Rozdział II
Obudziłem się rano, zlany potem. Przez całą noc śniły mi się koszmary. Czyli dzień, jak co dzień. Co noc śniły mi się koszmary, ale nigdy nie pamiętałem, co dokładnie. Myślałem, że tym razem obecność Dei'a sprawi, że się nie pojawią, ale nie miałem racji. Na szczęście, moje rzucanie się nie obudziło go. Spał spokojnie, słodko skulony, z błogim wyrazem twarzy. Zastanawiałem się, czemu jest taki zadowolony. Po chwili jednak, wzruszyłem ramionami i wstałem. Myślenie o nim wykańczało mnie. Pozbierałem swoje rzeczy i udałem się do łazienki. Ciuchy wrzuciłem do kosza na brudy i wskoczyłem pod prysznic. Odkręciłem kurek, a gorąca ciecz spłynęła jak nektar, na moje ciało. Westchnąłem cicho. To było takie miłe uczucie. Skoncentrowałem się na nim, jednocześnie czując, jak mój umysł wypełnia pustka. Od razu się rozluźniłem. Mój raj nie trwał jednak długo. W pewnym momencie skończyła się ciepła woda.
- Żesz kurwa!! - wrzasnąłem, wyskakując spod prysznica. Owinąłem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki. Cały czas mamrocząc pod nosem, coś w stylu: "Wszystko rozdupcę!" albo "Ktoś mi za to słono zapłaci..", wygrzebałem z szafki świeżą odzież i spojrzałem na łóżko. Dei dalej smacznie sobie spał, jakby w ogóle mnie nie słysząc. A nie zachowywałem się cicho. Wręcz przeciwnie - darłem się wniebogłosy, co chwila o coś potykałem, klnąc przy tym siarczyście i robiąc mnóstwo hałasu. Czy on aby nie jest głuchy? A może nie żyje? Nie... przecież oddycha... Mnie zawsze muszą wpaść do głowy dziwne pomysły! Ale skoro jeszcze się nie obudził, to znaczy tylko jedno... Wprost idealnie do siebie pasujemy! ... Żartowałem. Tylko, czy aby na pewno...? Pokręciłem szybko głową. To był błąd, że pozwoliłem moim myślom hasać swobodnie. Ubrałem się i posprzątałem ciuchy Dei'a, w tym samym momencie szykując mu nowe. Zszedłem na dół, zrobić śniadanie. Od kiedy służba wyjechała na zasłużone wakacje (uciekli praktycznie wszyscy... Dlaczego nie zabrałem się z nimi, kiedy miałem okazję? No, ale nie zostawiłbym Cześka i Mańka na pastwę tego rozkapryszonego, zniewieściałego chłopczyka.. Przecież to moi kumple!), dosłownie wszystko było na mojej głowie. Na szczęście, jako tako pomagała mi sympatyczna pokojówka Lisa, która została. Ona sprzątała dom, a ja zajmowałem się posiłkami i... paniczem. Nieraz byłem bardziej styrany niż dziewczyna. Gdy wieczór nastawał, a Dei już spał, siadaliśmy na tarasie i popijaliśmy herbatę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zawsze wtedy śmiała się ze mnie, że tak ciężko pracuję, choć ona ma więcej obowiązków. Mówiła, że Dei był trudnym dzieckiem, a teraz jest jeszcze gorszym nastolatkiem. Wspominałem te pogawędki z uśmiechem, smażąc na patelni jajeczka. Przyrumienione tościki już wdzięczyły się na talerzyku, tak jak i bekonik. Soczek pomarańczowy czekał w szklaneczce, a w miseczce był ulubiony deser panicza - budyń śmietankowy... Westchnąłem. Chłopak miał stanowczo zbyt duże wymagania, co do posiłków. Czego ode mnie oczekiwał? Dań na poziomie mistrza patelni i wirtuoza piekarnika?!
- Bry... - usłyszałem. Odwróciłem się, żeby przerzucić jajka na talerz, kątem oka przyuważając zaspanego Dei'a. Był już ubrany. Przecierał właśnie dłonią oczy.
- Nie trzyj oczu, bo później będziesz narzekał, że cię bolą i nic nie widzisz. - zbeształem go martwym tonem. Zdziwił się trochę, ale nic nie powiedział. Zamiast tego usiadł na krześle i zajął się śniadaniem. Oparłem się o blat i patrzyłem, jak je.
- Pyszne! Nikki, czemu nie jesz?
- Co? A, jakoś nie jestem głodny. Nie przejmuj się mną, jedz spokojnie.
- Dobra, jak chcesz.
Dei zjadł wszystko szybko i wstał. Sprzątnął naczynia ze stołu do zmywarki i ruszył w kierunku drzwi.
- Gdzie idziesz? - zapytałem. Zatrzymał się i stanął jak słup, nie odwracając głowy.
- Do pokoju. Muszę zadzwonić. - niemal wybiegł z kuchni.
- Ahh. - Dziwnie się zachowywał. Ani razu na mnie nie spojrzał.
- Żesz kurwa!! - wrzasnąłem, wyskakując spod prysznica. Owinąłem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki. Cały czas mamrocząc pod nosem, coś w stylu: "Wszystko rozdupcę!" albo "Ktoś mi za to słono zapłaci..", wygrzebałem z szafki świeżą odzież i spojrzałem na łóżko. Dei dalej smacznie sobie spał, jakby w ogóle mnie nie słysząc. A nie zachowywałem się cicho. Wręcz przeciwnie - darłem się wniebogłosy, co chwila o coś potykałem, klnąc przy tym siarczyście i robiąc mnóstwo hałasu. Czy on aby nie jest głuchy? A może nie żyje? Nie... przecież oddycha... Mnie zawsze muszą wpaść do głowy dziwne pomysły! Ale skoro jeszcze się nie obudził, to znaczy tylko jedno... Wprost idealnie do siebie pasujemy! ... Żartowałem. Tylko, czy aby na pewno...? Pokręciłem szybko głową. To był błąd, że pozwoliłem moim myślom hasać swobodnie. Ubrałem się i posprzątałem ciuchy Dei'a, w tym samym momencie szykując mu nowe. Zszedłem na dół, zrobić śniadanie. Od kiedy służba wyjechała na zasłużone wakacje (uciekli praktycznie wszyscy... Dlaczego nie zabrałem się z nimi, kiedy miałem okazję? No, ale nie zostawiłbym Cześka i Mańka na pastwę tego rozkapryszonego, zniewieściałego chłopczyka.. Przecież to moi kumple!), dosłownie wszystko było na mojej głowie. Na szczęście, jako tako pomagała mi sympatyczna pokojówka Lisa, która została. Ona sprzątała dom, a ja zajmowałem się posiłkami i... paniczem. Nieraz byłem bardziej styrany niż dziewczyna. Gdy wieczór nastawał, a Dei już spał, siadaliśmy na tarasie i popijaliśmy herbatę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zawsze wtedy śmiała się ze mnie, że tak ciężko pracuję, choć ona ma więcej obowiązków. Mówiła, że Dei był trudnym dzieckiem, a teraz jest jeszcze gorszym nastolatkiem. Wspominałem te pogawędki z uśmiechem, smażąc na patelni jajeczka. Przyrumienione tościki już wdzięczyły się na talerzyku, tak jak i bekonik. Soczek pomarańczowy czekał w szklaneczce, a w miseczce był ulubiony deser panicza - budyń śmietankowy... Westchnąłem. Chłopak miał stanowczo zbyt duże wymagania, co do posiłków. Czego ode mnie oczekiwał? Dań na poziomie mistrza patelni i wirtuoza piekarnika?!
- Bry... - usłyszałem. Odwróciłem się, żeby przerzucić jajka na talerz, kątem oka przyuważając zaspanego Dei'a. Był już ubrany. Przecierał właśnie dłonią oczy.
- Nie trzyj oczu, bo później będziesz narzekał, że cię bolą i nic nie widzisz. - zbeształem go martwym tonem. Zdziwił się trochę, ale nic nie powiedział. Zamiast tego usiadł na krześle i zajął się śniadaniem. Oparłem się o blat i patrzyłem, jak je.
- Pyszne! Nikki, czemu nie jesz?
- Co? A, jakoś nie jestem głodny. Nie przejmuj się mną, jedz spokojnie.
- Dobra, jak chcesz.
Dei zjadł wszystko szybko i wstał. Sprzątnął naczynia ze stołu do zmywarki i ruszył w kierunku drzwi.
- Gdzie idziesz? - zapytałem. Zatrzymał się i stanął jak słup, nie odwracając głowy.
- Do pokoju. Muszę zadzwonić. - niemal wybiegł z kuchni.
- Ahh. - Dziwnie się zachowywał. Ani razu na mnie nie spojrzał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz