27.10.2012

Noc

   Szlag by to! Czemu musiało rozpadać się akurat teraz?! Spojrzałem na zegarek. 02.15. Kurwa! Impreza powinna jeszcze trwać ze trzy godziny, ale nie!! A już zaczynałem się dobrze bawić. Biegłem do domu. Koszulkę miałem już całą mokrą. Zaczęło padać jakieś dziesięć minut temu. Wszyscy jak burza uciekli do wyjścia. Gdy zniknął ostatni chłopak, pędem rzuciłem się w kierunku drzwi wejściowych. Dziwnym trafem, jeansy miałem suche, tylko t-shirt przemoczony. Zamknąłem wrota na klucz i odetchnąłem głęboko, opierając się o nie. Musiałem iść do Dei'a. Miałem tam swoje rzeczy, a poza tym, pewnie marzył już o moim powrocie. Czułem lekkie wyrzuty sumienia z powodu zamknięcia go samego w pokoju. Byłem pewien, że zrobił coś głupiego. Zatrzymałem się przed drzwiami i wyciągnąłem z kieszeni klucz. Otworzyłem je cicho i wszedłem powoli do środka. Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, oprócz egipskich ciemności, był Dei, siedzący pod szafką z moimi ciuchami. Głowę miał spuszczoną, a w dłoni trzymał na wpół opróżnioną butelkę spirytusu. Po jego lewej stronie leżały trzy puste, a po prawej dwie pełne flaszki. Zakląłem siarczyście w myślach. Zostawiłem go samego, a on się najebał w trzy dupy!! Wiedziałem, że coś się stanie. Kopnąłem drzwi, a Dei podniósł głowę.
- O... Nikki, fróssiłeś.. - uśmiechnął się bezczelnie. - S-so.. t-tak.. szszyypko? Pszesiesz.. jeszsze tfie i ppółł gozzziny... - wycharczał z trudem, a mnie zmroziło. Skąd mógł o tym wiedzieć?
- Okeej, ale zegarka w tym pokoju nie ma żadnego, a komórkę zostawiłeś pod swoim łóżkiem, o ile pamiętam. Skąd więc wiesz, ile powinna trwać jeszcze impreza?
- Jussz si mófię... Hik!... Fiesiałem, sze impresa pęsie trfaś... jeszsze sześś gozin... fięs fsiąłem sześś flaszekk, po jetną fypijam.. f gozzinę.. - wyszczerzył jeszcze bardziej zęby. - A sostało tfie i pół... Ficisz, fsale nie jestem.. taki kłupi... sa jakieko mnie pieszesz... A szemu tak szypko skońszyliśsie??
- Bo leje jak z cebra i wszyscy uciekli do domów. Dlatego.
- Achh, mosze chsesz trochę?? Sostało jeszsze sporo... - pomachał energicznie butelką.
- Nie, dzięki. Nie piję wódki.
- Ale mam nie tylko fótkę... Jes jeszsze łiski...
- Whisky tym bardziej nie chcę. - jednym ruchem ściągnąłem z siebie mokrą koszulkę. Dei wbił we mnie spojrzenie, a jego policzki się zaczerwieniły. Wystraszyłem się, że to może być gorączka, więc podszedłem do niego i kucnąłem. Patrzył się na mój tors.
- Dei, dobrze się czujesz? - chwyciłem palcami jego brodę i podniosłem ją delikatnie do góry, żeby spojrzał mi w oczy. On, zamiast tego, spuścił wzrok. - Jesteś cały czerwony. Coś się stało? - Czułem, jak gapi się na moje wargi. Speszyłem się tym nieco, ale przełamałem to uczucie i spojrzałem chłopakowi w oczy. Pomimo alkoholowego upojenia, które widać było od razu, zobaczyłem coś, co napełniło mnie niewyobrażalnym przerażeniem. Zamknąłem gwałtownie powieki. W tym samym momencie, poczułem jego usta na swoich. Rozchylił je nieco, żebym mógł wsunąć język. Gorące uczucie ogarnęło moje ciało. Zapragnąłem wziąć go tu i teraz, bez względu na wszystko. Tego zawsze się obawiałem. Że przyjdzie dzień, w którym zrobię mu krzywdę. Ale on ufnie zarzucił mi ręce na szyję, wprawiając mnie w niesamowite osłupienie. Oplotłem ramionami jego talię, przyciągając go gwałtownie do siebie i jednocześnie pogłębiając pocałunek. Zanurzył palce w moich włosach, powoli przeczesując je. Przejechałem dłonią po jego plecach. Zamruczał cicho w odpowiedzi. Podniósł ręce do góry, żeby łatwiej mi było pozbawić go bluzy. Ledwie to zrobiłem, runęliśmy na dywan. To znaczy, ja runąłem do tyłu, ciągnąc go za sobą. Leżał na mnie. Próbując wstać, przycisnąłem nogą jego męskość, na co on jęknął głośno. Dei... on... był taki.. twardy! Usiadł mi na brzuchu okrakiem i przybliżył się do mnie twarzą. Otworzył usta, ale nie po to, żeby mnie pocałować.
- Zerżnij mnie. - wyszeptał. - Jak dziwkę. Zrób ze mną wszystko, co chcesz. Tylko błagam, nie odchodź... - głos mu się załamał. Poczułem ciepłe łzy na policzku. Płakał. Który raz tego dnia? Po chwili dotarło do mnie, co powiedział. On chce, żebym ja...? Niemożliwe... On nie mówi poważnie! Ja.. nie mogę tego zrobić! Nie jemu... Co, teraz, jak masz okazję, tak po prostu zaniechasz?! Poddasz się?! Wyluzuj gościu! Przecież sam tego chce, dał ci pozwolenie! Zrozum, przelecisz go i obaj będziecie zadowoleni..a potem po prostu o tym zapomnisz, tak jak o Elenie... Nie możesz teraz się wycofać!! Czułeś przecież, jaki jest na ciebie napalony, prawda?!! Nie możesz mu odmówić...! Niechętnie przyznałem rację swojemu sumieniu. Przed chwilą powiedział mi to, nie mogłem się przesłyszeć! Dopadło mnie dziwne wrażenie, że nie jest już pijany, ale zignorowałem to. Przecież nie mógł mówić serio! Mimo wątpliwości, całowałem go coraz żarliwiej, jednocześnie próbując ściągnąć mu spodnie. Po wielu próbach, w końcu udało mi się. Zdjęcie z niego bielizny było o wiele prostszym zadaniem. Nagiego już chłopaka, położyłem na łóżku, a sam zacząłem się rozbierać. Na podłodze wylądowały najpierw jeansy, a później bokserki. Dei nagle podczołgał się do mnie i ujął mojego członka w dłonie. Przejechał po nim językiem. Zadrżałem. Doskonale wiedział, co robi. Jego pieszczoty zaczęły przybierać na sile. W pewnym momencie wziął go do ust i zaczął ssać. Westchnąłem głośno i poczułem, że się uśmiecha. Był naprawdę świetny w tych sprawach. Zastanawiało mnie tylko, jak się tego nauczył. Nie minęło dużo czasu, aż doszedłem w jego ustach. Zdziwiło mnie, że połknął wszystko. Wydało mi się to dziwne. Dlaczego to zrobił? Czy to nie jest nienormalne? Myślenie przychodziło mi z trudnością, więc po prostu przestałem się zastanawiać, a skupiłem się na odczuciach. Schyliłem się i pocałowałem Dei'a. Czułem słony smak swojego nasienia. Popchnąłem go na pościel, a sam zawisłem nad nim, nie przerywając pocałunków. Przeniosłem je na szyję i ramiona, robiąc mu malinkę. Westchnął. Zniżyłem się jeszcze bardziej, całując teraz jego pierś. Wziąłem jeden z sutków do ust i zacząłem się nim bawić, lekko go przygryzając. Mój kochanek wił się pode mną z rozkoszy. Bardzo mi się to podobało. Zostawiłem więc jego tors, a po chwili całowałem brzuch i podbrzusze. Nie wzdychał już, lecz jęczał, a od odgłosów, jakie wydawał, robiło mi się gorąco. Skupiłem się na wewnętrznej stronie jego uda, gdzie zrobiłem mu kolejną malinkę. Specjalnie omijając jego męskość, powróciłem do ust. Spodobało mi się drażnienie go, więc cofnąłem się z powrotem do ud, tym razem jednak idąc do góry. Wiedziałem doskonale, czego pragnął, ale dla zabawy droczyłem się z nim.
- Nikki... proszę! - wyjęczał cicho. Uśmiechnąłem się bezczelnie i przejechałem dłonią po jego słodyczy. Stęknął. Teraz to ja pieściłem jego czułe miejsce, ciesząc się jak debil, gdy odpowiadał mi jękami. Gdy tym razem on doszedł w moich ustach, choć wydało mi się to głupie, również wszystko połknąłem. Pocałowałem go, jednocześnie wkładając mu do odbytu palec, żeby później nie sprawić mu nieprzyjemności. Lecz on chwycił mój nadgarstek i pociągnął do siebie, wyjmując ze środka mojego paluszka. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, a on tylko uśmiechnął się.
- Weź mnie. - szepnął prawie niedosłyszalnie. - Chcę poczuć cię w sobie.
Uniosłem lekko jego pośladki i naparłem członkiem na wejście. Dei od razu się skrzywił. Gdy zacząłem w niego wchodzić, zaczął krzyczeć. Jego wrzaski były tak wypełnione cierpieniem, że gdyby ktoś go usłyszał, pomyślałby, że umiera. Chłopak rozerwał prześcieradło, a z oczu poleciał mu niekontrolowany strumień łez. Natychmiast się zatrzymałem i poczekałem, aż się uspokoi. Po chwili się uciszył, ale wciąż dyszał ciężko. Otarłem kciukiem jego mokre policzki. Bałem się zrobić mu znowu krzywdę, dlatego musiałem się upewnić:
- Dei, wszystko w porządku? Na pewno chcesz kontynuować?
- Wszystko ok. Po prostu wsuń go do końca...
Zrobiłem, o co prosił. Ciszę przeszył jeszcze jeden jego krzyk, ale później już nawet nie zapłakał. Najpierw poruszałem się w nim powoli, żeby nie sprawiać mu dodatkowego bólu. I choć na początku się krzywił, to w pewnym momencie usłyszałem ciche postękiwania. Przyspieszyłem nieco. Mnie samemu też zaczęło to sprawiać przyjemność. Jęczałem razem z Dei'em. Przywarliśmy do siebie ciasno, nie szczędząc sobie czułości. Robiłem wszystko co mogłem, żeby było mu dobrze. Tak bardzo przeraziło mnie jego cierpienie. Podświadomie nie chciałem, żeby cokolwiek złego jeszcze go spotkało. Byłem gotowy chronić go całym sobą, żeby tylko był bezpieczny. Żeby niczego mu nie brakowało. Mimo, że nie rozumiałem tego uczucia, to coraz bardziej mi się podobało. Ciepło, a nawet gorąco, gościło w całym moim ciele, promieniując także na Dei'a, który wydawał się szczęśliwy z tego powodu. Nasze biodra zgrały się ze sobą, poruszając się w jednym rytmie. Napierałem coraz mocniej na jego prostatę, czując, że zaraz dojdę. Dei złapał mnie rękoma za kark i przyciągnął do siebie. Jednocześnie pieścił mi ucho swoim urywanym oddechem.
- Nick, tutaj... mocniej... mocniej, ahh!! - dyszał. Wchodziłem w niego coraz wolniej i głębiej, doprowadzając go do szału.
- Nikki!!! - usłyszałem i spuściłem się w niego. Opadliśmy na łóżko, wyzuci z sił. Wyszedłem z niego delikatnie i przytuliłem, okrywając nas kołdrą. Głaskałem go po włosach, nie mogąc zrozumieć tego, co w tej chwili czułem. Chęć bycia z nim na zawsze wypełniła moją duszę. Czyżby to była... miłość? Nie, na pewno nie. Po prostu dobrze nam w łóżku, i tyle. Tak! Miłość nie istnieje. Wierzą w nią tylko frajerzy, wariaci i kobiety. A czegoś takiego po prostu nie ma! Tylko dlaczego, mnie to nie przekonuje...? Dei usnął. Zorientowałem się po jego równym oddechu. Wtulił się w moją pierś i oddalił w kierunku objęć Morfeusza. Jakże mu zazdrościłem! Także chciałem nie martwić się niczym, tylko spokojnie zapaść w sen. Ale martwiło mnie to, czy był pijany, czy też nie. Z jednej strony nie chciałem, żeby pamiętał. Z drugiej wolałem, żeby wiedział. A może tylko udawał? A może, skoro nie mógł mieć Koji'ego, wykorzystał mnie? Nie, nie powinienem tak myśleć. W końcu płakał. A może to była gra aktorska, nic więcej? Nie, nie, to nie może być prawda... Przycisnąłem go mocniej do siebie, starając się powstrzymać nieznośne łzy, które napływały mi do oczu, sam nie wiedziałem czemu. W myślach cały czas powtarzałem jedno zdanie. "To nie może być prawda...
"

1 komentarz: