Rozdział I
Tak, tym chłopcem byłem ja. Miałem może ze cztery lata. A ten kot, a raczej kotka, którą znalazłem w lesie, to jedyna pozostałość po tamtym życiu. Nazwałem ją Ran i tak zostało. I mimo 15 lat, które ma na karku, dalej dziarsko przechadza się po domu. A ja? Ja zostałem przygarnięty przez ludzi, którzy mnie uratowali - wielkich bogaczy, Violettę i Edwarda Takashi. Jako "pomoc domowa"!! Śmiechu warte! Nie, że nie mam do nich szacunku czy wdzięczności, w końcu odratowali mnie od niechybnego zgonu, zapewnili opiekę i wykształcenie. I wiódłbym całkiem niezły żywot, gdyby nie jeden, maleńki problemik, który od zawsze mnie prześladował...
- Nick!!! Gdzie do cholery znowu jesteś?! Potrzebuję cię natychmiast! - ...a na imię mu Dei. Ich drugi syn. Mały gówniarz, którym kazali mi się zajmować. Niby ma te swoje 16 lat, ale zachowuje się jak 13-letnia panienka przed okresem, albo stara baba w ciąży. Słowem - jest nieprzewidywalny (nigdy nie wiadomo, jak głupi pomysł przyjdzie mu do tego zakutego łba), ciągle zrzędzi i marudzi, a ostatnio nawet jest tak złośliwy, że każe mi się ubierać, karmić, a nawet myć! (Jakby sam nie mógł tego zrobić)
- Nick! Nigdy cię nie ma, jak jesteś potrzebny! Jeśli nie pojawisz się w ciągu 5 minut, będziesz miał wielkie kłopoty! Zobaczysz!! - znów zaczął mi grozić. Standard. Wkręca mi, że go popamiętam, ale i tak nic nigdy nie robi w tej sprawie. No ale cóż... taki jest Dei. Otworzyłem oczy. Zdziwił mnie trochę fakt, że leżę w wannie, ale pewnie przysnąłem. No ale czego mogłem się spodziewać, po kolejnej zarwanej nocce? A wszystko przez to, że temu gnojkowi zachciało się wymknąć z domu! Szczęście dla niego, że nie ma jego rodziców, bo by popamiętał. I jeszcze ta dzisiejsza impreza, którą sobie wymyślił. Nie zdziwię się, jak będzie na niej co najmniej połowa miasta. Wstałem i wytarłem się. Spojrzałem w lustro. Zobaczyłem tylko chłopaka z granatowymi, lekko przydługimi włosami i czarnymi oczami, które ukryły się za zawijanymi rzęsami i ogromniastymi worami. Jednym słowem - wyglądałem jak kupka nieszczęścia. Ubrałem się i wyszedłem, szukać tego idioty. Gdybym mógł mu choć raz przyłożyć, poczułbym się najszczęśliwszy na świecie, a i jemu coś by się w rozumie przestawiło! Jeśli w ogóle go ma... Co nawet mnie zastanawia... Naprawdę, nie spotkałem nigdy drugiej tak bezmyślnej osoby, jak mój "panicz", jak każe mi się nazywać. Nie rozumiem tego. Przecież jego matka uważa mnie za syna. Może jest zazdrosny?
Wrzaski dobiegały z pokoju "panicza". Wszedłem tam, nie zawracając sobie głowy pukaniem i spojrzałem na sprawcę całego zamieszania. Siedział na łóżku, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Miał blond włosy, lekko falowane, do karku. Wyglądał, jakby był obrażony na cały świat. Rozejrzałem się po pokoju. Wszędzie walały się ciuchy, a szafa otwarta była na oścież. Zdusiłem w sobie chichot, pokasłując. Dei odwrócił głowę w moją stronę.
- O, nareszcie jesteś! - wstał i podszedł do mnie. Jego błękitne oczy wyrażały głęboką rozpacz i wściekłość. Zaczął mną potrząsać. - Musisz mi pomóc!!!! Jeśli tego nie zrobisz, umrę! Przestanę istnieć!!
Dalej mną potrząsał. Po chwili przestał i wtulił się we mnie, mamrocząc coś pod nosem. Odsunąłem go od siebie na bezpieczną odległość. Spojrzał na mnie. Miał łzy w oczach.
- Co się znowu stało? - spytałem. Zaczął jeszcze bardziej beczeć.
- Ni...Nikki... B-bo ja... ja... umrę... - chlipał.
- Nie dramatyzuj. Co się takiego zdarzyło, że znowu ryczysz?
- Ja wcale nie ryczę!! Po prostu... ja.. ja... ja nie mam się w co ubrać!!!
Zatkało mnie. O to chodziło? No tak, to tłumaczyło burdel na podłodze i jego zły humor. Dei przykładał wielką wagę do wyglądu. Leciały na niego nie tylko dziewczyny. W naszym środowisku było dużo gejów. I oni też próbowali poderwać mojego "panicza". Lecz nie udawało się ani jednym, ani drugim i Dei wciąż był sam. Biorąc pod uwagę jego popularność, to jest nie tyle dziwne, co niesamowite. To kolejna rzecz, której nie rozumiem. Czemu jeszcze nie znalazł sobie dziewczyny/chłopaka? A może zwyczajnie się w kimś zakochał, a ten ktoś nie odwzajemnia jego uczuć? Nie interesuje mnie to. Nie interesuje mnie on. Nawet jak czuję miłe ciepło w sercu, gdy jest w pobliżu. Nawet jak mój puls skacze, kiedy się do mnie przytula. Duszę w sobie wszystkie uczucia i pragnienia, gdy tylko go widzę. Bo wiem, znam siebie. Gdybym się nie kontrolował, już dawno zrobiłbym mu krzywdę. Nie to, że się w nim zakochałem. Nie. Dla mnie miłość jest i była tylko wymysłem ludzi. Nie istniała. Pożądanie - owszem. Nigdy nie doświadczyłem prawdziwej miłości, nawet matczynej i dla mnie było to tylko urojeniem. Kolejną z wielu ludzkich słabości. Niczym więcej.
- Nikki, dobrze się czujesz? - ocknąłem się, słysząc głos Deia. Spojrzałem na niego zdziwiony. Wpatrywał się we mnie z troską.
- Yyy.. Tak, tak! Wszystko jest w jak najlepszym porządku! Wybieramy te ubrania? - uśmiechnąłem się szybko i poklepałem go po głowie. Zarumienił się i spuścił wzrok. - Coś się stało? - zaniepokoiłem się.
- Nie.. nic. - wybełkotał cicho i podszedł do szafy, unikając mojego spojrzenia. Wzruszyłem ramionami i poszedłem za nim.
- Nick!!! Gdzie do cholery znowu jesteś?! Potrzebuję cię natychmiast! - ...a na imię mu Dei. Ich drugi syn. Mały gówniarz, którym kazali mi się zajmować. Niby ma te swoje 16 lat, ale zachowuje się jak 13-letnia panienka przed okresem, albo stara baba w ciąży. Słowem - jest nieprzewidywalny (nigdy nie wiadomo, jak głupi pomysł przyjdzie mu do tego zakutego łba), ciągle zrzędzi i marudzi, a ostatnio nawet jest tak złośliwy, że każe mi się ubierać, karmić, a nawet myć! (Jakby sam nie mógł tego zrobić)
- Nick! Nigdy cię nie ma, jak jesteś potrzebny! Jeśli nie pojawisz się w ciągu 5 minut, będziesz miał wielkie kłopoty! Zobaczysz!! - znów zaczął mi grozić. Standard. Wkręca mi, że go popamiętam, ale i tak nic nigdy nie robi w tej sprawie. No ale cóż... taki jest Dei. Otworzyłem oczy. Zdziwił mnie trochę fakt, że leżę w wannie, ale pewnie przysnąłem. No ale czego mogłem się spodziewać, po kolejnej zarwanej nocce? A wszystko przez to, że temu gnojkowi zachciało się wymknąć z domu! Szczęście dla niego, że nie ma jego rodziców, bo by popamiętał. I jeszcze ta dzisiejsza impreza, którą sobie wymyślił. Nie zdziwię się, jak będzie na niej co najmniej połowa miasta. Wstałem i wytarłem się. Spojrzałem w lustro. Zobaczyłem tylko chłopaka z granatowymi, lekko przydługimi włosami i czarnymi oczami, które ukryły się za zawijanymi rzęsami i ogromniastymi worami. Jednym słowem - wyglądałem jak kupka nieszczęścia. Ubrałem się i wyszedłem, szukać tego idioty. Gdybym mógł mu choć raz przyłożyć, poczułbym się najszczęśliwszy na świecie, a i jemu coś by się w rozumie przestawiło! Jeśli w ogóle go ma... Co nawet mnie zastanawia... Naprawdę, nie spotkałem nigdy drugiej tak bezmyślnej osoby, jak mój "panicz", jak każe mi się nazywać. Nie rozumiem tego. Przecież jego matka uważa mnie za syna. Może jest zazdrosny?
Wrzaski dobiegały z pokoju "panicza". Wszedłem tam, nie zawracając sobie głowy pukaniem i spojrzałem na sprawcę całego zamieszania. Siedział na łóżku, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Miał blond włosy, lekko falowane, do karku. Wyglądał, jakby był obrażony na cały świat. Rozejrzałem się po pokoju. Wszędzie walały się ciuchy, a szafa otwarta była na oścież. Zdusiłem w sobie chichot, pokasłując. Dei odwrócił głowę w moją stronę.
- O, nareszcie jesteś! - wstał i podszedł do mnie. Jego błękitne oczy wyrażały głęboką rozpacz i wściekłość. Zaczął mną potrząsać. - Musisz mi pomóc!!!! Jeśli tego nie zrobisz, umrę! Przestanę istnieć!!
Dalej mną potrząsał. Po chwili przestał i wtulił się we mnie, mamrocząc coś pod nosem. Odsunąłem go od siebie na bezpieczną odległość. Spojrzał na mnie. Miał łzy w oczach.
- Co się znowu stało? - spytałem. Zaczął jeszcze bardziej beczeć.
- Ni...Nikki... B-bo ja... ja... umrę... - chlipał.
- Nie dramatyzuj. Co się takiego zdarzyło, że znowu ryczysz?
- Ja wcale nie ryczę!! Po prostu... ja.. ja... ja nie mam się w co ubrać!!!
Zatkało mnie. O to chodziło? No tak, to tłumaczyło burdel na podłodze i jego zły humor. Dei przykładał wielką wagę do wyglądu. Leciały na niego nie tylko dziewczyny. W naszym środowisku było dużo gejów. I oni też próbowali poderwać mojego "panicza". Lecz nie udawało się ani jednym, ani drugim i Dei wciąż był sam. Biorąc pod uwagę jego popularność, to jest nie tyle dziwne, co niesamowite. To kolejna rzecz, której nie rozumiem. Czemu jeszcze nie znalazł sobie dziewczyny/chłopaka? A może zwyczajnie się w kimś zakochał, a ten ktoś nie odwzajemnia jego uczuć? Nie interesuje mnie to. Nie interesuje mnie on. Nawet jak czuję miłe ciepło w sercu, gdy jest w pobliżu. Nawet jak mój puls skacze, kiedy się do mnie przytula. Duszę w sobie wszystkie uczucia i pragnienia, gdy tylko go widzę. Bo wiem, znam siebie. Gdybym się nie kontrolował, już dawno zrobiłbym mu krzywdę. Nie to, że się w nim zakochałem. Nie. Dla mnie miłość jest i była tylko wymysłem ludzi. Nie istniała. Pożądanie - owszem. Nigdy nie doświadczyłem prawdziwej miłości, nawet matczynej i dla mnie było to tylko urojeniem. Kolejną z wielu ludzkich słabości. Niczym więcej.
- Nikki, dobrze się czujesz? - ocknąłem się, słysząc głos Deia. Spojrzałem na niego zdziwiony. Wpatrywał się we mnie z troską.
- Yyy.. Tak, tak! Wszystko jest w jak najlepszym porządku! Wybieramy te ubrania? - uśmiechnąłem się szybko i poklepałem go po głowie. Zarumienił się i spuścił wzrok. - Coś się stało? - zaniepokoiłem się.
- Nie.. nic. - wybełkotał cicho i podszedł do szafy, unikając mojego spojrzenia. Wzruszyłem ramionami i poszedłem za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz