27.10.2012

"Marzyłam o tym, żeby cię zobaczyć, przytulić do siebie, pocałować..."

   Wyszedłem z jego pokoju, cicho zamykając drzwi. Zszedłem na dół i przystanąłem na chwilę. Ktoś znowu zadzwonił do drzwi. Westchnąłem i otworzyłem. Stała tam wysoka dziewczyna, o jasnobrązowych lokach. Miała okulary przeciwsłoneczne i duży, słomiany kapelusz. Podobne widziałem kiedyś w Italii. Ubrana była w jeansowe szorty i krótką, czarną bokserkę. W ręku miała torbę podróżną, a na ramieniu małą, beżową torebkę.
- Tak? Pani do kogo? - zapytałem chłodno. Ciekawe, czemu Czesiek wpuścił tę laskę. Później się go o to zapytam. Dziewczyna wygięła pełne usta w delikatnym uśmiechu.
- Do państwa Takashi. - odpowiedziała delikatnym, cichym głosem. Serce zabiło mi szybciej. Skądś znałem ten głos.
- Niestety, wyjechali na wakacje. Wrócą dopiero pod koniec lata.
- Nie szkodzi. W zasadzie to nie do końca przyjechałam do nich, tylko do ich syna.
- Syna? Chyba nie chodzi pani o Dei'a? Miku jest za mały, żeby mieć takie koleżanki, a Dei powiedziałby mi, że odwiedzi go znajoma. - doznałem olśnienia. - Jeśli przyjechała pani do Alberta, to muszę z przykrością panią powiadomić, że nie żyje od dwóch lat.
- Przykro mi. - skrzywiła się. - Z powodu tej tragedii. Nic nie wiedziałam. Ale nie przyjechałam do żadnego z nich, tylko do Nicka. Zna go pan? - powiedziała cicho.
- To ja. - odparłem zimno. - Skąd pani mnie zna?
- To ty! Wreszcie cię znalazłam! - uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając zęby. - Głuptasie, nie pamiętasz mnie? - Ściągnęła okulary i spojrzała na mnie bursztynowymi oczami. Otworzyłem usta ze zdziwienia. Nie, to niemożliwe.. To nie może być...! - To ja, Elena!
- Niemożliwe... C-co ty tu robisz?! - wypiszczałem zszokowany. Dziewczyna zachichotała głośno.
- Przyjechałam cię odwiedzić, pogadać. Przecież nie widzieliśmy się kupę czasu, prawda? - patrzyła mi w oczy. Błyszczały z podekscytowania.
- Tak, tak. Dwa lata.. - odparłem w zadumie.
- Albert naprawdę nie żyje? Pamiętam, jak opowiadałeś, że był ci najdroższym bratem. To musiała być dla was wielka strata - pochować go w tak młodym wieku.
- Niestety, tak. Ale to nie jest rozmowa na progu. Wejdź, rozgość się. Pewnie jesteś zmęczona. Zaraz zrobię herbaty. I nie przejmuj się - starsi wyjechali, służba w większości też, dzieciaki u dziadków, a Dei na górze. A, i torbę zostaw w przedpokoju! - krzyczałem, idąc do kuchni. Elena podążała za mną, zostawiwszy bagaż. Wstawiłem wodę na napój i naszykowałem kubki.
- Ładnie tu macie. - stwierdziła. - Czemu nie wymieniłeś siebie, jak powiedziałam, że przyjechałam do syna państwa Takashi?
- Bo nie jestem ich synem. - odparłem, wzruszając ramionami i opierając się plecami o blat. Dziewczyna otworzyła oczy ze zdumienia.
- Jak to? - wykrztusiła.
- Wtedy wstydziłem się o tym mówić, ale jestem sierotą, którą kiedyś uratowali z ulicy. Opiekuję się Dei'em, a w zasadzie niańczę go. - parsknąłem zirytowany tym faktem. Jednocześnie, mój szok opadł i mogłem normalnie z nią rozmawiać.
- Jak Albert umarł? Jeśli to dla ciebie trudne, mówić o nim, to przepraszam. Nie chcę być wścibska. - wbrew temu, co mówiła, z jej oczu tryskała ciekawość. Westchnąłem.
- Po tym, jak pojechałaś do Rzymu, wróciliśmy do domu, a Albert wyjechał na miesiąc do Niemiec, do przyjaciela. Szedł ciemną uliczką, mając na głowie kaptur. Koło niego przebiegli złodzieje, którzy obrabowali właśnie bank i zranili nożem ochroniarza. Albert nie zwrócił na nich uwagi, tylko szedł dalej. Ale gonili ich policjanci, którzy strzelali. Pomyśleli, że może być jednym z nich, który chce się zmieszać z otoczeniem i uniknąć złapania. Więc strzelili do niego, ale tak niefortunnie, że zamiast w nogi, dostał kilka razy w plecy i upadł. Gdy zorientowali się, że nie był złodziejem, wezwali karetkę. No i zawieziono go do szpitala. Ale w nocy zmarł. Okazało się, że pociski przebiły mu płuca. Nie udało się go uratować. Pani Violetta bardzo płakała. Dla nas wszystkich był to okropny ból... - urwałem czując, jak załamuje mi się głos. - Tak, traktowałem Alberta jak brata. Był w moim wieku i od małego trzymaliśmy się razem. Dopóki... dopóki.. - nie mogłem wykrztusić już żadnego słowa. Elena podbiegła do mnie i przytuliła. Oparłem głowę na jej ramieniu i, po raz pierwszy od jego śmierci, zacząłem płakać. Elena głaskała mnie po głowie i szeptała cicho słowa pociechy. Po chwili jednak, uspokoiłem się, otarłem łzy i odsunąłem się od niej.
- Przepraszam. - spuściła głowę. - Nie chciałam, żebyś płakał.
- Nie szkodzi. - Uśmiechnąłem się smutno. - Od jego śmierci nie uroniłem ani jednej łzy, aż do dzisiaj. I muszę powiedzieć, że teraz mi lepiej. A tak w ogóle, to co ty tu robisz? - Dyskretnie zmieniłem temat.
- Już mówiłam, przyjechałam cię odwiedzić. Od powrotu z pogrzebu mamy, szukałam cię. I w końcu odnalazłam. - odparła, znowu się uśmiechając.
- Ale jak ci się to udało? - byłem ciekaw.
- To proste. Kiedy byliście w Bauer Hotel, mój brat, Alonso, był recepcjonistą. Niedawno awansował na kierownika recepcji.
- Tak? Gratuluję twojemu bratu.
- No i pamiętając numer waszego pokoju, który był taki, jak moja data urodzin, czyli 2306, poprosiłam go, żeby zobaczył wpisy gości, którzy w nim mieszkali. Szukał trzy dni, tak dużo tego było. A w końcu znalazł. Nazwisko - "Takashi". To był wtedy apartament, więc pomyślałam, że jesteście na pewno bogaci. A skoro bogaci, to na stówę coś o was jest w necie. Więc wpisałam do wyszukiwarki. I okazało się, że miałam rację. I nawet adres podali. Spisałam go, zarezerwowałam miejsce w samolocie z Rzymu do Tokio, a brat mnie zawiózł na lotnisko. Na miejscu spytałam jakiegoś chłopca, czy wie, jak dojść tutaj. I on mnie zaprowadził, a wasz ochroniarz, jak powiedziałam, że przyjechałam do ciebie, wpuścił. A resztę już znasz. - zatkało mnie. Tak się natrudziła, żeby tu być.
- A-ale dlaczego to zrobiłaś? Czemu chciałaś tu przyjechać? - wstałem.
- Bo tęskniłam za tobą. - również wstała, przysuwając się do mnie. - Nie było dnia, w którym bym o tobie nie myślała. Nie mogłam i nie chciałam zapomnieć. Marzyłam o tym, żeby cię zobaczyć, przytulić do siebie, pocałować. - Zarzuciła mi ręce na szyję i objęła. Przygarnąłem ją do siebie, czując na szyi ciepły oddech. Była niemal mojego wzrostu. Staliśmy tak, nie wypuszczając się z objęć i jak największe debile cieszyliśmy się obecnością tej drugiej osoby. Przez chwilę czułem, jakbym wreszcie odnalazł sens życia, ale to było tylko złudzenie. Kątem ucha usłyszałem, jak ktoś schodzi po schodach i z całą siłą przywala w torbę Eleny. Później posypała się dorodna wiązka przekleństw, a do kuchni wszedł Dei.
- Nikki, czyja to torba? Masz jakiegoś go... - stanął jak wryty, urywając w pół zdania. Elena niechętnie oderwała się ode mnie i odwróciła w kierunku intruza. Przez jakiś czas mierzyli się wzrokiem, a między nimi można było wyczuć nieskrywaną, głęboką nienawiść. Wolałem się nie wtrącać w ich dziwne porachunki, ale napięta atmosfera nie podobała mi się.
- O, Dei! - zrobiłem głupią minę. - Pamiętasz Elenę, nie?
- Tak. - odparł martwym tonem, dalej się w nią wpatrując. - Ale nie wiem, co ona tu robi.
- Przyjechałam do Nicka, półgłówku. A co, przeszkadzam ci? - zapytała złośliwie.
- Nikki, to prawda? - Dei teraz dopiero na mnie spojrzał. Westchnąłem.
- Tak. Dużo się namęczyła, żeby tu dotrzeć. Zostanie na kilka dni u nas. - chłopak zrobił wielkie oczy.
- Nie! - po chwili krzyknął. - Nie pozwalam! To mój dom, a ja jej tu nie chcę! Niech wraca, skąd przybyła! - wrzeszczał płaczliwym głosem. Znowu odstawiał te swoje cyrki. Zacisnąłem zęby.
- Dei, uspokój się. Nie ma twoich rodziców, więc ja tutaj rządzę. I ona zostanie.
- Super! Po prostu świetnie!! To nie ważne, że jest okropną dziwką, która chce zniszczyć mi życie i odebrać wszystko, co dla mnie ważne!! - zmarszczyłem brwi, spoglądając na niego pytająco. - Nieważne! Idę do pokoju! A, i jak przyjdzie Miyu, powiedz, że czekam u siebie! - pobiegł. Spojrzałem na Elenę, która uśmiechała się z niewinnym wyrazem twarzy.
- O co mu chodziło? - spytałem, niepewny już wszystkiego.
- Bo ja wiem? Pewnie znowu coś sobie ubzdurał. Tak jak wtedy.
- Tak jak wtedy? Czyli?
- A, nic, nic. - poklepała mnie po policzku. - Stare dzieje. Już nieaktualne.
- Nalegam, żebyś mi... - zadzwoniła moja komórka. Szybko wyciągnąłem ją z kieszeni i przyłożyłem do ucha.
- No?
- Nikkuś? Tu Yoru. Możesz gadać? - chodziło jej o to, czy nie ma w pobliżu Dei'a.
- Tak, mogę. O co chodzi, mała?
- Nie jestem mała, wielkoludzie! Chciałam tylko wiedzieć, czy bezpiecznie dotarłeś do domu i co z Dei'em. Lało wczoraj, jak z cebra. No i może wyciągnąć cię na lody. Otworzyli nową kawiarenkę, w której podają też ciacha.. Mniam!!
- Ja? Cały i zdrowy, tylko koszulkę miałem mokrą. A Dei? Cóż.. To nie rozmowa na telefon.
- Aha, ok. Coś poważnego. No to co z tymi lodami? Dasz się zaprosić? Nie bój żaby - nie porwę cię i nie zostawię gdzieś zgwałconego i uduszonego w lesie. - zachichotała złowrogo. Parsknąłem z ulitowaniem.
- Bardzo śmieszne, Yoru. Z chęcią pójdę, tylko jest ze mną stara znajoma.
- Nie wie nic o tym, co się wydarzyło?
- Nie. Dopiero przyjechała. Nie widzieliśmy się trochę czasu.
- Aha, super. - zamilkła. - Spytaj się jej, czy lubi zakupy.
- Okej. - odwróciłem się do Eleny. - Lubisz zakupy?
- No ba! Po prostu kocham! - odparła wyraźnie zadowolona.
- Sama słyszałaś. Ale co to ma wspólnego z kawiarenką? - spytałem zdezorientowany.
- Mój brat bliźniak, Kaoru, chce iść ze mną, bo musi zajrzeć do paru sklepów. Mają wyprzedaż, a on po prostu wariuje, kiedy słyszy słowa: "przecena", "obniżka", "wyprzedaż". Można by ją oprowadzić po mieście, a później poszłaby z Kao do sklepów, a my spokojnie pogadalibyśmy przy małym co nieco. Podoba się?
- Nom. Gdzie się spotkamy?
- Może w parku? To fajne miejsce. Można by tam popływać w jeziorze. Weźcie stroje. - rozłączyła się.
- Kto to był? - spytała Elena.
- Moja przyjaciółka, Yoru. Zaprosiła nas na spędzenie popołudnia z nią i jej bratem, Kaoru. Masz strój kąpielowy? - zapytałem bez ogródek.
- Tak, mam. Nawet na sobie. A co?
- Niedługo się dowiesz. - wyszczerzyłem zęby.

* * *
Kolejna nota będzie nie wiem kiedy. Obiecuję, że w najbliższym półroczu. W przyszłości, jak tylko rozgryzę co i jak, być może pojawią się karty postaci. Jeśli ktoś wie, jak to zrobić i chciałby mi pomóc - proszę pisać pod klaudia1479@interia.pl . Druga sprawa: jeśli ktoś jest uzdolniony artystycznie i ma ochotę narysować któregoś z moich bohaterów i chciałby się podzielić swoją pracą - wysyłać pod ten sam mail. Jeśli dzieło przypadnie mi do gustu i już skapuję co i jak, pracę wstawię do karty postaci. To tyle. Do zobaczenia następnym razem. ^^

"To nie był sen, mój mały.."

   Wpadłem do mojej twierdzy jak burza i od razu walnąłem się na łóżko. Od rana nie mogłem spojrzeć mu w oczy! To wszystko przez ten cholerny, cudowny sen... Brr!!! Muszę jak najszybciej pogadać z Miyu!!!  Gdzie jest ta pieprzona komórka?! Szperałem pod łóżkiem, próbując znaleźć swój telefon. Gdy udało mi się go chwycić, prawie tańczyłem z radości! Wykręciłem szybko numer przyjaciółki i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Po chwili oczekiwania, usłyszałem dźwięczny głos dziewczyny:
- Halo?
- Hej, Miyu! To ja, Dei.
- O, Dei! Co się stało, że dzwonisz o tak wczesnej porze?
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła 12.
- Miyu, jest już prawie południe. To dla ciebie wczesna pora?!
- Nie gorączkuj się tak, kochasiu! Przecież wiesz, że jestem śpioszkiem. Ale może wytłumaczysz mi jednak, z jakiego powodu dzwonisz do starej ciotki Miyumi, przerywając jej słodki sen, co? Jeśli to jakaś błahostka, to będę na ciebie bardzo zła, wiesz o tym?
- Tak wiem, ale...!
- Żadnych ale! Czy to nie może poczekać?
Speszyłem się. W zasadzie, mogło. Ale ja potrzebowałem natychmiast komuś o tym opowiedzieć, bo rozsadzało mnie to od wewnątrz.
- Nie może. To jest bardzo ważna rzecz! Streszczę ci ją, a jak się ogarniesz, to przyjdź do mnie. Tylko bądź na pewno, okej? - piszczałem błagalnym tonem.
- Okej, okeeej.. - ziewnęła.
- A teraz się skup!
- Wprost zamieniam się w słuch. - parsknęła.
- Bo widzisz... - zająknąłem się, szukając odpowiednich słów. - Miałem sen.
- Tyle? A co mnie obchodzi jakiś głupi sen, który ty uznałeś za godny zainteresowania. Powiem ci jedną ciekawostkę - myślimy innymi kategoriami, kochanie. To co dla ciebie jest wartościowe, dla mnie może okazać się nic niewartym bzdetem, niegodnym poświęcania na niego cennego czasu i na odwrót...
- Nie przerywaj mi! - uniosłem się. Natychmiast ucichła. - Znając ciebie, jak wyjaśnię ci, o co chodzi, to nie wyda ci się to bzdetem. A teraz łaskawie zamknij jadaczkę i słuchaj mnie!
- Dobra, dobra. Nie gorączkuj się tak... - przycichła.
- No to mówię. Miałem sen, ale nie taki zwyczajny. Śnił mi się Nikki i... i... i... - wyjąkałem czerwony. Bałem się jej reakcji na to, co powiem.
- I? - ponagliła. Słyszałem w jej głosie rosnącą ciekawość. W normalnej sytuacji byłbym zadowolony, że miałem rację, ale ta nie była normalna. To znaczy - dla mnie. Nigdy nie mówiłem jej o TAKICH snach. A zdarzały się dość często. Ten jednak był inny - realistyczny. Jakby to wydarzyło się naprawdę. Ale byłem przekonany, że to tylko sen.
- I.. w moim śnie się, jakby to powiedzieć... - odetchnąłem głęboko i wypaliłem. - Przespaliśmy! - na szyi poczułem gorący oddech. Zamarłem.
- Co?!!! Ale masz dzikie... - nie słuchając już Miyu, skupiłem się na zachowaniu zimnej krwi. Nie wiadomo czemu, bałem się. Miałem wrażenie, że zaraz poczuję chłód stali na krtani i ktoś odetnie mi głowę! Ktoś wyszeptał mi do ucha:
- Rozłącz się. A później odłóż telefon na szafkę nocną. - skinąłem głową.
- Miyu, słuchaj. Muszę kończyć, oddzwonię.
- Yyy, co? A, nieważne. Tylko nie każ mi długo czekać!
Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i położyłem telefon. Poczułem, jak czyjeś silne ręce obejmują mnie w pasie. Ciepło zalało moje wnętrzności i jednocześnie serce podeszło do gardła. Nie wiedziałem już, czy ze strachu, czy z... podniecenia? Dziwne wydawało mi się to, że do kogoś, kogo nie widzę i najprawdopodobniej nie znam, mogę czuć pociąg. Sam siebie przestawałem w tej chwili rozumieć.
- To nie był sen, mój mały. - w uszach zadźwięczał mi melodyjny baryton intruza. Natychmiast go rozpoznałem. O kurwa! Nikki?! Co on..?! Zaraz, co on powiedział?!!! Przełknąłem ślinę.
- Przepraszam, co powiedziałeś? - wypiszczałem z trudem.
- Twój sen wydarzył się naprawdę, Dei. Wczoraj, w nocy. Byłeś pijany, dlatego pomyliłeś urojenia z jawą. Jeśli mi nie wierzysz, obejrzyj swoje ciało w lustrze. Zwróć uwagę na szyję i uda... - wymruczał cicho, całując mnie w ucho. - Mam na ciebie wieelką ochotę. Co ty na to? - powiedział, patrząc mi w oczy. Spoglądałem w nie, jak zaczarowany. To niemożliwe... On się ze mną... A teraz też chce.. Nie, to nie możliwe. To tylko sen, tak! Zaraz obudzę się w łóżku, pod kołderką i będzie jak dawniej! A jeśli nie, to co..? Ja pierdolę! Nie mogę w to uwierzyć! Nikki, mój ideał, wreszcie mnie dostrzegł! Co prawda ubolewam nad tym, że byłem pijany i nie mogłem cieszyć się pierwszym razem z nim! W ogóle swoim pierwszym razem! Tak, to przeznaczenie! A jeżeli on kłamie? Jeżeli chce mnie nabrać? Nie, on nie mógłby mi tego zrobić! Nick przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje, ale szybko zorientowałem się i odwzajemniłem pocałunek. Całowaliśmy się przez dłuższą chwilę i już miało dojść do czegoś więcej, kiedy na dole rozbrzmił dzwonek do drzwi. Nick oderwał się ode mnie i z westchnieniem wyszedł, otworzyć. Ja za to siedziałem oszołomiony całą tą sytuacją.

Poranek

Rozdział II

   Obudziłem się rano, zlany potem. Przez całą noc śniły mi się koszmary. Czyli dzień, jak co dzień. Co noc śniły mi się koszmary, ale nigdy nie pamiętałem, co dokładnie. Myślałem, że tym razem obecność Dei'a sprawi, że się nie pojawią, ale nie miałem racji. Na szczęście, moje rzucanie się nie obudziło go. Spał spokojnie, słodko skulony, z błogim wyrazem twarzy. Zastanawiałem się, czemu jest taki zadowolony. Po chwili jednak, wzruszyłem ramionami i wstałem. Myślenie o nim wykańczało mnie. Pozbierałem swoje rzeczy i udałem się do łazienki. Ciuchy wrzuciłem do kosza na brudy i wskoczyłem pod prysznic. Odkręciłem kurek, a gorąca ciecz spłynęła jak nektar, na moje ciało. Westchnąłem cicho. To było takie miłe uczucie. Skoncentrowałem się na nim, jednocześnie czując, jak mój umysł wypełnia pustka. Od razu się rozluźniłem. Mój raj nie trwał jednak długo. W pewnym momencie skończyła się ciepła woda.
- Żesz kurwa!! - wrzasnąłem, wyskakując spod prysznica. Owinąłem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki. Cały czas mamrocząc pod nosem, coś w stylu: "Wszystko rozdupcę!" albo "Ktoś mi za to słono zapłaci..", wygrzebałem z szafki świeżą odzież i spojrzałem na łóżko. Dei dalej smacznie sobie spał, jakby w ogóle mnie nie słysząc. A nie zachowywałem się cicho. Wręcz przeciwnie - darłem się wniebogłosy, co chwila o coś potykałem, klnąc przy tym siarczyście i robiąc mnóstwo hałasu. Czy on aby nie jest głuchy? A może nie żyje? Nie... przecież oddycha... Mnie zawsze muszą wpaść do głowy dziwne pomysły! Ale skoro jeszcze się nie obudził, to znaczy tylko jedno... Wprost idealnie do siebie pasujemy! ... Żartowałem. Tylko, czy aby na pewno...? Pokręciłem szybko głową. To był błąd, że pozwoliłem moim myślom hasać swobodnie. Ubrałem się i posprzątałem ciuchy Dei'a, w tym samym momencie szykując mu nowe. Zszedłem na dół, zrobić śniadanie. Od kiedy służba wyjechała na zasłużone wakacje (uciekli praktycznie wszyscy... Dlaczego nie zabrałem się z nimi, kiedy miałem okazję? No, ale nie zostawiłbym Cześka i Mańka na pastwę tego rozkapryszonego, zniewieściałego chłopczyka.. Przecież to moi kumple!), dosłownie wszystko było na mojej głowie. Na szczęście, jako tako pomagała mi sympatyczna pokojówka Lisa, która została. Ona sprzątała dom, a ja zajmowałem się posiłkami i... paniczem. Nieraz byłem bardziej styrany niż dziewczyna. Gdy wieczór nastawał, a Dei już spał, siadaliśmy na tarasie i popijaliśmy herbatę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zawsze wtedy śmiała się ze mnie, że tak ciężko pracuję, choć ona ma więcej obowiązków. Mówiła, że Dei był trudnym dzieckiem, a teraz jest jeszcze gorszym nastolatkiem. Wspominałem te pogawędki z uśmiechem, smażąc na patelni jajeczka. Przyrumienione tościki już wdzięczyły się na talerzyku, tak jak i bekonik. Soczek pomarańczowy czekał w szklaneczce, a w miseczce był ulubiony deser panicza - budyń śmietankowy... Westchnąłem. Chłopak miał stanowczo zbyt duże wymagania, co do posiłków. Czego ode mnie oczekiwał? Dań na poziomie mistrza patelni i wirtuoza piekarnika?!
- Bry... - usłyszałem. Odwróciłem się, żeby przerzucić jajka na talerz, kątem oka przyuważając zaspanego Dei'a. Był już ubrany. Przecierał właśnie dłonią oczy.
- Nie trzyj oczu, bo później będziesz narzekał, że cię bolą i nic nie widzisz. - zbeształem go martwym tonem. Zdziwił się trochę, ale nic nie powiedział. Zamiast tego usiadł na krześle i zajął się śniadaniem. Oparłem się o blat i patrzyłem, jak je.
- Pyszne! Nikki, czemu nie jesz?
- Co? A, jakoś nie jestem głodny. Nie przejmuj się mną, jedz spokojnie.
- Dobra, jak chcesz.
Dei zjadł wszystko szybko i wstał. Sprzątnął naczynia ze stołu do zmywarki i ruszył w kierunku drzwi.
- Gdzie idziesz? - zapytałem. Zatrzymał się i stanął jak słup, nie odwracając głowy.
- Do pokoju. Muszę zadzwonić. - niemal wybiegł z kuchni.
- Ahh. - Dziwnie się zachowywał. Ani razu na mnie nie spojrzał.

Noc

   Szlag by to! Czemu musiało rozpadać się akurat teraz?! Spojrzałem na zegarek. 02.15. Kurwa! Impreza powinna jeszcze trwać ze trzy godziny, ale nie!! A już zaczynałem się dobrze bawić. Biegłem do domu. Koszulkę miałem już całą mokrą. Zaczęło padać jakieś dziesięć minut temu. Wszyscy jak burza uciekli do wyjścia. Gdy zniknął ostatni chłopak, pędem rzuciłem się w kierunku drzwi wejściowych. Dziwnym trafem, jeansy miałem suche, tylko t-shirt przemoczony. Zamknąłem wrota na klucz i odetchnąłem głęboko, opierając się o nie. Musiałem iść do Dei'a. Miałem tam swoje rzeczy, a poza tym, pewnie marzył już o moim powrocie. Czułem lekkie wyrzuty sumienia z powodu zamknięcia go samego w pokoju. Byłem pewien, że zrobił coś głupiego. Zatrzymałem się przed drzwiami i wyciągnąłem z kieszeni klucz. Otworzyłem je cicho i wszedłem powoli do środka. Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, oprócz egipskich ciemności, był Dei, siedzący pod szafką z moimi ciuchami. Głowę miał spuszczoną, a w dłoni trzymał na wpół opróżnioną butelkę spirytusu. Po jego lewej stronie leżały trzy puste, a po prawej dwie pełne flaszki. Zakląłem siarczyście w myślach. Zostawiłem go samego, a on się najebał w trzy dupy!! Wiedziałem, że coś się stanie. Kopnąłem drzwi, a Dei podniósł głowę.
- O... Nikki, fróssiłeś.. - uśmiechnął się bezczelnie. - S-so.. t-tak.. szszyypko? Pszesiesz.. jeszsze tfie i ppółł gozzziny... - wycharczał z trudem, a mnie zmroziło. Skąd mógł o tym wiedzieć?
- Okeej, ale zegarka w tym pokoju nie ma żadnego, a komórkę zostawiłeś pod swoim łóżkiem, o ile pamiętam. Skąd więc wiesz, ile powinna trwać jeszcze impreza?
- Jussz si mófię... Hik!... Fiesiałem, sze impresa pęsie trfaś... jeszsze sześś gozin... fięs fsiąłem sześś flaszekk, po jetną fypijam.. f gozzinę.. - wyszczerzył jeszcze bardziej zęby. - A sostało tfie i pół... Ficisz, fsale nie jestem.. taki kłupi... sa jakieko mnie pieszesz... A szemu tak szypko skońszyliśsie??
- Bo leje jak z cebra i wszyscy uciekli do domów. Dlatego.
- Achh, mosze chsesz trochę?? Sostało jeszsze sporo... - pomachał energicznie butelką.
- Nie, dzięki. Nie piję wódki.
- Ale mam nie tylko fótkę... Jes jeszsze łiski...
- Whisky tym bardziej nie chcę. - jednym ruchem ściągnąłem z siebie mokrą koszulkę. Dei wbił we mnie spojrzenie, a jego policzki się zaczerwieniły. Wystraszyłem się, że to może być gorączka, więc podszedłem do niego i kucnąłem. Patrzył się na mój tors.
- Dei, dobrze się czujesz? - chwyciłem palcami jego brodę i podniosłem ją delikatnie do góry, żeby spojrzał mi w oczy. On, zamiast tego, spuścił wzrok. - Jesteś cały czerwony. Coś się stało? - Czułem, jak gapi się na moje wargi. Speszyłem się tym nieco, ale przełamałem to uczucie i spojrzałem chłopakowi w oczy. Pomimo alkoholowego upojenia, które widać było od razu, zobaczyłem coś, co napełniło mnie niewyobrażalnym przerażeniem. Zamknąłem gwałtownie powieki. W tym samym momencie, poczułem jego usta na swoich. Rozchylił je nieco, żebym mógł wsunąć język. Gorące uczucie ogarnęło moje ciało. Zapragnąłem wziąć go tu i teraz, bez względu na wszystko. Tego zawsze się obawiałem. Że przyjdzie dzień, w którym zrobię mu krzywdę. Ale on ufnie zarzucił mi ręce na szyję, wprawiając mnie w niesamowite osłupienie. Oplotłem ramionami jego talię, przyciągając go gwałtownie do siebie i jednocześnie pogłębiając pocałunek. Zanurzył palce w moich włosach, powoli przeczesując je. Przejechałem dłonią po jego plecach. Zamruczał cicho w odpowiedzi. Podniósł ręce do góry, żeby łatwiej mi było pozbawić go bluzy. Ledwie to zrobiłem, runęliśmy na dywan. To znaczy, ja runąłem do tyłu, ciągnąc go za sobą. Leżał na mnie. Próbując wstać, przycisnąłem nogą jego męskość, na co on jęknął głośno. Dei... on... był taki.. twardy! Usiadł mi na brzuchu okrakiem i przybliżył się do mnie twarzą. Otworzył usta, ale nie po to, żeby mnie pocałować.
- Zerżnij mnie. - wyszeptał. - Jak dziwkę. Zrób ze mną wszystko, co chcesz. Tylko błagam, nie odchodź... - głos mu się załamał. Poczułem ciepłe łzy na policzku. Płakał. Który raz tego dnia? Po chwili dotarło do mnie, co powiedział. On chce, żebym ja...? Niemożliwe... On nie mówi poważnie! Ja.. nie mogę tego zrobić! Nie jemu... Co, teraz, jak masz okazję, tak po prostu zaniechasz?! Poddasz się?! Wyluzuj gościu! Przecież sam tego chce, dał ci pozwolenie! Zrozum, przelecisz go i obaj będziecie zadowoleni..a potem po prostu o tym zapomnisz, tak jak o Elenie... Nie możesz teraz się wycofać!! Czułeś przecież, jaki jest na ciebie napalony, prawda?!! Nie możesz mu odmówić...! Niechętnie przyznałem rację swojemu sumieniu. Przed chwilą powiedział mi to, nie mogłem się przesłyszeć! Dopadło mnie dziwne wrażenie, że nie jest już pijany, ale zignorowałem to. Przecież nie mógł mówić serio! Mimo wątpliwości, całowałem go coraz żarliwiej, jednocześnie próbując ściągnąć mu spodnie. Po wielu próbach, w końcu udało mi się. Zdjęcie z niego bielizny było o wiele prostszym zadaniem. Nagiego już chłopaka, położyłem na łóżku, a sam zacząłem się rozbierać. Na podłodze wylądowały najpierw jeansy, a później bokserki. Dei nagle podczołgał się do mnie i ujął mojego członka w dłonie. Przejechał po nim językiem. Zadrżałem. Doskonale wiedział, co robi. Jego pieszczoty zaczęły przybierać na sile. W pewnym momencie wziął go do ust i zaczął ssać. Westchnąłem głośno i poczułem, że się uśmiecha. Był naprawdę świetny w tych sprawach. Zastanawiało mnie tylko, jak się tego nauczył. Nie minęło dużo czasu, aż doszedłem w jego ustach. Zdziwiło mnie, że połknął wszystko. Wydało mi się to dziwne. Dlaczego to zrobił? Czy to nie jest nienormalne? Myślenie przychodziło mi z trudnością, więc po prostu przestałem się zastanawiać, a skupiłem się na odczuciach. Schyliłem się i pocałowałem Dei'a. Czułem słony smak swojego nasienia. Popchnąłem go na pościel, a sam zawisłem nad nim, nie przerywając pocałunków. Przeniosłem je na szyję i ramiona, robiąc mu malinkę. Westchnął. Zniżyłem się jeszcze bardziej, całując teraz jego pierś. Wziąłem jeden z sutków do ust i zacząłem się nim bawić, lekko go przygryzając. Mój kochanek wił się pode mną z rozkoszy. Bardzo mi się to podobało. Zostawiłem więc jego tors, a po chwili całowałem brzuch i podbrzusze. Nie wzdychał już, lecz jęczał, a od odgłosów, jakie wydawał, robiło mi się gorąco. Skupiłem się na wewnętrznej stronie jego uda, gdzie zrobiłem mu kolejną malinkę. Specjalnie omijając jego męskość, powróciłem do ust. Spodobało mi się drażnienie go, więc cofnąłem się z powrotem do ud, tym razem jednak idąc do góry. Wiedziałem doskonale, czego pragnął, ale dla zabawy droczyłem się z nim.
- Nikki... proszę! - wyjęczał cicho. Uśmiechnąłem się bezczelnie i przejechałem dłonią po jego słodyczy. Stęknął. Teraz to ja pieściłem jego czułe miejsce, ciesząc się jak debil, gdy odpowiadał mi jękami. Gdy tym razem on doszedł w moich ustach, choć wydało mi się to głupie, również wszystko połknąłem. Pocałowałem go, jednocześnie wkładając mu do odbytu palec, żeby później nie sprawić mu nieprzyjemności. Lecz on chwycił mój nadgarstek i pociągnął do siebie, wyjmując ze środka mojego paluszka. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, a on tylko uśmiechnął się.
- Weź mnie. - szepnął prawie niedosłyszalnie. - Chcę poczuć cię w sobie.
Uniosłem lekko jego pośladki i naparłem członkiem na wejście. Dei od razu się skrzywił. Gdy zacząłem w niego wchodzić, zaczął krzyczeć. Jego wrzaski były tak wypełnione cierpieniem, że gdyby ktoś go usłyszał, pomyślałby, że umiera. Chłopak rozerwał prześcieradło, a z oczu poleciał mu niekontrolowany strumień łez. Natychmiast się zatrzymałem i poczekałem, aż się uspokoi. Po chwili się uciszył, ale wciąż dyszał ciężko. Otarłem kciukiem jego mokre policzki. Bałem się zrobić mu znowu krzywdę, dlatego musiałem się upewnić:
- Dei, wszystko w porządku? Na pewno chcesz kontynuować?
- Wszystko ok. Po prostu wsuń go do końca...
Zrobiłem, o co prosił. Ciszę przeszył jeszcze jeden jego krzyk, ale później już nawet nie zapłakał. Najpierw poruszałem się w nim powoli, żeby nie sprawiać mu dodatkowego bólu. I choć na początku się krzywił, to w pewnym momencie usłyszałem ciche postękiwania. Przyspieszyłem nieco. Mnie samemu też zaczęło to sprawiać przyjemność. Jęczałem razem z Dei'em. Przywarliśmy do siebie ciasno, nie szczędząc sobie czułości. Robiłem wszystko co mogłem, żeby było mu dobrze. Tak bardzo przeraziło mnie jego cierpienie. Podświadomie nie chciałem, żeby cokolwiek złego jeszcze go spotkało. Byłem gotowy chronić go całym sobą, żeby tylko był bezpieczny. Żeby niczego mu nie brakowało. Mimo, że nie rozumiałem tego uczucia, to coraz bardziej mi się podobało. Ciepło, a nawet gorąco, gościło w całym moim ciele, promieniując także na Dei'a, który wydawał się szczęśliwy z tego powodu. Nasze biodra zgrały się ze sobą, poruszając się w jednym rytmie. Napierałem coraz mocniej na jego prostatę, czując, że zaraz dojdę. Dei złapał mnie rękoma za kark i przyciągnął do siebie. Jednocześnie pieścił mi ucho swoim urywanym oddechem.
- Nick, tutaj... mocniej... mocniej, ahh!! - dyszał. Wchodziłem w niego coraz wolniej i głębiej, doprowadzając go do szału.
- Nikki!!! - usłyszałem i spuściłem się w niego. Opadliśmy na łóżko, wyzuci z sił. Wyszedłem z niego delikatnie i przytuliłem, okrywając nas kołdrą. Głaskałem go po włosach, nie mogąc zrozumieć tego, co w tej chwili czułem. Chęć bycia z nim na zawsze wypełniła moją duszę. Czyżby to była... miłość? Nie, na pewno nie. Po prostu dobrze nam w łóżku, i tyle. Tak! Miłość nie istnieje. Wierzą w nią tylko frajerzy, wariaci i kobiety. A czegoś takiego po prostu nie ma! Tylko dlaczego, mnie to nie przekonuje...? Dei usnął. Zorientowałem się po jego równym oddechu. Wtulił się w moją pierś i oddalił w kierunku objęć Morfeusza. Jakże mu zazdrościłem! Także chciałem nie martwić się niczym, tylko spokojnie zapaść w sen. Ale martwiło mnie to, czy był pijany, czy też nie. Z jednej strony nie chciałem, żeby pamiętał. Z drugiej wolałem, żeby wiedział. A może tylko udawał? A może, skoro nie mógł mieć Koji'ego, wykorzystał mnie? Nie, nie powinienem tak myśleć. W końcu płakał. A może to była gra aktorska, nic więcej? Nie, nie, to nie może być prawda... Przycisnąłem go mocniej do siebie, starając się powstrzymać nieznośne łzy, które napływały mi do oczu, sam nie wiedziałem czemu. W myślach cały czas powtarzałem jedno zdanie. "To nie może być prawda...
"

Ratunek

  Śmialiśmy się z Yoru przez pół imprezy. Doskonale się z nią bawiłem. Była idealną przyjaciółką, świetnie mnie rozumiała. Często miałem wrażenie, że czyta mi w myślach. Kiedy jej o tym mówiłem, wybuchała jeszcze głośniejszym śmiechem. Rozmawialiśmy o wszystkim, oprócz tematu dotyczącego Dei'a. Unikałem mówienia o nim, aż w końcu zorientowała się, że coś jest nie tak.
- Nikki.. - o dziwo, polubiłem tą ksywkę, zwłaszcza, kiedy ona mnie tak nazywała. - Nie chcesz w ogóle rozmawiać o Dei'u. Coś się między wami wydarzyło? Mnie możesz wszystko powiedzieć.
Przez dłuższą chwilę toczyłem wewnętrzną walkę z samym sobą. Powiem jej! Nie, nie powinienem... A jak mnie wyśmieje? Co wtedy zrobię? Ale jeśli jej powiem, będzie mi lżej. Może ona będzie wiedziała, o co mu biega... Ta, jasne, od razu mi powie... Ale sama świadomość, że wie o tym, powinna sprawić, że poczuję się lepiej.. Tak! Powiem jej! Muszę w końcu to z siebie wydusić, za bardzo mnie to męczy..
- Ale nie będziesz się śmiać? - spytałem jeszcze tylko. Yoru pokręciła tylko delikatnie głową. Westchnąłem i opowiedziałem jej o dzisiejszym ranku. Ze szczegółami, nie pomijając żadnego szczegółu, żadnej myśli. I faktycznie, kiedy skończyłem, poczułem, jakby kamień spadł mi z serca. Od razu było lepiej.
- Dei cię pocałował, tak? Ale ty go nie odepchnąłeś? No to ja już wszystko wiem. - zagwizdała i spojrzała na mnie z radosnym błyskiem w oczach.
- Nie wiem, o co ci... - nie dokończyłem, gdyż przybiegła jakaś dziewczyna.
- Nick.. Tak? - zdyszana i zarumieniona spytała. Kiwnąłem twierdząco głową. Pewnie musiała biec.
- Coś się stało, Emi? - zapytała cicho Yoru. Dziewczyna usiadła i napiła się wody, którą podał jej barman. Przełknęła i wbiła we mnie spojrzenie.
- Tam, koło składzika, ludzie grają w butelkę na zadania. Ja nie gram, bo nie lubię, tylko siedzę z koleżanką i patrzymy. Ten, kto nie zgodzi się wykonać wyzwania, odpada. Osoba, która zostanie ostatnia, wygrywa trzy bańki. - Znów wzięła łyka.
- I co w związku z tym? Przecież nie zabronię im grać. Wyśmieją mnie. - stwierdziłem. Pokręciła przecząco głową, a włosy latały jej przy tym na boki.
- Chodzi o to, że Misako zakręciła butelką i wypadło na Koji'ego... - skrzywiłem się. Nie cierpiałem gościa. Don Juan za dychę, fifa rafa i do tego jeszcze ćpun. - No i dała mu za zadanie, żeby pieprzył się w szopie z..
- Co mnie obchodzi, z kim i gdzie ten debil będzie się jebał? Dopóki niczego nie ukradną, ani nie zdemolują, wisi mi to i powiewa. - przerwałem jej, unosząc lekko głos.
- Nikki, daj dziewczynie dokończyć. Namęczyła się, żeby tu dotrzeć, a przyszła tu specjalnie po to, żebyś o tym wiedział. - uciszyła mnie Yoru.
- No dobrze, przepraszam. Mów, Emi.
- No i Koji będzie się pieprzył w szopie z Dei'em. Chyba już zaczęli... - umilkła. Poczułem nagły przypływ wściekłości, tak intensywny, jakbym miał zaraz wybuchnąć. Czy on naprawdę jest ułomny? Przecież ten cały Koji ruchał tyle plebsu! Nie wiadomo, czy przypadkiem nie ma HIV'a!! Muszę temu zapobiec, bo inaczej mogę już sobie grób szykować... Wstałem gwałtownie, przewracając hokera i odwróciłem się do Yoru.
- Chodź tam ze mną. Muszę przemówić do rozumu temu gówniarzowi i nie wiem, czy mu nie jebnę. Ty najbardziej nadajesz się do pilnowania mnie, bo na ciebie ręki nie podniosę. A tobie Emi dziękuję za informację. Uratowałaś mi życie. Gdybyś miała kiedykolwiek jakieś problemy - wiesz, gdzie mnie szukać. Barman poda ci mój numer komórki. Jakby co - dzwoń. Jestem twoim dozgonnym dłużnikiem. Gdyby nie ty, to nie wiem, co by się ze mną działo. A ten gnój mnie popamięta.. Co on sobie myśli? Że skoro rodziców nie ma, to se może robić, co żywnie mu się podoba?! Po moim trupie! - paplałem, jak najęty przez całą drogę. Nosiło mnie strasznie. Chciałem mu tak przyjebać, żeby nie wstał. Dlatego szła ze mną Yoru.
    Doszliśmy do składziku, przed którym zebrała się spora grupka gapiów. Tłoczyli się przy drzwiach, chcąc jak najwięcej zobaczyć i usłyszeć, lecz gdy tylko mnie zobaczyli, od razu zrobili mi przejście.
- Wyglądasz jak wulkan. - szepnęła Yoru. - Wprost kipisz wściekłością...
- No co ty nie powiesz...
Podszedłem do drzwi, otworzyłem je i wskoczyłem do środka, szybko je zamykając. Wziąłem głęboki wdech i odwróciłem się. Spojrzałem na nich i zemdliło mnie. Zastałem bardzo uroczą scenkę, nie ma co... Właśnie Koji miał wejść w Dei'a. Patrzyli się na mnie zszokowani. Postanowiłem wyżyć się na nich.
- Co, przerwałem wam w połowie? O jaki ja niedobry.. Przepraszam was serdecznie, ale musicie kończyć swój akt miłosny... - mój głos wprost ociekał sarkazmem i jadem. O to mi chodziło. - No już, ubierać się! Chyba nie chcecie, żebym wam pomógł? Gdzieś tu musi być stary, brudny bat Cześka, którym kiedyś zabił jakiegoś menela. Chyba jest na nim jeszcze zeschnięta krew.. - patrzyłem, jak mina Koji'ego zmienia się w zawrotnym tempie. Kalejdoskop uczuć: od złości pomieszanej z szokiem, przez obrzydzenie i nienawiść, po niesamowite wręcz przerażenie. Śmiać mi się chciało, ale musiałem zachować powagę. Na Dei'a nie chciałem patrzeć, za bardzo się bałem. Za bardzo się stoczył. Koji od razu puścił Dei'a, który upadł boleśnie na posadzkę. Jego "przyjaciel" nie przejął się nim, tylko wciągnął spodnie i już przeciskał się w kierunku drzwi.
- Gdzie się wybierasz? - zapytałem niewinnie. - Pomógłbyś koledze, a nie spierdalasz. Nie bój się, niedługo stąd znikniesz, już ja o to zadbam.
Chłopak niechętnie podszedł do blondyna i pomógł mu wstać. Kiedy obaj już byli ubrani, wpuściłem Yoru, która złapała Koji'ego za kark. Ja chwyciłem kaptur bluzy panicza i wyszliśmy. Zebrało się jeszcze więcej świadków, ale wszyscy schodzili nam z drogi. Stanęliśmy na środku polanki, a ja wzrokiem zawołałem Cześka. Podszedł do nas z grobową miną, przy bramie zostawiając Mańka, drugiego ochroniarza. Zamierzałem potrząsnąć kapturem Dei'a, żeby się uspokoić, ale moja przyjaciółka dziwnie na mnie spojrzała. Niezadowolony, zwróciłem się do Czesława:
- Proszę dopilnować, aby pan Koji i panna... - spojrzałem na blondyna czekając, aż podpowie mi imię pomysłodawczyni.
- Misako - mruknął.
- I panna Misako, zostali usunięci z terenu posiadłości oraz żeby już nigdy nie mieli tu wstępu.
- Dobrze, paniczu Nicolasie. A co z paniczem Daisuke?
- O niego się nie martw, zajmę się nim osobiście. Pewnie obiję mu trochę twarzyczkę, więc jak go rodzice nie poznają, to nie będzie moja wina. Należy się bezmyślnemu gnojowi. I przypomnij mi, żebym, jak przyjadą, opowiedział im o wybryku ich syna, imprezie, którą zorganizował i o ostatniej ucieczce. Słowem - o wszystkim. Dobrze?
- Dobrze.
- Dziękuję. To wszystko.
- Dobrze. - puścił do mnie oko. Tylko przy świadkach odzywamy się do siebie tak oficjalnie. Tak naprawdę jesteśmy dobrymi kumplami, którzy lubią razem wypić piwko, dwa, ewentualnie nie pamiętam. Po siódmym zawsze mi film urywa. Mam niestety słabą głowę, dlatego nie piję wódki. I poszedł. A ja pociągnąłem Dei'a w kierunku domu. Odprowadziło nas zmartwione spojrzenie Yoru.
    Weszliśmy do wspólnej sypialni jego rodziców, obecnie nieużywanej. Popchnąłem go na ścianę, w którą nieźle pierdolnął twarzą. Zdziwiony, odwrócił się w moją stronę, ale nic nie powiedział, tylko spuścił głowę. Byłem wkurwiony na maksa, więc, żeby rozładować emocje,  zacząłem na niego wrzeszczeć.
- Co ty sobie wyobrażasz? Wiesz, jak to się mogło skończyć? Ty zaraziłbyś się HIV'em od tego chuja, a ja wylądowałbym na ulicy! Bo nie potrafiłem cię przypilnować!! Twój ojciec i tak szuka byle pretekstu, żeby mnie wypierdolić na bruk, a ty mu jeszcze w tym pomagasz! Naprawdę, ładnie odwdzięczasz mi się za te lata opieki i nadstawiania za ciebie dupska!! Aż tak mnie nienawidzisz, że chcesz się mnie pozbyć?! Nie bój się, jak tylko skończę 19 lat, a to będzie za niecały rok, to wynoszę się z tego domu i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz!! Zadowolony?! - dyszałem, jakbym przebiegł maraton, mrużąc wściekle oczy. Dei spuścił tylko jeszcze bardziej głowę i się rozpłakał. Jego gorzkie łzy skapywały na kremowy, puchaty dywan. Zrobiło mi się go trochę żal, więc przytuliłem go do swojej piersi. Przez chwilę, ze zdziwienia stał jak słup, ale rozluźnił się i zaraz łkał mi w koszulkę. Głaskałem jego włosy, delikatnie przeczesując je palcami.
- No już, nie płacz... Wytrzymaj jeszcze tylko rok i już nie będziesz musiał oglądać mojej paskudnej gęby. Wiem, jak bardzo chcesz, żebym odszedł.
Dei potrząsnął przecząco głową i spojrzał na mnie załzawionymi oczyma.
- Nie, nie... Wcale nie chcę, żebyś odchodził... - szepnął mi w tors, a mnie wprost zamurowało. Odepchnąłem go od siebie z szokiem. Wbił spojrzenie w dywan i przeszedł koło mnie, w kierunku korytarza. Ocknąłem się, gdy wychodził. Zatrzasnąłem drzwi ramieniem. Teraz to on się zdziwił.
- A ty gdzie? - spytałem.
- No, wracam na imprezę. W końcu ich wyrzuciłeś, więc mogę chyba dalej się bawić?
- Nie po to cię tu ciągnąłem, żebyś teraz tam wracał. Zamknę cię tutaj na resztę balangi i przyjdę po zakończeniu. Jest lodówka z żarełkiem, łazienka i książki, więc nie zginiesz. - powiedziałem cicho. Spojrzał na mnie z oburzeniem.
- Co? Ja mam tu siedzieć, kiedy ty się będziesz bawił?! Co to, to nie! Nie masz prawa mnie tu zamykać! Nie zamierzam tu siedzieć i nudzić się jak mops! Po moim trupie!! - wykrzyczał mi w twarz. Ja się tylko uśmiechnąłem i odsunąłem go ręką od wyjścia.
- Ależ mam prawo cię tu zamknąć. - oznajmiłem słodko. - Skoro nie ma twoich rodziców, to ja rządzę tobą i tym domem, więc mogę robić, co mi się żywnie podoba. Mogę cię tutaj nawet zgwałcić i zabić, a i tak mi nic nie zrobią. No, może stąd wyrzucą. Ale do więzienia nie pójdę. Twoja matka kazała mi się tobą opiekować. Powiedziała, żebym zrobił wszystko, co będzie konieczne, abyś nic nie zmajstrował. Rozumiemy się? - Trochę blefowałem z tym, że nic mi nie zrobią, ale to szczególik... Na szczęście się nie skapnął, że kłamię. Zamiast tego, spojrzał na mnie z wyzywającą miną.
- No dalej. Uderz mnie. Powiedziałeś na dworze, że tak mnie pobijesz, aż mnie mama nie pozna. No to dawaj, czekam. - nadstawił policzek.
- Nie zniżę się do poziomu twojego "przyjaciela" i nawet cię nie dotknę. Mam swoją dumę. A ty lepiej przemyśl to, do czego by doszło, gdyby nie ja. - wycedziłem i wyszedłem z pokoju, zamykając go na klucz. I zostawiając Dei'a samemu sobie.
    Wychodząc z domu, zerknąłem na wyświetlacz komórki. Dochodziła jedenasta. Miałem szczerą ochotę wypierdolić wszystkich z posesji.
- Ehh, do końca imprezy jeszcze sześć godzin. Nie będą chcieli wyjść, jak ich teraz pogonię. Lepiej nie ryzykować, bo jeszcze włamią się na chatę. Trudno, wytrzymam.
Poszedłem do altanki i usiadłem dyskretnie koło Yoru. Moje wysiłki były na nic, bo i tak mnie zauważyła. Uśmiechnęła się smutno i zapytała:
- I jak tam rozmowa z Dei'em? Naprawdę go pobiłeś?
- Nie, no coś ty. Obiecałem kiedyś jego rodzicom, że go nie dotknę bez jego zgody. Zamierzam dotrzymać tej obietnicy.
- Czyli nic mu nie zrobiłeś?
- Tylko się na niego wydarłem, że jeszcze rok i odejdę, bo i tak zamierzam to zrobić, a on się rozpłakał. Zrobiło mi się go żal, więc go przytuliłem, a on powiedział, że nie chce, żebym odszedł. Zatkało mnie. A potem chciał wyjść, ale powiedziałem mu, że go zamykam w tym pokoju, no to on się na mnie wydarł, że nie mam prawa. Postraszyłem go trochę, że mam prawo i wyszedłem. Dziwne, nie?
- Tiaak, bardzo dziwne. - powiedziała cicho. Wzruszyłem ramionami, choć trochę mnie to zdziwiło i przestałem myśleć o Dei'u. Skoncentrowałem się na zabawie.

Wyzwanie

  Stałem tam, niczym słup, patrząc, jak ta zdrajczyni podrywa MOJEGO Nicka! Przecież doskonale wie, że go kocham! Czemu ona mi to robi?! Traktowałem ją jak ukochaną siostrzyczkę, a ona wycina mi taki numer! Co prawda już się nie przyjaźnimy i to z mojej winy, ale to nie powód, żeby się na mnie tak okrutnie mścić! Yoru, popamiętasz mnie!!! Wściekałem się coraz bardziej, chowając się za drzewem, aż podszedł do mnie ktoś.
- Dei, co ty robisz? Szpiegujesz Yoru? Nie mów mi, że jesteś zazdrosny o tą kretynkę. - Koji stanął, tam gdzie wcześniej ja i wyjrzał bezczelnie zza drzewa. - Niezłego koleżkę se znalazła.. Mmm, ruchnąłbym. - Ze złości trzepnąłem go w zielone włosy. Złapał się za głowę, obrócił i spojrzał na mnie, mrużąc wściekle brudnoszare oczy. Koji jest biseksualny, może pieprzyć i dziewczynę i chłopaka (nigdy nie pozwala, by pieprzono jego, zawsze musi być na górze). Do tego psychiatra zdiagnozował u niego uzależnienie od seksu i prochów. Ja nie biorę tego świństwa. Ale często przychodzi mi do głowy pytanie, z kim ja się kurwa zadaję? O, rymło się! Mniejsza.. Koji podszedł do mnie i złapał za bluzkę.
- Co ci odbiło, żeby bić najlepszego kumpla po łbie? Za kogo się uważasz, co...? Jeszcze jeden taki numer i.. - przerwał, odwracając głowę w bok, ale nie puszczając mnie. Spróbowałem się wyrwać, ale trzymał mocno. Westchnąłem bezgłośnie, poddając się bez walki, żeby móc ujść z życiem bez większego szwanku. Z Koji'm nie było nigdy żartów... Spojrzałem w stronę, w którą patrzył i usłyszałem krzyki:
- Koji, Dei, chcecie grać w butelkę na zadania? Kto wygra, dostanie trzy stówy!
- Zaraz przyjdziemy! - krzyknął i wreszcie mnie puścił. - Chodź, będzie zabawnie.
I pobiegł. Podążyłem za nim, jak piesek. Przy starej brzozie siedziało sporawe grono, które ułożyło się w jako takie koło. Pośrodku koła, na trawie, leżała szklana butelka po wódce. Smirnoff, o ile się nie mylę. Całkiem dobra wódka. Szkoda, że się skończyła, ale gdyby nie, nie mielibyśmy butelki. Usiadłem koło jakiejś blondynki, bodajże Misako. Jakiś rudzielec, chyba Jiro, zakręcił butelką. Trafiło na jakiegoś grubcia. Po długim czasie, kiedy mnie jeszcze nie trafiło, Misako zakręciła butelką. Flaszka zatrzymała się, a jej szyjka wskazywała dokładnie na Koji'ego. Dziewczyna uśmiechnęła się złowrogo i przemówiła zachrypniętym głosem.
- Koji, jak dotąd, zaliczyłeś praktycznie wszystkich swoich znajomych i znajome.. - tu zrobiła znaczącą pauzę, po czym spojrzała na mnie. Dotknęła palcem moją pierś. - ...prócz niego. Twoje wyzwanie brzmi: przeleć Dei'a w tej szopie obok. Pozycja dowolna. - jeszcze raz się uśmiechnęła, a ja wbiłem przerażone oczy w Koji'ego. Nie chciałem się z nim pieprzyć, to było wbrew moim zasadom. Ale co mogłem zrobić? Chyba jedynie z całej siły zacisnąć zęby, posłusznie spełnić polecenie i czekać na cud. Innego wyjścia nie widziałem. Koji spojrzał na mnie ze zmysłowym uśmiechem. Zebrało mi się na wymioty. Wstałem. On zrobił to samo. Podszedł do mnie, chwycił za rękę i stanowczo pociągnął w stronę składziku. Po drodze usłyszałem jeszcze tylko:
- Chodź, będzie zabawnie...
Nikki, błagam, pomóż mi...

Yoru

  Pocałował mnie. Ocknąłem się dopiero w momencie, gdy oderwaliśmy się od siebie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Zatkało mnie. Siedziałem na podłodze osłupiały i patrzyłem się na niego. Dei wstał gwałtownie i wybiegł z pokoju. Ze zdziwienia, wprost otworzyłem usta. O co mu chodzi? Ostatnio dziwnie się zachowuje. Prychnąłem, wstając. To nie moja sprawa. Ehh, trzeba posprzątać ten burdel. Niedługo mają się pojawić imprezowicze. Jak dobrze, że impreza jest w ogrodzie i nie mają wstępu do chaty, bo roznieśliby wszystko w pięć minut! No, może przesadzam. Sześć. A komu by się za to oberwało? Mnie, oczywiście! Rodzice Dei'a obdarliby mnie ze skóry i upiekli na rożnie, a potem ze smakiem zjedli, doprawiając keczupem! Nie, tym razem nie przesadzam. Po prostu wykazuję się kreatywnością. A może rzuciliby mnie rekinom na pożarcie? Kłopot w tym, że rekinów nie mają. Szybciej psy, ale one jedzą tylko potrawy przygotowane przez Tashiakiego-kuna, pomocnika kucharza, Sasaki-sana. Może wrzucą mnie do pieca? Nie wiem. Męczy mnie już wymyślanie mi kar. Zresztą, zostaje jeszcze sekretna sala tortur pana Edwarda, o której "nic" nie wiem. He he. Ma się te znajomości, nie? Wracając do tematu, ogarnąłem szybko burdel w pokoju i wyszedłem, zamykając go na klucz. Zawsze tak robię. No, nie zawsze. To znaczy, od czasu, kiedy Mimi, młodsza siostra Dei'a, włamała mi się do pokoju i ukradła bokserki. I to moje ulubione! Było to jakieś dwa lata temu.. I do tej pory ich nie odzyskałem! Pewnie i tak już są na mnie za małe, ale miałbym przynajmniej pamiątkę. To były bokserki, które kupiła mi dziewczyna, z którą przeżyłem swój pierwszy raz. Poznałem ją na wakacjach we Włoszech, na które pojechałem z Dei'em. Nazywała się Elena i była bardzo piękna. Do tej pory pamiętam miękkość jej orzechowych włosów oraz blask jej bursztynowych oczu. Spotkaliśmy się na plaży, w Wenecji. Niemal od razu zwróciliśmy na siebie uwagę. I mimo, że znałem ją krótko, to zapadła mi na zawsze w pamięć. A pod koniec wakacji przeżyliśmy niezapomnianą chwilę, w moim hotelowym pokoju. Dei spał, a było już późno, więc została na noc. Byłem pierwszym, któremu się oddała. A potem... już więcej jej nie zobaczyłem. Napisała mi tylko w liście, że musiała pojechać do Rzymu na pogrzeb matki. Minęły już dwa lata. Muszę przestać żyć wspomnieniami.
    Wyszedłem do ogrodu sprawdzić, czy przyjechała już firma cateringowa, barman i DJ. Wszyscy byli już na miejscu i kończyli przygotowania. Wzrokiem szukałem Dei'a, ale nie zobaczyłem go. Od tej afery z pocałunkiem, wyraźnie mnie unikał. DJ puścił muzykę. Sprawdziłem godzinę na telefonie, dochodziła siódma. Za chwilę powinni pojawić się ludzie. I rzeczywiście, pierwsi już stali przy bramie, gdzie bramkarz sprawdzał zaproszenia. Co niektórzy chcieli się wbić na balangę bez niego, ale od razu byli wykopywani. Uśmiechnąłem się, kiedy Czesiek, nasz bodyguard z Polski, pozbywał się natrętów, szczując ich kijem baseballowym. Wyrzucił właśnie jakiegoś fagasa, który próbował przecisnąć się pomiędzy jego nogami. Gościu został zgnieciony tak mocno, aż jęknął, i wywalony na zbity pysk. Zacząłem się śmiać. Głośno, szczerze, bez opamiętania. Wszyscy spojrzeli się na mnie, z miłymi wyrazami twarzy. Rzadko się śmiałem. Nie miałem powodów. A teraz leżałem na ziemi, trzymając się za brzuch i chichrałem się jak szalony. Elena powiedziała mi kiedyś, że mam najpiękniejszy śmiech, jaki do tej pory słyszała. A podobno słyszała bardzo dużo. Poczułem na plecach czyjś wzrok i przeszyły mnie dreszcze. Wstałem z trudem, ręką ocierając łzy. Obróciłem się. Dei stał tam, jak wryty, z otwartymi ustami, a jego oczy wyrażały głęboki szok. Odchyliłem głowę na bok i znów się zaśmiałem. Zadrżał i uciekł. Wzruszyłem ramionami i podszedłem do altanki. Naprawdę nie wiem, o co mu chodzi. Usiadłem na stołku przy barze i zamówiłem piwo. Siedziałem, sącząc napój ze szklanki i nudziłem się ogromnie.
- Cześć! Widziałam cię przy wejściu. Słodko się śmiejesz! - usłyszałem. Obróciłem się razem z hokerem. Przede mną stała dziewczyna, niższa ode mnie o głowę. Jej rude, proste włosy do karku, podkręcane po bokach, stanowiły niezły kontrast do niemal szmaragdowych oczu, które radośnie się iskrzyły. Laska była szczupła, a nawet chuda, a nogi wyglądały jak patyczki. Mimo to, strój, który na sobie miała, świetnie na niej leżał i odsłaniał mocne strony, którymi była talia i ramiona. Tak, wiem, zawsze oceniam ludzki wygląd. Wszyscy mówią mi, że powinienem iść na fotografa, albo stylistę. Właściwie, lubię robić zdjęcia i dopasowywać znajomym garderoby, fryzury i makijaż. Chyba już wiem, kim zostanę w niedalekiej przyszłości... Fotografem-stylistą! Ha! Wracając do dziewczyny. Spojrzała na mnie z wyzywającym błyskiem w tęczówkach.
- Co? Zaniemówiłeś? - wygięła malinowe usta w złośliwym uśmiechu. Zapatrzyłem się na nie. Dei miał identyczne, może trochę ładniej wykrojone i pełniejsze. A smakowały jak prawdziwe, dzikie maliny, znalezione w leśnym zagajniku. Już miałem oblizać wargi na tą myśl, kiedy oprzytomniałem. Co robisz człowieku?! O czym ty w ogóle myślisz?! Chyba nie o tym debilu, który z powodu jednego, durnego pocałunku unika cię jak ognia? Przecież nie wylądowaliście w łóżku, więc o co mu chodzi? Zadrżałem, mimowolnie wyobrażając sobie nagiego Dei'a. Chciałbyś, co? - usłyszałem swoje sumienie. - Ale doskonale wiesz, że po dobroci, on nigdy się nie zgodzi.. Musiałbyś wziąć go siłą, a tego nie chcemy, prawda? Nie, aż tacy okrutni nie jesteśmy.. Co prawda święci też nie jesteśmy, ale bez przesady, nie? A zresztą! Co mnie to?! Niech se śpi z kim chce! Nie obchodzi mnie to!! Z tego, co widać, to chyba nie do końca, co? Odpieprz się!!! Zwróciłem uwagę na dziewczynę, która stała wyraźnie zirytowana. Za nią dostrzegłem sylwetkę Dei'a, który nieudolnie próbował schować się za drzewem. Jawnie nas obserwował.
- Nie. Zamyśliłem się. Musisz się przyzwyczaić, dość często mi się odpływa.. - zwróciłem się do niej, jednoznacznie klepiąc poduszkę hokera obok. Uśmiechnęła się i usiadła. Spojrzała na mnie trawiastymi oczami.
- A jak rozpoznać taki moment..? - zapytała zmysłowym tonem.
- Ano, jak zacznę milczeć i wpatrywać się tępo w jeden punkt, to wtedy zauważysz. Przy okazji, Nick jestem. - uśmiechnąłem się najpiękniej, jak umiałem.
- Yoru, znaczy noc. A twoje imię? - spytała, podając mi dłoń. Chwyciłem ją i ucałowałem delikatnie. - Nie wiedziałam, że z ciebie taki dżentelmen. Jestem pod wrażeniem.
- Cieszę się. Moje imię znaczy dosłownie "zwyciężył dla ludu". Z greki.
- Nicolas? To dlatego Nick. No tak, mogłam się domyślić.
- Może być też Nikki, ale tak nazywa mnie tylko jedna osoba, o której nie mam ochoty w tej chwili rozmawiać. Nie lubię tego zdrobnienia. - uciąłem.
- Ahh.. Jesteś synem właścicieli chaty, państwa Takashi? Nie jesteś zbytnio do nich podobny. - Yoru zmieniła zręcznie temat, schodząc na lżejszy.
- Nie. Jestem sierotą, którą kiedyś uratowali i przygarnęli. Opiekuję się Dei'em.
- Opiekujesz? Czyli? - zdziwiła się.
- To znaczy myję, ubieram, karmię, jak ma zły dzień, a tak ogólnie to pomagam mu utrzymać jako taki wizerunek, odrabiam z nim lekcje, jak ma problemy, dotrzymuję towarzystwa... I to właściwie wszystko...
- Współczuję. - spojrzałem na nią pytająco. - Musisz mieć trudną robotę. Wiem, jaki jest Dei. - wyjaśniła.
- Skąd? - zapytałem bez entuzjazmu. O co tej dziewczynie chodzi? Skąd ona zna mojego Dei'a? Yyy, to znaczy, wcale nie mojego!! Tak mi się tylko powiedziało, przejęzyczyć się nie można?! Kompletnie nie wiedziałem, do czego ona zmierza.
- Aaa, byłam kiedyś jego bliską przyjaciółką... Zanim nie zaczął się kumplować z Koji'm. Ten kretyn zupełnie go zmienił. Dei mówił mi dużo o tobie. Bo to ty, nie? Nikki, jego niańka - skrzywiłem się. - Powtarzał często, jak bardzo cię... - złapała się za usta. Teraz to już jej w ogóle nie rozumiałem.
- Jak bardzo mnie, co? - zapytałem podejrzliwie. Chciałem to usłyszeć. Zakłopotała się, rumieńce pojawiły się na jej policzkach. Widocznie zdała sobie sprawę, że chlapiąc tak jęzorem, zdradziłaby ważną tajemnicę byłego przyjaciela.
- Yyy... jak bardzo cię szanuje, oczywiście!! No bo cóż by innego?
- Nie wiem. To ty się z nim kolegowałaś. Mi nie mówi żadnych rzeczy - westchnąłem. - Jak był młodszy, to był bardziej otwarty.
- Taak, pewnie masz rację. Wiesz co? Mam pomysł! Zostańmy przyjaciółmi! Bo widzę, że i tak na mnie nie lecisz, więc nie potrzebnie cię podrywam. - zrobiłem wielkie oczy. - No co? Szukam chłopaka, a że ty jesteś całkiem przystojny, to pomyślałam, że.. Dopóki nie powiedziałeś mi, że to ty jesteś Nikki. Trochę inaczej sobie ciebie wyobrażałam, ale ujdziesz w tłoku. To co, zgadzasz się? Nie bój żabki! - dodała, widząc moją zapewne przerażona minę. - Mnie można zaufać!
I uśmiechnęła się promiennie, czekając na moją decyzję. Rozejrzałem się. Impreza już się na dobre rozkręciła. Alkohol lał się litrami, wszędzie widać było zakochane pary. W sumie to chyba mogę dać szansę Yoru. Wydaje sie być dobrą przyjaciółką. W końcu mogła powiedzieć mi tajemnicę Dei'a, bo już się nie przyjaźnią, ale ona skłamała gładko. I gdyby to był test, zdałaby go na luzie. No cóż, zaryzykuję. Miłe będzie uczucie posiadania przyjaciela. Zawsze będę miał komu się wyżalić. Żebym tylko nie żałował... Spojrzałem jej głęboko w oczy i wziąłem głęboki wdech.
- Witaj moja nowa przyjaciółko! - uśmiech i wydech. To faktycznie świetne uczucie!

Chwila

  Stałem tak, patrząc jak wyciąga coraz to kolejne ubrania i miałem ochotę zgwałcić go na podłodze. To byłby nie lada wyczyn, zważywszy na to, że jest co najmniej dwa razy wyższy i silniejszy ode mnie. Ta moja beznadziejna miłość! Dla mnie strój na dzisiejszą imprezę już wybraliśmy. W zasadzie, zgodziłem się na ten, który jemu się podobał. Mi było wszystko jedno. Teraz on szukał czegoś odpowiedniego. Szperał w tej swojej garderobie i temu szperaniu końca nie było widać. Westchnąłem cierpiętniczo. W końcu wylazł stamtąd z szerokim uśmiechem i czymś pod pachą. Spojrzałem nań pytająco. On jedynie jeszcze szerzej się uśmiechnął i zniknął za drzwiami łazienki. Nie wiedziałem, że potrafi się uśmiechać! Rozejrzałem się. Nigdy nie byłem w jego pokoju. Drzwi, ilekroć chciałem się włamać, zawsze były zamknięte na klucz. A teraz stałem na purpurowym dywanie, otoczony szarymi ścianami, usłanymi plakatami ulubionych rockowych zespołów Nicka. Z mebli były tylko dwie szafki, biurko z krzesłem, łóżko i kanapa. Szafa, o ile pamiętam, zepsuła się i lada dzień miała przyjść nowa. Nikki miał też plazmę, laptopa, wieżę stereo i PS3. Kocha grać i słuchać muzy! Cały pokój utrzymywał w ciemnych kolorach. Od granatu, przez purpurę, po głęboką czerń. Usiadłem na jego łóżku i przytuliłem do siebie jego poduszkę. Zaciągnąłem się jej zapachem i uśmiechnąłem się błogo. Pachniała tak bardzo.. nim! Pewnie wtulał się w nią co noc. Och, jak bardzo bym chciał, żeby to mnie tak przytulał, co ranka budził się obok! Poczułem, iż znowu się rumienię. Nie no, masakra! Czemu ja zawsze, do licha, muszę się rumienić?! Usłyszałem ciche chrząknięcie. Podniosłem powoli głowę, bojąc się tego, co zobaczę... On, on, on stał tam, jak gdyby nigdy nic! Ubrany w obcisłe rurki, koloru jego włosów, szarą bluzkę z nadrukiem, czarną, skórzaną kurtkę, ciemną arafatkę, brązowe trampki i.. i.. i.. i wyglądał niesamowicie!! Spaliłem buraka. Ze wstydu zakryłem się poduszką.
- Dei, coś się stało? Dziwnie się zachowujesz. - podszedł do mnie. Zacząłem się trząść. Bałem się cholernie, nie do końca wiem czego, chyba tego, że był tak blisko. Zaciskałem ręce na poduszce z całej siły. Spróbował mi ją wyrwać i... udało mu się bez większego problemu! Kurde, muszę zacząć ćwiczyć mięśnie. Odwróciłem głowę, żeby na niego nie patrzeć. Kucnął przy mnie i wziął moją twarz w swoje.. zimne i męskie dłonie... ach! Zamknąłem oczy.
- Dei, dobrze się czujesz? - usłyszałem, czując jednocześnie te gładkie dłonie na swoim czole. - Nie masz gorączki. Coś cię boli? - otworzyłem oczy. W tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że musi stać koło nas ta fioletowa krowa z reklamy "Milki"! Kierowany jakąś niewidzialną siłą (najprawdopodobniej należącą do tejże właśnie krowy), szepnąłem cicho.
- Tak.
- Co?
- Serce. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Wypowiedziawszy te słowa, pocałowałem go delikatnie, jakby bojąc się odrzucenia, bądź tego, że zaraz się obudzę z jakże pięknego snu albo on rozsypie się na kawałki. Jedno z dwóch. Widziałem już tylko głęboką czerń jego oczu, wyrażającą wielkie zadziwienie. Ostatkiem sił powstrzymałem się przed wykrzyknięciem "Mój najdroższy!". Ze strachu przed czynem, który niemal popełniłem (i z powodu pocałunku także), wstrzymałem na chwilę oddech. Jednak nie mogłem długo wytrzymać. Przed całkowitym rozpłynięciem dostrzegłem jeden, drobny szczegół, który wprawił mnie w głębokie zdumienie. On odwzajemnił pocałunek!

Początek

Rozdział I

 Tak, tym chłopcem byłem ja. Miałem może ze cztery lata. A ten kot, a raczej kotka, którą znalazłem w lesie, to jedyna pozostałość po tamtym życiu. Nazwałem ją Ran i tak zostało. I mimo 15 lat, które ma na karku, dalej dziarsko przechadza się po domu. A ja? Ja zostałem przygarnięty przez ludzi, którzy mnie uratowali - wielkich bogaczy, Violettę i Edwarda Takashi. Jako "pomoc domowa"!! Śmiechu warte! Nie, że nie mam do nich szacunku czy wdzięczności, w końcu odratowali mnie od niechybnego zgonu, zapewnili opiekę i wykształcenie. I wiódłbym całkiem niezły żywot, gdyby nie jeden, maleńki problemik, który od zawsze mnie prześladował...
- Nick!!! Gdzie do cholery znowu jesteś?! Potrzebuję cię natychmiast! - ...a na imię mu Dei. Ich drugi syn. Mały gówniarz, którym kazali mi się zajmować. Niby ma te swoje 16 lat, ale zachowuje się jak 13-letnia panienka przed okresem, albo stara baba w ciąży. Słowem - jest nieprzewidywalny (nigdy nie wiadomo, jak głupi pomysł przyjdzie mu do tego zakutego łba), ciągle zrzędzi i marudzi, a ostatnio nawet jest tak złośliwy, że każe mi się ubierać, karmić, a nawet myć! (Jakby sam nie mógł tego zrobić)
- Nick! Nigdy cię nie ma, jak jesteś potrzebny! Jeśli nie pojawisz się w ciągu 5 minut, będziesz miał wielkie kłopoty! Zobaczysz!! - znów zaczął mi grozić. Standard. Wkręca mi, że go popamiętam, ale i tak nic nigdy nie robi w tej sprawie. No ale cóż... taki jest Dei. Otworzyłem oczy. Zdziwił mnie trochę fakt, że leżę w wannie, ale pewnie przysnąłem. No ale czego mogłem się spodziewać, po kolejnej zarwanej nocce? A wszystko przez to, że temu gnojkowi zachciało się wymknąć z domu! Szczęście dla niego, że nie ma jego rodziców, bo by popamiętał. I jeszcze ta dzisiejsza impreza, którą sobie wymyślił. Nie zdziwię się, jak będzie na niej co najmniej połowa miasta. Wstałem i wytarłem się. Spojrzałem w lustro. Zobaczyłem tylko chłopaka z granatowymi, lekko przydługimi włosami i czarnymi oczami, które ukryły się za zawijanymi rzęsami i ogromniastymi worami. Jednym słowem - wyglądałem jak kupka nieszczęścia. Ubrałem się i wyszedłem, szukać tego idioty. Gdybym mógł mu choć raz przyłożyć, poczułbym się najszczęśliwszy na świecie, a i jemu coś by się w rozumie przestawiło! Jeśli w ogóle go ma... Co nawet mnie zastanawia... Naprawdę, nie spotkałem nigdy drugiej tak bezmyślnej osoby, jak mój "panicz", jak każe mi się nazywać. Nie rozumiem tego. Przecież jego matka uważa mnie za syna. Może jest zazdrosny?
    Wrzaski dobiegały z pokoju "panicza". Wszedłem tam, nie zawracając sobie głowy pukaniem i spojrzałem na sprawcę całego zamieszania. Siedział na łóżku, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Miał blond włosy, lekko falowane, do karku. Wyglądał, jakby był obrażony na cały świat. Rozejrzałem się po pokoju. Wszędzie walały się ciuchy, a szafa otwarta była na oścież. Zdusiłem w sobie chichot, pokasłując. Dei odwrócił głowę w moją stronę.
- O, nareszcie jesteś! - wstał i podszedł do mnie. Jego błękitne oczy wyrażały głęboką rozpacz i wściekłość. Zaczął mną potrząsać. - Musisz mi pomóc!!!! Jeśli tego nie zrobisz, umrę! Przestanę istnieć!!
Dalej mną potrząsał. Po chwili przestał i wtulił się we mnie, mamrocząc coś pod nosem. Odsunąłem go od siebie na bezpieczną odległość. Spojrzał na mnie. Miał łzy w oczach.
-
Co się znowu stało? - spytałem. Zaczął jeszcze bardziej beczeć.
- Ni...Nikki... B-bo ja... ja... umrę... - chlipał.
- Nie dramatyzuj. Co się takiego zdarzyło, że znowu ryczysz?
- Ja wcale nie ryczę!! Po prostu... ja.. ja... ja nie mam się w co ubrać!!!
Zatkało mnie. O to chodziło? No tak, to tłumaczyło burdel na podłodze i jego zły humor. Dei przykładał wielką wagę do wyglądu. Leciały na niego nie tylko dziewczyny. W naszym środowisku było dużo gejów. I oni też próbowali poderwać mojego "panicza". Lecz nie udawało się ani jednym, ani drugim i Dei wciąż był sam. Biorąc pod uwagę jego popularność, to jest nie tyle dziwne, co niesamowite. To kolejna rzecz, której nie rozumiem. Czemu jeszcze nie znalazł sobie dziewczyny/chłopaka? A może zwyczajnie się w kimś zakochał, a ten ktoś nie odwzajemnia jego uczuć? Nie interesuje mnie to. Nie interesuje mnie on. Nawet jak czuję miłe ciepło w sercu, gdy jest w pobliżu. Nawet jak mój puls skacze, kiedy się do mnie przytula. Duszę w sobie wszystkie uczucia i pragnienia, gdy tylko go widzę. Bo wiem, znam siebie. Gdybym się nie kontrolował, już dawno zrobiłbym mu krzywdę. Nie to, że się w nim zakochałem. Nie. Dla mnie miłość jest i była tylko wymysłem ludzi. Nie istniała. Pożądanie - owszem. Nigdy nie doświadczyłem prawdziwej miłości, nawet matczynej i dla mnie było to tylko urojeniem. Kolejną z wielu ludzkich słabości. Niczym więcej.
- Nikki, dobrze się czujesz? - ocknąłem się, słysząc głos Deia. Spojrzałem na niego zdziwiony. Wpatrywał się we mnie z troską.
- Yyy.. Tak, tak! Wszystko jest w jak najlepszym porządku! Wybieramy te ubrania? - uśmiechnąłem się szybko i poklepałem go po głowie. Zarumienił się i spuścił wzrok. - Coś się stało? - zaniepokoiłem się.
- Nie.. nic. - wybełkotał cicho i podszedł do szafy, unikając mojego spojrzenia. Wzruszyłem ramionami i poszedłem za nim.

Prolog

Prolog
   
Była ciemna, deszczowa noc. Woda lała się z nieba litrami. Wicher wiał, dudniąc boleśnie w blaszane dachy i strącając osłabione liście z drzew. Na jednej z ulic małego miasteczka, nie było wcale ludzi. Wszyscy siedzieli w domach, pubach restauracjach. Ni żywego ducha. No bo kto normalny wychodziłby w taki mróz na zewnątrz? Pod brzózką siedział mały chłopiec. Skulony z zimna, przemoczony, okryty jedynie podziurawionym kocem, płakał cichutko, tak, żeby nikt go nie usłyszał. Przyciskał do siebie małego, szarego kotka, który ogrzewał swoim futerkiem i szorstkim języczkiem jego skostniałe paluszki. Padało coraz mocniej. Na drugim końcu ulicy pojawiła się czarna limuzyna. Jechała dość szybko, rozbryzgując wodę z kałuż na boki. Chłopiec, widząc zagrożenie, szybko zdjął z siebie koc i okrył nim szczelnie kociątko. Gdy auto przejeżdżało obok brzózki, woda spod kół poleciała na chłopczyka, mocząc doszczętnie jego skromne ubranko. Dziecko zaczęło się trząść i oddychać coraz płycej. Samochód, przejechawszy jeszcze kilka metrów, zatrzymał się. Wysiadła z niego młoda, elegancka kobieta i podbiegła do dziecka. Widząc, w jakim stanie znajduje się chłopczyk, wzięła go na ręce i w biegu wsiadła do auta. Odjechali z piskiem opon. Tak oto uratowano życie małej sierocie.

Witajcie.

Zamierzam tutaj kontynuować to opowiadanie. Onet doprowadza mnie już do szału. Żeby miesiąc dodawać jedną notkę?? Nieważne. Dla tych, co mają styczność z "Sierotą" pierwszy raz - jest to historia Nicka, tytułowej sieroty, który odnajduje miłość, rodzinę, przyjaciół. Opowiadanie yaoi, więc ci co nie lubią - proszę nie komentować i nie zachowywać się jak nierozgarnięte debile, tylko wyłączyć i zapomnieć. Dziękuję za uwagę. DuSiek.