* * *
Siedzieliśmy właśnie przy fontannie, gdy podeszli
do nas Yoru i Dei. Zmarszczyłem brwi. Elena prychnęła cicho, a Kao posłał im
promienny uśmiech, pisząc z tą blondynką, którą poznał zaledwie godzinę temu. Parę
metrów dalej stał namiot pseudowróżki. Spojrzałem w oczy blondynowi i z
zaskoczeniem odkryłem odbijającą się w nich pewność siebie. Dziwne..
- I jak? – zapytałem, szczerząc się. – Zakopali
topór wojenny?
- Tak, kapitanie! – Yoru zasalutowała mi. – A teraz
do wróżki!
- Muszę..? – nie uśmiechał mi się ten pomysł.
Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś.. wymigać. Dziewczyna tylko wydęła
policzki i udała obrażoną.
- Pewnie, że musisz! Idziesz i nie ma bata. Inaczej
zaciągniemy cię tam siłą. – stwierdziła, chwytając Dei’a za dłoń. Blondyn
przytaknął jej ochoczo.
- Dobrze gada, polać jej! – Kaoru nie mógł się
powstrzymać i wtrącił swoje trzy grosze. Posłałem mu mordercze spojrzenie.
Wzruszył tylko ramionami. – Rika mówi, że ta babka jest całkiem przekonująca.
Co ci zależy spróbować?
No tak, Rika. Jego blondwłosa bogini…
Westchnąłem cicho, niemalże całkiem pokonany. Wtedy do pleców przykleiło mi się
jakieś dziwne coś.
- Nie zmuszajcie go. – Elena przylgnęła do mnie jak
rzep. – Skoro nie chce, to powinniście to uszanować. – zirytowałem się.
Delikatnie odepchnąłem ją od siebie. Na za dużo sobie pozwalała. W końcu nie
byliśmy już razem, a ja, bądź co bądź, nie planowałem do niej wracać.
- Obiecałem, więc pójdę. – powiedziałem nieswoim
głosem, obdarzając ją twardym, nieustępliwym spojrzeniem. Byłem już zmęczony.
Cały dzień mnie kokietowała, nie odpuszczając nawet na chwilę. To była już
lekka przesada. Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie. Wtem znów przykleiło
się do mnie coś, tym razem jednak nieco inne. I z dwóch stron.
- Nikki, wszystko okej? – zapytał Dei, wychylając
się zza mojego lewego ramienia. Yoru, chowająca się za prawym, pokiwała
energicznie głową. Przypominali ciekawskie rodzeństwo, które tylko szuka
okazji, by coś zbroić. Poczochrałem chłopaka po jasnych włosach, uśmiechając
się. Odwzajemnił uśmiech, lekko się rumieniąc.
- Ta. Ech, nie dacie mi spokoju z tą wróżką. Czy
pozwolicie chociaż, żebyśmy jeszcze troszeczkę tu posiedzieli? Przyjemnie
chłodno jest przy tej fontannie. – łgałem jak z nut. Chciałem po prostu odwlec
to trochę w czasie, a potem zwiać przy pierwszej nadarzającej się okazji. No
cóż… Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia i tak dalej, ale ja po prostu bardzo
nie lubię wiedźm i tych innych tałatajstw. Obrzydzają mnie te ich żółte zęby,
sztuczne brodawki na nosach, elektryczne szklane kule.. Plastikowa tandeta i
tyle.
- Jasne. – Yoru wyszczerzyła zęby. – Wy tu sobie
siedźcie, a Kaoru i ja… pójdziemy po coś do picia! – chwyciła brata pod rękę i
zaprowadziła w kierunku budek z przekąskami. Zrezygnowany, klapnąłem na ławce
obok. Dei usiadł obok mnie, przyglądając mi się uważnie.
- Na pewno dobrze się czujesz? Jesteś taki
niewyraźny. – zmarszczył brwi. Nie odpowiedziałem, szukając drogi ucieczki.
Kątem oka zauważyłem dość sporą grupkę dzieciaków, targających pokaźnych
rozmiarów skrzynię. Jeden z nich, rudowłosy knypek, spojrzał w naszą stronę i
uśmiechnął się. Dzieci rozpierzchły się po całym placu.
- Wszystko w porządku. Czuję się świetnie, tylko
jest mi gorąco. – stwierdziłem, obserwując bacznie okolicę. Elena prychnęła
cicho i zaczęła przemierzać placyk w tę i z powrotem. Gdy znalazła się mniej
więcej na środku, powietrze przeszył bojowy okrzyk. Kilkanaście młodych gardeł
wykrzykiwało zgodnie „Atak!”. Dzieciaki powyskakiwały zza budynków, rzucając w dziewczynę
balonikami. Najpierw były napełnione wodą, która w pewnym momencie przemieniła
się w jaskrawych kolorów farby, by w końcu stać się smołą. Gdy Elena była już
cała upaćkana czarnym paskudztwem, tenże rudzielec zrzucił na nią z dachu
wieżyczki ptasie pierze. Wszyscy zamarli, w powietrze wzbił się kurz. Gdy
opadł, większość przechodniów zaniosła się śmiechem. Ja tylko siedziałem
zszokowany, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Elena wyglądała jak.. jak.. żywa
piniata. W czarno-białe ciapki. Nagle znikąd wyskoczył facet w garniturze i
ciemnych okularach. Podbiegł do niej i zaczął krzyczeć, okrążając ją:
- To jest niesamowite! Niebywałe wręcz! Ta
ekspresja, te emocje!! Gratuluję, właśnie zwyciężyła pani w konkursie na
najlepszą żywą rzeźbę!! Jakiż jest tytuł tego cudownego dzieła?
- Ja.. Yyy.. O czym pan mówi?! – Elena wyglądała na
oburzoną. Kątem oka zauważyłem, jak facet spogląda w naszą stronę i kiwa głową.
Spojrzałem na Dei’a. Na jego twarzy malowała się mściwa satysfakcja.
Zrozumiałem. To była jego sprawka.
- „Zemsta”. – rudzielec podszedł do mężczyzny. –
Rzeźba nazywa się „Zemsta”.
Wszystko stało się jasne. To była zemsta Dei’a.
Tylko dlaczego się mścił?
- Ty ją zrobiłeś? – okularnik udał zdziwionego.
Rudy dzieciak kiwnął głową.
- Tak. Razem z moimi przyjaciółmi. – wskazał na dzieciarnię
zalewającą plac.
- Dobrze. W takim razie wy i rzeźba, chodźcie za
mną. – powiedział, po czym chwycił Elenę delikatnie za ramię i pociągnął.
Opierała się przez chwilę, ale w końcu zrezygnowała. Odwróciłem się do Dei’a.
Właśnie machał do podchodzących Kao i Yoru. Rudowłosa wręczyła mi i Dei’owi po
puszce coli. Swoją odebrała od brata.
- Żałuj, że nie widziałaś jej miny! – blondyn
podszedł do niej i przybili sobie piątkę. – Normalnie to był jeden z
najpiękniejszych momentów mojego życia..
- Czemu tego nie nagrałeś?! Albo chociaż zdjęcie
mogłeś zrobić! – burknęła, udając obrażoną. Zaraz jednak jej twarz rozświetlił
uśmiech. Podszedłem do nich z pozornie groźną miną. Spojrzeli na mnie i ich
radość ulotniła się.
- A więc to wasza sprawka, tak? – pytanie
retoryczne. Pokiwali głowami ze skruchą. Uśmiechnąłem się w duchu. A to łobuzy.
No to teraz się zabawimy. Prychnąłem z dezaprobatą. – Na ziemię i dwadzieścia
pompek! – ryknąłem tonem generała. Zdziwieni, popatrzyli po sobie. – Ale już!
Do roboty!
Odstawili puszki z napojami i zaczęli robić pompki.
Teraz mogę się zmyć, pomyślałem. Ostrożnym krokiem zbliżyłem się do pierwszej
lepszej budy. Już miałem za nią zniknąć i pobiec gdzieś przed siebie, gdy
czyjaś ręka złapała mnie za ramię, zatrzymując w miejscu.
- A dokąd to się wybieramy, co? – Kao odwrócił mnie
do siebie przodem i uśmiechnął się złośliwie. Pociągnął mnie w stronę Yoru i
Dei’a. Stali, niezadowoleni. Ruda skrzyżowała ręce pod piersiami.
- Chciałeś zwiać, tak? – mruknęła rozeźlona. – Nie
spodziewałam się po tobie takiego tchórzostwa. Boisz się iść do durnej wróżki.
To był cios poniżej pasa, boleśnie godzący w moje
ego. Ja się niby boję?! Zaraz jej pokażę!
- Śmieszna jesteś. – powiedziałem. – Chciałem was
jedynie wkręcić. To był tylko niewinny żart, ot co. W przeciwieństwie do tego,
co zrobiliście Elenie.
- Zasłużyła sobie. – wycedził Dei. Przeniosłem na
niego wzrok. Doprawdy, coraz bardziej mnie ten chłopak zadziwiał. On i zemsta?
Nigdy bym nie uwierzył…
- A czym? – ciekawy byłem. W końcu zemsta nie
pasowała mi do jego charakteru. Tak samo jak to, że uprawiał ze mną seks. Ale
kij go tam wie.
- To sprawa między nią, a mną. – odparł, tonem
wyraźnie mówiącym, że mam więcej nie drążyć tego tematu. Skapitulowałem.
Zastanawiało mnie to, owszem, ale nie na tyle, żeby narażać się na
nieprzyjemności. Nauczyłem się nie ufać ludziom. Nawet tym, których znałem
przez większość życia.
- Chłopcy, przystopujcie. O Elenę będziecie się
kłócić? – Yoru przewróciła oczami, wzdychając ciężko. – No dajcie spokój.
Chodźmy lepiej do tej wróżki i będzie po sprawie.
Burknąłem tylko coś pod nosem i ruszyłem w kierunku
znienawidzonego namiotu. Durny kawałek materiału, który mógłby wcale nie
istnieć, albo spłonąć. Jaki świat byłby wtedy piękniejszy! Krzywiąc się, jakbym
co najmniej tonę cytryn miał zeżreć, wlazłem do śmierdzącego stęchlizną kawała
starej, podziurawionej szmaty. Wszędzie walały się jakieś „magiczne” bibeloty,
a przy takiej większej dziurze zobaczyłem nawet kredens, cały obleziony przez
karaluchy. Obrzydlistwo. Nie to, że mam coś do karaluszków. Kochane stworzonka,
zwłaszcza w potrawce z drzewnego chrustu, polane sosem z błota. Co to to nie,
uwielbiam je. Chodzi mi o ten kredens! No patrzcie państwo, przecież ten mebel
jest taki nie na czasie i brudny. A fe! No dobra, ściemniałem. Nienawidzę
karaluchów. Chciałem nie wyjść na babę, ale jeszcze bardziej spierniczyłem
sprawę. Za co?! Powracając, weszliśmy tam i skierowaliśmy się do jedynej w
miarę czystej części namiotu. Przy stole siedziała kobieta w średnim wieku. I
tu przeżyłem szok. Owszem, wokół siebie miała te badziewie typu karty i coś
tam, ale nigdzie nie dostrzegłem szklanej kuli. A jej twarz, choć pokryta już
zmarszczkami, nie miała żadnych brodawek, pryszczów i tak dalej. Wyglądała po
prostu na zwykłą kobietę. Miała piękne, fioletowe oczy i czarne włosy. Na jej
ramieniu siedział kruk.
- Witam was serdecznie. – odezwała się ciepło. –
Jestem Thea. Możecie uważać, że jestem zwykłą oszustką, albo wariatką.
Zaręczam, iż nie zamierzam oszukiwać. Jeśli chcecie, mogę od początku do końca
tłumaczyć wam, co robię. Ale czy byłoby to zabawne? – uśmiechnęła się, kierując
wzrok na mnie. Fioletowe tęczówki przewiercały mnie od środka. Zadrżałem. Chyba
były już w okolicach śledziony. – Usiądźcie proszę i powiedzcie mi, co
chcielibyście wiedzieć najpierw. – zasiedliśmy wszyscy przy okrągłym stole.
Thea cały czas patrzyła na mnie.
- Theo, powiedz nam. Czy każdemu z nas uda się
zdobyć to, czego tak pragnie? – rudej udzieliła się atmosfera, bo zaczęła
przemawiać poważnym tonem.
- Dobrze. – kobieta uśmiechnęła się. – Wybierzcie śmiałka,
który zawiesi na szali swój los. – zażartowała. Wszyscy spojrzeli na mnie.
Niechętnie kiwnąłem głową. – Podaj mi rękę. – posłusznie podałem dłoń.
Pogładziła ją delikatnie. – Niedowiarek z ciebie, Nick. – otworzyłem szerzej
oczy, gdy wypowiedziała moje imię.
- Skąd..? – zdołałem z siebie wykrztusić.
- Jestem wieszczką. Wiem wiele rzeczy. –
odpowiedziała tajemniczo, studiując uważnie moją dłoń. Zamknąłem oczy, gdy
poczułem chęć zwymiotowania. Cholernie kręciło mi się w głowie. Te babsko
wysysa ze mnie energię życiową, czy co?! Po chwili puściła mnie i rozłożyła
karty. Na jej twarzy malowało się skupienie. Mruczała cicho pod nosem słowa w
niezrozumiałym dla mnie języku. Wybrała kilka kart i zakryła je. To nie był
tarot, a przynajmniej nie ten, z jakim do tej pory miałem do czynienia.
- Boję się. – Yoru przytuliła się do Dei’a. Kobieta
wyglądała coraz straszniej. Wokół niej pojawiła się ciemna poświata, a źrenice
zwęziły się, jak u kota. Kątem oka zauważyłem, jak zasłona po prawej lekko
drga. A więc to oszustwo! Miałem rację! Tylko dlaczego jakoś nie mogłem w to
uwierzyć?
- Nicolas! – zawołała dziwnym, potężnym głosem. –
Nick. – dodała już łagodniej. – W niedługim czasie będziesz musiał przejść
wiele prób, by odnaleźć swój skarb. Gdy już się z nim zwiążesz, utracisz go. –
chwila ciszy. Że co?! - Wkrótce nie będziesz już sam. Przeszłość do twych drzwi
zapuka, przynosząc odpowiedzi na zadane przez ciebie pytania. Lecz strzeż się!
Stój na straży swego skarbu, inaczej bezpowrotnie on przepadnie! Pewien zły
człowiek chce ci go odebrać już teraz! Ale jeśli będziesz uważnie odczytywał
wskazówki dawane ci przez los i nie zbłądzisz ze swej ścieżki, zdobędziesz
wszystko, co ci jest pisane. Pamiętaj jednak, aby chronić skarb swój, bo bez
niego szczęścia nie zaznasz!
Thea ucichła. Otaczająca ją poświata nie zniknęła.
Ona jedynie przeniosła wzrok na Dei’a siedzącego obok mnie. Chwyciła jego dłoń
i zaczęła mówić:
- Dei. Doskonale zdajesz sobie sprawę, jakie
zadanie na tobie ciąży. Musisz je wykonać, gdyż jeśli nie zrobisz tego, wiele
stracisz. – uśmiechnęła się. O ile ktoś w transie może się uśmiechać, nie
wyglądając przy tym strasznie! – Twoje życie jest pasmem cierpień,
przeplatanych chwilami szczęścia. Nigdy nie wolno wątpić ci w głos serca. Ono
zaprowadzi cię do celu. Ono zapewni ci zwycięstwo.
Przybliżyła
się do rudej. Dłoń Yoru już od kilku chwil spoczywała na stole. Wieszczka ujęła
ją w swoje, starsze.
- Yoru. Świat stoi przed tobą otworem! Możesz być
kimkolwiek zechcesz, ale chyba nie to jest najważniejsze. Odzyskałaś przyjaźń
bliskiej ci osoby. Nie zmarnuj tej szansy. Jesteś wspaniałą przyjaciółką, ale w
nadchodzących, trudnych chwilach potrzebujesz przede wszystkim cierpliwości,
spokoju i opanowania. To one są kluczem do tryumfu. Kaoru. – na niego jedynie
spojrzała. – Ty już odnalazłeś swój skarb. Trzymaj się go, a wkrótce szczęście
samo do ciebie przyjdzie.
Wzrokiem powiodła po naszych twarzach i uśmiechnęła
się. Zamknęła oczy. Poświata zgasła, a ona osunęła się na krześle. Wtem zza
zasłony coś wybiegło.
- Ciociu! Ciociu Theo! Wszystko w porządku? –
młoda, fiołkowowłosa dziewczyna o niezwykle fioletowych oczach wbiegła do pokoju,
klęcząc przy wieszczce. Odwróciła się do nas. – Tam dalej znajdziecie kubek i
zlew. Przynieście szklankę wody, proszę!
Yoru szybko wstała i zniknęła w głębi namiotu.
Wróciła po chwili, niosąc kubek. Dziewczyna chwyciła go w dłoń, dziękując i
cucąc ciotkę.
- Ciociu, proszę, napij się. – szepnęła, gdy Thea
otworzyła oczy. Fiołkowowłosa pomogła wieszczce wypić wodę, po czym usiadła
obok niej, kubek odstawiając na stół. – Jak się czujesz?
- Już lepiej, Erin. O wiele, dziękuję. – powiedziała
kobieta, ciężko wzdychając. Spojrzała na nas. – Przepraszam was. Ale chyba za
stara się już na to robię. – stwierdziła, oddychając z trudem. Widziałem
zmęczenie w jej oczach. I to chyba sprawiło, że uwierzyłem.
- Nie mów tak! – zaprotestowała dziewczyna,
świdrując krewną troskliwym spojrzeniem. – Wcale nie jesteś stara. – dodała już
mniej pewnie.
- Ależ jestem, kochanie. Może tego po mnie nie
widać. Magia bardzo szybko niszczy zwykłych ludzi. Całe szczęście, że ciebie to
nie spotka. – szepnęła. To usłyszałem tylko ja i ta dziewczyna. Zmarszczyłem
brwi.
- Przepraszam, ale co tu się dzieje? – spytałem.
Fiołkowowłosa spojrzała na nas i uśmiechnęła się.
- Wybaczcie mojej siostrzenicy, ale się martwiła. –
Thea uniosła się trochę. – Erin, to są Nick, Dei, Yoru i Kaoru. Przyszli
dowiedzieć się czegoś o swojej przyszłości, a ja im tu teatrzyk rozłożyłam. –
pacnęła się ręką w czoło. Erin zaśmiała się.
- Teatrzyk się odstawia, ciociu. Nie rozkłada. –
zachichotała. Uśmiechnąłem się.
- Może niech pani odpocznie, Theo. A my już
pójdziemy. – zaproponowałem. Kobieta już chciała zaprotestować, ale ruda
przyszła mi z pomocą.
- Dokładnie. Później wpadniemy sprawdzić, czy
wszystko w porządku. – Dei i Kao pokiwali głowami. Czarnowłosa westchnęła tylko
i machnęła ręką.
- Dobrze. Koniecznie zajrzyjcie potem. Jest jeszcze
wiele ważnych rzeczy, których wam nie powiedziałam. – stwierdziła.
- Przyjdźcie, będzie herbatka i ciasto, które
właśnie robię. – wybąkała Erin nieśmiało. Zarumieniła się. Uniosłem jedynie
brew, nic nie mówiąc.
- Do widzenia. – uśmiechnąłem się i poszedłem,
doganiając resztę. Siłą woli powstrzymałem się przed zwróceniem uwagi na
mieszkanie karaluchów. Wyszliśmy z namiotu.
- Świeże powietrze! – ryknął Kaoru, padając na
beton i całując go. Również położyłem się, tylko na trawie rosnącej obok, rozkoszując
się przyrodą i promieniami słońca. Dei i Yoru dołączyli do mnie.
- Co wy o tym myślicie? – zapytał blondyn. Ruda
wzruszyła ramionami. Ja zastanowiłem się. Kątem oka dostrzegłem, jak Kao
wyciąga telefon i tonie we własnym świecie.
- To było trochę dziwne. Ale zobaczymy, co będzie
dalej. Coś mi się wydaje, że to lato wcale nie będzie takie nudne. – odparłem.
Pokiwali głowami, śmiejąc się. Zmarszczyłem brwi. A może faktycznie nie będzie
tak źle? W końcu wakacje dopiero się zaczęły. Czeka mnie pewnie jeszcze wiele
niespodzianek…
* * *
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Usprawiedliwienia mam dwa. Primo: czasu ostatnio cholernie mi brak. Secundo: tą notkę pisało mi się przerażająco źle. Dopiero dzisiaj spięłam się w sobie i wymęczyłam ją. Dodałam przy okazji dwie całkiem nowe i ciekawe postacie, które przydadzą mi się później. O cioteczce i Erin będzie jeszcze głośno i to nieraz. Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieli proroctwo, a właściwie część ze skarbem? Jeśli nie, no to przykro, ale ja nie będę tłumaczyć. Kończę ze spoilerami. To będzie moje postanowienie noworoczne. Fakt faktem już je złamałam, ale nie zaszkodzi zacząć mi od dzisiaj.
Druga sprawa. Do niektórych pewnie już dotarła ta jakże zaszczytna informacja, jaką jest to, że w sobotę zakładam nowego bloga. Jest to dalej aktualne. Na tymże blogu będę publikować wszelkiego rodzaju shoty i opowiadania względnie nie powiązane z Sierotą. W sobotę również światło dzienne ujrzy mój shot, który niedawno napisałam. Przyznam, iż przerósł moje oczekiwania, a więc, moje kochane zboczusie (i nie-zboczusie też.) będziecie mieli frajdę. O ile się Wam spodoba. Jak nie, trudno.
Trzecia sprawa: Serdecznie zapraszam na blog Kinmakura, gdzie publikowane jest nasze wspólne dziecko (bez podtekstów, błagam), o tytule: "Życie Wenów". Nawet ja mam tam swą nieskromną rolę. :3
Czwarta sprawa: Witam serdecznie Basię! :D I Felis, bo jej chyba nie witałam.. Jak nie, no to teraz nadrabiam. Im nas więcej, tym weselej, jak to mówią. ^^
Piąta sprawa: Coś jeszcze miałam.. A! Nie, dobra. Nie pamiętam. Kurde, co to było... Okej, poddaję się. Jak se przypomnę, to edit zrobię.
Do następnego, dziubaski! Nie wiem, kiedy to nastąpi, ale już niedługo! :D
P.S. Ponownie nie zwracać uwagi na odstępy. Blogspot nie ma dla mnie litości.. -.- A w ogóle, co Wy myślicie o tym szatańskim stworzeniu, który zwą odstępami?