29.03.2013

"Wiedziałbyś, co zrobić..."

Witam Was. Tak, to nie halucynacje. A jednak piosenki działają cuda - zostałam obdarzona cudownym natchnieniem, które wykorzystałam. Dlatego mogę Wam zaprezentować pierwszą część rozdziału trzeciego. Wiem, sporo czasu mi to zajęło. Sama też jestem zdziwiona, że dzisiaj udało mi się skończyć notkę. Muzyka działa na mnie naprawdę wspaniale. Pomysł z wydarzeniami w tej notce powstał już jakiś czas temu. Nie miałam jednak czasu go zrealizować. Powstała ona jednak i jestem z tego dumna. Chyba nawet wplotłam wszystko, co zamierzałam. Jest trochę Czesława, nieco wspomnień i cynamonowiec. Zrozumiecie, o co mi chodzi, gdy przeczytacie. Pisałam przy tej piosence. Wciąż jej słucham. Wam też polecam, tworzy świetny nastrój. Nie kadzę już. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. ^.^
* * *

Rozdział III

                Zamrugałem zaskoczony. Dobra, przyznaję się, tego się nie spodziewałem. Dei patrzył na mnie z czymś na kształt strachu. Podrapałem się po głowie, lekko zakłopotany. Ta sytuacja była dziwna, żeby nie powiedzieć chora. Wcale nie dlatego, że obaj jesteśmy facetami. To nie miało znaczenia, naprawdę. Tylko…
- Taa… I co ja mam teraz powiedzieć, co? – mruknąłem do siebie. Blondyn drgnął lekko i spuścił głowę.
- Przepraszam – szepnął. Westchnąłem.
- Za co? Za swoją odwagę? Nie przesadzaj – burknąłem. Czasem czułem się, jakbym był jakimś kosmitą albo nie wiadomo czym. Dei spąsowiał nieco i skulił się. Uniosłem brew. – A ty co?
- Czekam, aż mnie wyśmiejesz albo powiesz, że jestem idiotą.
- Byłbym głupi, gdybym tak zrobił, idioto – zachichotałem. Uśmiechnął się. – Żartuję. Słuchaj, wiesz, że ja nie wierzę w miłość, ale to nie znaczy, że ty też masz nie wierzyć. – Stwierdziłem. – Cieszę się, że mi powiedziałeś. Tylko, cholera, trochę to niezręczne.
- Teraz wszystko będzie inaczej, prawda?
- Na pewno. Nie ukrywajmy, właśnie wyznałeś mi, że mnie kochasz. Sprawa się komplikuje. Jednak muszę przyznać, że mogę dzięki temu zrozumieć kilka rzeczy. Przede wszystkim, twoje zachowanie z ostatnich dni. No i… Wczorajszą noc.
- Przepraszam.
- Za co? – zdziwiłem się.
- No.. za to, jaki jestem. Za to, że cały czas sprawiam ci kłopoty. Za sprawę z Koji’m. Za… - urwał – tę noc.
- Nie, Dei. Nie przepraszaj – mruknąłem. Wstałem po chwili, wzdychając cicho. – Pójdę się przewietrzyć.
- Jasne, okej – usłyszałem jego cichy głos. Spuściłem głowę. Dziwnie się czułem.
                Wyszedłem na zewnątrz i zacząłem przechadzać się po ogrodzie. W mojej głowie kołatało się tysiące różnych myśli. Dwie jednak były cholernie wyraźne, jakbym naprawdę je słyszał.
„Czy ty i Dei jesteście razem?”
„Zakochałem się w tobie.
- Kurwa – warknąłem. To wszystko było trudne. Dei mnie kocha. Nie domyśliłbym się, gdyby mi tego nie wyznał. Jestem skończonym kretynem.
- Potwierdzam – usłyszałem. Stanąłem jak wryty, rozglądając się dookoła. Przy wielkim cynamonowcu, który pamiętał jeszcze pierwsze dni mojego pobytu tutaj, stał Czesław. Uśmiechał się szeroko.
- Ale co? – zgłupiałem. Niemożliwe, żeby słyszał moje myśli!
- Jesteś skończonym kretynem, chłopie – zaśmiał się. – I powinieneś przestać gadać sam do siebie – dodał, widząc moją minę. Odchrząknąłem. – Co się dzieje?
- Nic.
- Nie rób sobie jaj, przecież widzę. – Burknął. – Siadaj tutaj w cieniu i mów. Poczujesz się trochę lepiej.
- Taa, jasne – warknąłem, jednak posłusznie usiadłem. Przycupnął obok mnie.
- No, to co się stało, żeś taki nie w sosie?
Mruknąłem coś cicho pod nosem.
- Nie słyszę – zachichotał. – Jestem już stary i przygłuchy, musisz mówić głośniej.
- Wcale nie jesteś stary! A już na pewno nie głuchy – syknąłem z naburmuszoną miną. Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Przestań kręcić, Nick, tylko gadaj, o co chodzi.
- No bo.. Ech. Widzisz… - zacząłem nieskładnie.
- Widzę wiele rzeczy. Niebo, trawę, chmury, kwiaty. Ale wątpię, żeby to miało coś z tobą wspólnego – odparł. Prychnąłem.
- I jak mam teraz traktować tę rozmowę na poważnie, skoro drwisz sobie ze mnie i nie ukrywasz tego? – zapytałem. Uśmiechnął się.
- Ja tylko próbuję nakłonić cię do wylania swoich smutków. Potrafię całkiem nieźle słuchać, a nawet i radzić, więc nie krępuj się i żal.
- No dobra… - zamilkłem. Przewrócił oczami.
- Może inaczej. Co cię tak wzburzyło? – spojrzał na mnie z uwagą. Przełknąłem ślinę. Przez długą chwilę milczałem, chcąc zebrać się na odwagę. Bałem się. Sam nie wiem, czego.
- Dei wyznał mi miłość – szepnąłem. Zamrugał zaskoczony.
- A więc jednak? Wprawdzie coś niecoś słyszałem z jego rozmowy z Miyumi, ale nie sądziłem, że się na to zdobędzie – zmarszczył brwi. Zgłupiałem. Teraz już doszczętnie.
- To.. ty wiedziałeś?! – pisnąłem. Kiwnął głową. – Wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś?! Myślałem, że jesteśmy kumplami!
- Nie mogłem powiedzieć. Wszystko tylko bardziej by się pokomplikowało – powiedział.
- No tak.. masz rację – mruknąłem. Czesław westchnął.
- Co zamierzasz teraz z tym zrobić? – spytał. A ja..
- Nie wiem. Nic nie wiem.
- Niedobrze. Mam nadzieję, że go nie wyśmiałeś ani nic z tych rzeczy?
- Nie. Aż taką świnią nie jestem, Czes – warknąłem.
- Fakt. Wybacz, Nick.
- Nic się nie stało – położyłem się na trawie. Patrzyłem przez dłuższy czas na sunące powoli po niebie chmury, nic nie mówiąc. – Co się ze mną dzieje? – szepnąłem. – Dziwnie się czuję, jakbym nie był sobą.. Dlaczego wszystko musi być takie pochrzanione?! –warczałem. Przewróciłem się na bok, skuliłem i schowałem twarz w dłoniach.
- Nick, co się dzieje? – zaniepokoił się Czes. Nie odpowiedziałem. I tak bym nie umiał. W tym momencie, gdy razem z nim siedziałem pod drzewem, coś we mnie pękło. Jakby z muru, który mnie otaczał, wypadła cegiełka. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Czes?
- Tak?
- Mógłbym zostać na chwilę sam?
- Jasne – wstał. Spojrzał na mnie. – Gdybyś mnie potrzebował, wiesz, gdzie szukać. – Powiedział. Kiwnąłem lekko głową. Oddalił się, obdarzając mnie jeszcze jednym, zatroskanym spojrzeniem. Zamknąłem oczy, czując chłodny dotyk wiatru na twarzy. Objąłem się ramionami. Nawet nie pamiętam, kiedy usnąłem.
                Kobieta kroiła warzywa, śpiewając cicho. Czuła się szczęśliwa, gdy robiła coś dla swoich bliskich. Kątem oka dostrzegła, jak jej kilkuletni syn staje w progu i przygląda jej się. Uśmiechnęła się.
- Kochanie, nie stój tak, tylko chodź i mi pomóż – powiedziała do chłopca.
- Dobrze, mamo! – usłyszała. Chłopczyk przysunął sobie stoliczek i wszedł na niego. Spojrzała z dumą na dziecko. Mimo, że miał niecałe trzy latka, był bardzo inteligentny. – Co mam zrobić?
- Wrzuć to wszystko do miski i wymieszaj. Dzisiaj będzie sałatka – oznajmiła, podając mu przygotowane chwilkę wcześniej warzywa oraz wspomnianą wcześniej miskę. Rozpromienił się i wziął do roboty. Minęło kilka minut.
- Kiedy tatuś wróci? – spytał chłopiec. Kobieta zamyśliła się.
- Niedługo powinien być. Mówił przecież, że dziś wyjątkowo wróci wcześniej.
- To dobrze! Chcę się z nim pobawić.
- A ja też będę mogła?
- Oczywiście! – uśmiechnął się. – Pobawmy się we trójkę, mamusiu!
- Z chęcią, skarbie. Ale dopiero po obiedzie – powiedziała. Wydął policzki z niezadowoleniem.
- Dooooobrze – burknął. Zaraz jednak wrócił do mieszania składników na sałatkę. Czas płynął, a oni pogrążeni byli w przygotowaniach do posiłku. Pracowali w milczeniu i skupieniu.
- I jak Ci idzie? – zapytała syna w pewnym momencie.
- Już skończyłem – zawołał z szerokim uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Dobrze.. – chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej szczęk zamka. – Oho, to chyba tata.
- Pójdę się przywitać – oznajmił chłopiec. Kiwnęła głową. Mały zszedł ze stolika i pomaszerował w kierunku drzwi. Otworzyły się, a w progu stanął młody mężczyzna. Uśmiechnął się szeroko, widząc syna. Wziął go na ręce, śmiejąc się i czochrając go po ciemnych włoskach.
- Ty szczwana bestyjko. Czekałeś tu na mnie? Co, Nick? – spytał go. Chłopiec uśmiechnął się, przytulając do ojca.
- Tęskniłem, tatusiu. Tak długo byłeś w pracy..
- Wiem. Przepraszam, synku. Obiecuję, że teraz będę spędzał z wami więcej czasu.
- Oby – podeszła do nich z promiennym uśmiechem. Pocałowała męża w usta. – Witaj w domu. A teraz obaj bez marudzenia siadać przy stole. Obiad gotowy.
- Tak jest! – powiedzieli jednocześnie, salutując. Zaśmiała się. Mężczyzna usadził syna na krześle, sam zajmując miejsce obok. Kobieta spojrzała na nich z miłością. Tak bardzo kochała obu. I męża i małego Nicka. Oni byli całym jej życiem.
                Otworzyłem oczy, mrugając kilkakrotnie. Co to było? Sen? Wspomnienie? Uśmiechnąłem się. Pierwsze, od tak dawna. Nie pamiętałem wiele z czasów przed znalezieniem przez matkę Dei’a. Prawdę mówiąc, wtedy wiedziałem jedynie, jak się nazywam. Nicolas. Nick. Czyżby ci ludzie byli moimi rodzicami? Ciekawe czy jeszcze żyją. A może umarli i przez to jestem tu, a nie z nimi? Nie wiem sam. Westchnąłem ciężko, znów przymykając powieki. Czułem się taki zmęczony, pusty w środku. Nie miałem sił na nic. Zapadłem w niespokojny sen.
                Siedziała w fotelu i czytała książkę. Uśmiechnęła się, widząc syna bawiącego się z chłopcem, którym się zaopiekowali. Ci dwaj dobrze się dogadywali.
- Na co tak patrzysz, Violetto? – spytał jej mąż, układający pasjansa.
- Na Alberta i Nicka.
- On znów bawi się z tą sierotą? – prychnął mężczyzna.
- Przestań, Edwardzie. Nicolas to dobry chłopak.
- Powiedzmy, że masz rację – burknął. Violetta pokręciła głową, powracając do lektury.
                Wybiegli z domu, wciąż się ścigając. Nick był szybszy. Odwrócił się do Alberta i pokazał mu język. Zatrzymał się przy starym drzewie, dotykając jego kory ręką.
- Wygrałem! – zawołał. Chwilę potem Albert również dotknął drzewa. Zgiął się w pół, próbując uspokoić oddech.
- Dobra, jesteś szybszy – mruknął. – Ale jeśli chodzi o robienie kawałów, nie masz ze mną szans – wyszczerzył się. Nick zmarszczył brwi.
- Kawałów? Masz na myśli..?
- Tak! Nastraszmy mojego brata!
- Niee.. Znowu będzie ryczał i dostanie się nam od twojego taty – szepnął Nikki. Zadrżał. Bał się pana Edwarda. Był on taki srogi i ponury i niemiły i.. przerażający.
- Stracha masz? – Albert uśmiechnął się złośliwie. – Boisz się…?
- Nie! Głupi jesteś? – warknął chłopak.
- Więc zróbmy tak, jak mówię. Powiemy Dei’owi, że pobawimy się z nim. Będzie zachwycony. Jeden z nas zaproponuje zabawę w chowanego. Drugi będzie krył. A ten pierwszy namówi go do wejścia na tamto wielkie drzewo. A potem drugi go zaklepie. Dei zostanie uziemiony na drzewie – zaśmiał się.
- No nie wiem, nie podoba mi się ten pomysł.. – stwierdził Nick. Albert prychnął.
- Tchórz z ciebie. Ile ty masz lat, dziewczynko? – syknął. – Już dawno przestałeś chyba robić w pieluchy.
- Mam 9 lat i nie jestem dziewczynką, dziewczynko! – zirytował się granatowowłosy.
- Więc siedź cicho. Chyba, że masz lepszą propozycję?
- Nie.
- No widzisz – urwał. Zamyślił się. – Ja będę krył. Ty szybciej go namówisz.
- Ech, jak zwykle ja. Pewnie też ja mam go zawołać? – spytał, zrezygnowany. Albert kiwnął głową.
- Dobry pomysł. Poczekam tu na was.
- Jasne – poszedł. Znalazł chłopca siedzącego na ganku. – Hej, Dei, chcesz się pobawić ze mną i Alem?
- Ja? – blondynek wskazał na siebie rączką. Nick kiwnął głową. Chłopiec rozpromienił się. – Pewnie!
- To chodź.
- Dobrze – podbiegł do niego i złapał za rękę. Zawsze tak robił, a więc Nick nie zwrócił na to większej uwagi. Dotarli do drzewa, gdzie siedział Al.
- To w co się bawimy? – zapytał starszy blondyn. Młodszy wzruszył ramionkami.
- Hmm.. – zastanowił się Nikki. – Może w chowanego?
Albert uśmiechnął się.
- Może być. A ty co sądzisz, Dei?
- Podoba mi się ten pomysł – oznajmił chłopiec z uroczym uśmiechem. – A kto będzie krył?
- Ja mogę – zaoferował się Al. – Polubiłem to drzewo i cień, który daje. Fajnie będzie postać koło niego jeszcze chwilę. – Kiwnęli głowami, zgadzając się. – Liczę do pięćdziesięciu. Uwaga, zaczynam!
- Gdzie się schowamy, Nikki? – spytał Dei. Chłopak udał, że się zastanawia. Zaraz potem uśmiechnął się szeroko.
- Chodź – pociągnął go w ustalonym wcześniej z Albertem kierunku. Dotarli pod wielki cynamonowiec. – Wejdź na jedną z gałęzi. Al nie powinien Cię zauważyć.
- Ale ja.. Boję się wysokości – miauknął blondynek. Nick westchnął ciężko, w myślach analizując sytuację.
- A jeśli wejdę tam z Tobą?
- Wtedy tak..
- No to chodź, podsadzę Cię – mruknął, składając ręce w koszyczek. Pomógł chłopcu wejść na drzewo. Chwilę później sam się wspiął. Ukryli się wśród liści.
- UWAGA, SZUKAM! – usłyszeli. Dei zadrżał i przysunął się do Nicka.
- A co, jeżeli nas zobaczy? – szepnął. Chłopak poczochrał jego jasne włosy.
- Nie zobaczy – błysnął zębami. – A nawet jeśli, to nic się przecież nie stanie.
- No tak, masz rację. Przepraszam – mruknął.
- Za co?
- No.. za to, że musisz tu siedzieć ze mną – wyszeptał zawstydzony.
- Nie przesadzaj, mały.
- Nie jestem mały!
- No nie, wcale. – Widząc jego minę, zachichotał cicho. – Dobra, już nic nie mówię.
Dei odwrócił się do niego plecami, burcząc coś pod nosem. Oparł policzek o szorstką korę gałęzi. Pod drzewem przeszedł Albert, zastanawiając się, gdzie podział się Nick. Przecież miał ukryć się w widocznym miejscu, żeby mógł go szybko znaleźć! Spojrzał w górę. Ujrzał liście i gałęzie. Ani śladu obu chłopców. Westchnął i poszedł szukać dalej.
                Minął jakiś czas. Zrobiło się chłodno, słońce zaczęło zachodzić. Al już dawno poszedł do domu, nie mogąc ich znaleźć. Bił się z myślami, czy powiedzieć o tym rodzicom. Bał się, zwłaszcza reakcji ojca. Nie martwił się o siebie, a raczej o Nicka, którego pan Takashi nie lubił i nie ukrywał tego. Siedział na ganku, patrzył na ogród i nie wiedział, co robić.
                Dei zadrżał. Było mu coraz bardziej zimno. Miał na sobie jedynie cienką koszulkę i krótkie spodenki. Próbował powstrzymać szczękanie zębami.
- Chodź tu – mruknął Nick do niego. Blondynek spojrzał pytająco, ale przysunął się. Nikki ściągnął z siebie bluzę i okrył nią młodszego chłopca. Zaraz potem przyciągnął do siebie i przytulił tak, że Dei siedział pomiędzy jego nogami, plecami opierając się o jego klatkę piersiową. – Lepiej?
- Tak. Dziękuję, Nikki – mruknął chłopczyk, obracając głowę w jego kierunku i patrząc na niego wielkimi, błękitnymi oczyma.
- Nie ma za co – szepnął. Zamilkł na moment. – Ciekawe, czy ktoś nas w ogóle szuka…?
- Nie wiem. Nikki, boję się. A jeśli zostaniemy tu na zawsze? To przeze mnie. W końcu ty możesz zejść i pójść, to tylko ja się boję.
- Cicho bądź, przecież cię nie zostawię. Zgłupiałeś? I.. nie martw się, ktoś niedługo nas stąd zabierze.
- Naprawdę? – szepnął, głowę opierając o jego tors. Ciemnowłosy objął go ramionami.
- Zobaczysz, że tak.
- Skoro tak mówisz.. – powiedział cichutko. – Nikki, spać mi się chce..
- To śpij.
- Na pewno mnie nie zostawisz?
- Oczywiście, że nie. Śpij już, głuptasie.
- Dobrze. Dobranoc, Nikki.
- Dobranoc, Dei.
Chłopiec zamknął oczka. Nick pogłaskał go po włosach, uśmiechając się ciepło. Spojrzał w dół. Martwił się. Kiedy w końcu ktoś po nich przyjdzie? Nie chodziło o niego, on by sobie poradził. Bał się, że Dei’owi coś się stanie. Teraz, gdy patrzył na słodko śpiącego blondynka, stwierdził w duchu, że nie jest on wcale taki zły, jak wcześniej myślał. Przeciwnie. Był nawet.. uroczy. Tak, uroczy. Oparł brodę o czubek jego głowy, wciąż obserwując. Nie zorientował się nawet, kiedy jego powieki opadły, prowadząc go do krainy snów.
                Ocknąłem się. Podniosłem się do siadu i przetarłem oczy. Wstałem i rozejrzałem się. Obok mnie rósł potężny cynamonowiec. Na mojej twarzy wykwitł delikatny uśmiech. Przypomniał mi się sen. A raczej kolejne wspomnienie. Zachichotałem. Znalazł nas wtedy Czesław. Spaliśmy na tej gałęzi, mocno w siebie wtuleni, żeby było nam ciepło. Śmiał się potem, że nie widział w życiu niczego słodszego od nas dwóch razem. Zarumieniłem się. Dziwnie to zabrzmiało. Potrząsnąłem głową, wspominając dalej. Kiedy przyszło co do czego, cholernie się bałem. Pan Edward myślał oczywiście, że to moja wina. Ale Albert wszystko wyjaśnił. Powiedział, iż to był jego pomysł, że ja nie chciałem na początku brać w nim udziału, że przekonał mnie podstępem. I w końcu, że i tak zrobiłem inaczej, niż planowaliśmy. Jego ojciec spojrzał wtedy na mnie i po raz pierwszy uśmiechnął się. Podziękował mi za to, że nie zostawiłem Dei’a. Bo przecież mogłem zejść z drzewa i pójść sobie. Czułem się taki dumny. A Al, chociaż dostał niezły opierdol, cieszył się z tego. Uśmiechnąłem się szerzej i spojrzałem na drzewo. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Podszedłem do niego i pogładziłem delikatnie korę. Wspiąłem się na gałąź. Tę gałąź. Usiadłem na niej, opierając się plecami o pień. Podciągnąłem kolana pod brodę. Zalała mnie kolejna fala wspomnień. Przewijały się w nich dwie osoby, tak szczególne i ważne w moim życiu. Albert – tak bardzo chciałbym z tobą porozmawiać, choć ten ostatni raz. Dei – tyle się zmieniło. Jeszcze niedawno siedzieliśmy tu, bawiąc się w chowanego, a teraz? Mówisz mi, że mnie kochasz. Boję się. Boję się tego. Ty będziesz cierpiał. A ja? Ja.. nie chcę patrzeć, jak płaczesz. Już nie.
- Al. Szkoda, że cię tu nie ma – szepnąłem cicho, patrząc w niebo, widoczne między liśćmi. – Wiedziałbyś, co zrobić. 
* * *
Ta notka jest odskocznią od burdelu, który nam się zrobił. Można powiedzieć, że jest takim przystankiem, szczególnie dla Nicka, który już sam nie wie, w co tak naprawdę wierzyć i co dzieje się w jego sercu. Mur zaczyna pękać, kruszyć się. Ciekawe, jak długo jeszcze wytrzyma? ^^
Nic więcej nie powiem na ten temat.
Pragnę życzyć Wam Wesołych Świąt Wielkanocnych. Żebyście odpoczęli, miło spędzili czas z bliskimi. Jak widać, dla mnie te Święta już są magiczne. Dopiero dziś zaczynam je czuć. Może to dzięki tej piosence? Nie wiem. Wiem, że znalazłam ją na blogu Kicaja14. Dziękuję mu za nią. ^.^
Przepraszam za jakość zdjęcia cynamonowca. :C
Pozdrawiam Was serdecznie i całuję wszystkich. 
Nie wiem, kiedy pojawi się następna część. 
Ufam, iż podobało Wam się. ^^
Dobranoc. ;*