. Będę walczył. Będę walczył o niego, dopóki wystarczy mi sił – powiedziałem spokojnie. – Chyba, że powie mi, że mnie nie chce. Wtedy odpuszczę. Ale do tego momentu nie pozwolę ci się do niego zbliżyć. I ja, w przeciwieństwie do ciebie, skarbie, mam sprzymierzeńców. Pierwsza runda była na twoim terenie, więc ją wygrałaś. Czas zacząć drugą. Wojna dalej trwa, a ja zamierzam ją wygrać – cały czas mówiłem spokojnym głosem, w którym nie było ani grama emocji. A czy w duszy zachowywałem spokój? Taa, chciałbym. Z całej siły starałem się nie trząść, taki byłem wściekły na tę flądrę. Najchętniej wyjebałbym ją na bruk, ale wolałem nie wkurwiać Nikkiego. Samobójcą nie byłem. Chyba. – Rozumiemy się?
- Oczywiście. Ale na twoim miejscu nie napalałabym się tak bardzo na zwycięstwo – uśmiechnęła się złośliwie. Już chciałem się odezwać, gdy zadzwoniła moja komórka. Wyciągnąłem ją z kieszeni, trochę zdziwiony. Zamrugałem kilkukrotnie, widząc numer, który dzwonił.
- Mama? Coś się stało? – odebrałem.
- Nie, synku. Czemu pytasz? – roześmiała się. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Dzwonisz tak bez uprzedzenia, więc się wystraszyłem, że coś się dzieje.
- Spokojnie, Dei, wszystko w porządku. Dzwonię tylko po to, żeby powiadomić cię, że z powodu twojego ojca, który skręcił sobie kostkę w dość niewyjaśnionych okolicznościach, wrócimy pod koniec przyszłego tygodnia.
- Co on znowu zrobił? – jęknąłem. Tata znany był przede wszystkim ze swojej ciapowatości.
- Potknął się na piasku. Nie wiem, jak on to zrobił, ale skręcił kostkę.
- Aha? A czemu dzwonisz akurat do mnie, mamo?
- Próbowałam zadzwonić do Nicka, ale nie odbiera. Wiesz może, co się stało? – spytała z nutką podejrzliwości w głosie.
- Wiesz, my.. – urwałem, szukając odpowiedniej wymówki. – Pokłóciliśmy się trochę.
- Ojoj, to niedobrze.. – mruknęła. Westchnąłem. – Musisz z nim porozmawiać, słonko. Dopóki sprawa jest świeża.
- Masz rację, mamo. To ja pójdę go poszukać. Pozdrów tam tatę – szepnąłem. Oczyma wyobraźni widziałem jej ciepły uśmiech.
- Pewnie. Tęsknię za wami.. – szepnęła.
- My też.. Uważajcie na siebie, pa – mruknąłem, rozłączając się. Chwyciłem napój, wypiłem duszkiem zawartość, wyrzuciłem puszkę, zignorowałem Elenę i wyszedłem z domu. Skierowałem się w stronę składziku. Tam zwykle przesiadywał osobnik, którego teraz potrzebowałem. Czesław Wspaniały.
                Zapukałem. Odpowiedział mi dźwięk spadającego metalu i kilka przekleństw. Zachichotałem pod nosem. Otworzył mi Czesiek. Miał na głowie pokaźnych rozmiarów garnek. Zdjąłem go i podałem mu. Uśmiechnął się z wdzięcznością i gestem zaprosił mnie do środka.
- Co cię do mnie sprowadza, Dei? – zapytał.
- Szukam Nicka. Widziałeś go może?
- Nie tylko widziałem, ale i rozmawiałem – odparł. – Powiedział mi, że wyznałeś mu miłość.
- E.. ja.. t-to wcale nie tak! – miauknąłem, rumieniąc się. Zaśmiał się pod nosem.
- Spokojnie, już wcześniej wiedziałem. – Spojrzałem pytająco. – Następnym razem, kiedy rozmawiasz z Miyumi na poważne tematy, zamykajcie okna, bo wszystko słychać.
- Rozumiem.. – mało mnie to w tej chwili obchodziło, skoro Nick już wiedział. - Mogę spytać, co Ci mówił?
- Nic konkretnego właściwie. Ale widać było, że nie wie, co ma teraz zrobić. Czuje się pewnie cholernie zagubiony. – Westchnął cicho. Spuściłem głowę.
- Gdybym wiedział, że tak zareaguje.. nie powiedziałbym mu – szepnąłem. Czes syknął. – Hm?
- Nie żałuj. Nie żałuj, bo jeśli będziesz żałował, nic nie osiągniesz. Nie patrz za siebie, tylko przed siebie. Inaczej pierdolniesz w słup albo coś innego, co stanie ci na drodze – zakończył cierpko. Zachichotałem.
- Co racja to racja. Pójdę z nim pogadać. Dzięki za radę, o Wielki! – zawołałem z uśmiechem.
- Do usług, Dei – wyszczerzył się. Wyszedłem z szopy. Wróciłem się.
- To gdzie jest Nick? – zapytałem.
- Szukaj w okolicach cynamonowca – mruknął. Skinąłem głową, rzuciłem głośne „dzięki” i tym razem naprawdę opuściłem składzik.
                Cynamonowiec. Uśmiechnąłem się. Tyle wspomnień powracało, gdy patrzyłem na to cudowne drzewo. Tyle wspaniałych wspomnień.
- Jedno z moich ukochanych miejsc – mruknąłem z lekkim uśmiechem. Obszedłem drzewo dookoła, ale nigdzie nie zauważyłem granatowej czupryny. Wzruszyłem ramionami i postanowiłem odpocząć. Usiadłem w cieniu drzewa. Wiatr wiał, przynosząc chłód i ukojenie, a słońce świeciło jasno. Piękna pogoda, nic tylko się nią cieszyć. Ale mi czegoś brakowało. Wstałem i spojrzałem jeszcze raz na cynamonowiec. Wpadł mi do głowy pomysł. Postanowiłem wspiąć się na tę szczególną gałąź, na której zwykłem przesiadywać całe dnie. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłem na niej intruza. Nikki siedział, oparty o pień. Spał. Liście chowały go przed światem zewnętrznym, dlatego wcześniej go nie zauważyłem. Usiadłem obok niego, opierając brodę o jego kolano. Uśmiechnąłem się. Był taki piękny. Uniosłem dłoń i pogłaskałem go po policzku. Na jego twarzy wykwitł delikatny uśmiech.
- Pewnie śni ci się coś przyjemnego – szepnąłem. Wiatr przybrał na sile. Zadrżałem, instynktownie przybliżając się do niego. Znów zaświtał mi pomysł. Skoro spał… Przysunąłem się jak najbliżej niego, siadając między jego nogami. Wtuliłem się w jego tors i westchnąłem. Przymknąłem oczy.
                Drgnąłem, gdy poczułem, jak obejmuje mnie ramionami w pasie i przyciąga mocniej do siebie. Zarumieniłem się i spojrzałem na niego. Mój Adonis spał jednak dalej, zupełnie niczym się nie przejmując. Postanowiłem pójść w jego ślady.
- Dobranoc, Nikki – musnąłem jego usta swoimi. Schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi i zamknąłem oczy, wdychając jego zapach. Znów byliśmy razem, na tej wyjątkowej gałęzi. Poddałem się objęciom Morfeusza, który czuwał nade mną w postaci tego, który mnie obejmował.
* * *
I tym pozytywnym akcentem kończymy. Nie wiem, co z tego wyszło, bo miało być nieco inaczej, bynajmniej początek. Koniec to już w ogóle totalny spontan. Choć, kiedy go czytam, ciepło mi się robi w serduszku, a to dobry znak. Więc, chcę Wam życzyć pięknego i słonecznego wekeendu majowego i żebyście dobrze go spędzili. :D
Nie, nie mam zielonego pojęcia, kiedy będzie kolejna notka. Jak to powiedział dzisiaj mój Tymbark - "Nic na siłę". :3 Więc wszelkie teksty o egzekucji i przymuszaniu mnie do roboty proszę sobie darować. ^^ Jestem leniwa i nic tego nie zmieni, kochani. Ale nie bójcie się - Sieroty nie porzucę. Po to, żebyście mnie zabili? Nie, dzięki. Chcę jeszcze trochę pożyć. ^^ 
Mam nadzieję, że się podobało. Do następnego! ;*