Zatrzymaliśmy się przy małym
budyneczku z altanką w ogrodzie. To była ta kawiarenka. Zdecydowaliśmy się na
stolik na świeżym powietrzu. Usiedliśmy, a po chwili przyszła kelnerka z menu.
Podała nam je i zapytała:
- Dzień dobry! Co podać?
- Hmmm... - Yoru zmarszczyła brwi. - Wezmę
karmelowy deser lodowy, dwa kawałki torcika śmietankowego i do tego gorącą
czekoladę. A ty, Nikki?
- Owocowy puchar, kawałek piernika i Caffè Latte.
- Dobrze, zaraz przyniosę. - dziewczyna uśmiechnęła
się słodko do mnie i zniknęła w drzwiach budynku.
- No, więc gadaj. Co takowego się stało, że Miyu nic mi
nie chciała powiedzieć, a ty stwierdziłeś, iż to nie rozmowa na telefon? -
Yoru wyraźnie zżerała ciekawość. Postanowiłem podroczyć się z nią i już nawet
wiedziałem, jak ją podpuścić.
- No bo wiesz... - puściłem jej oko. Zdezorientowała
się. - Miałem baardzo dobrą noc.
- Oh, czyli nie dręczyły cię koszmary? - odbiła
piłeczkę. Tak, o nich też wiedziała.
- Niezupełnie. Owszem, pojawiły się, ale to nie o nie
chodzi. Miałem na myśli, że nie spędziłem wczorajszej nocy sam. - oczy
mojej przyjaciółki wyszły na wierzch.
- Z... z kim?! - wyjąkała z trudem. W tym samym
momencie pojawiła się kelnerka z zamówieniem. Wyłożyła wszystko na stół.
Uśmiechnąłem się do rudowłosej.
- Życzę smacznego! - powiedziała dziewczyna w
fartuszku i oddaliła się od nas.
- GADAJ NATYCHMIAST!!! KTO TO BYŁ?! - wywrzeszczała
Yoru i po chwili zaczęła mamrotać. - Boże, Dei pewnie o tym wie i jest
zrozpaczony... Mój biedny, mały braciszek... - chrząknąłem znacząco.
Odwróciła powoli głowę w moją stronę.
- Nie krzycz na mnie. A poza tym, co ty się Dei'em
przejmujesz. Przecież już się nie przyjaźnicie.
- Ale on dalej jest mi jak brat!
- Okej, ale wytłumacz mi, dlaczego niby zrozpaczony?
Zaskoczony owszem, ale nie załamany... - ostatnie zdanie powiedziałem sam
do siebie pod nosem.
- Przykro mi, ale odmawiam dalszej współpracy z tobą. Nie
powiem ci, dlaczego, bo wtedy zdra.. Za dużo gadam!!!
- Jak chcesz. Czyli już cię nie interesuje z kim spałem?
- zapytałem ze smutną miną. Chwyciła haczyk.
- Ależ interesuje! Mów natychmiast! - uśmiechnąłem
się z triumfem.
- Wiesz co? Mam lepszy pomysł. Zgaduj zgadula!! -
Boże, jaki ja jestem dziecinny...
- To niesprawiedliwe!! I nie fair!! Wkurzasz mnie! -
...ale ona jeszcze bardziej.
- Masz trzy szanse!! Jak nie zgadniesz, to ci nie powiem.
Start!
- No dobrze... z Eleną?? - spytała z obrzydzeniem.
- Źle!! Przecież jej wtedy jeszcze nie było. Dwie szanse.
- Yyy... Z kim ty byś mógł... Czesiek!! -
wykrzyczała, uradowana swoim pomysłem.
- Chyba cię pogibało!! Ja i on?! Zresztą Czesiek i tak
woli cycki.
- A ty nie? - zaśmiała się.
- Odmawiam odpowiedzi. Oj, została ci tylko jedna szansa.
- wydąłem usta.
- Jesteś okrutny! - wycedziła.
- Masz peszka. Dalej, bierz się do myślenia! -
zachichotałem złośliwie.
- Kto to może być?! Yyy... nie wiem! Poddaję się...
Wygrałeś. - stwierdziła cicho. - Już nigdy nie dowiem się, kto to był!!!
- zawyła z rozpaczą, uderzając czołem o blat stołu.
- Nie dramatyzuj! Tylko się z tobą droczę. I tak
zamierzałem powiedzieć ci.
- No to kto to? Z kim spałeś? Powiedz w końcu, bo już nie
wytrzymam...
- Przesadzasz. Muszę się zastanowić, czy na pewno ci to
powiem.
- Mówił ci ktoś, że jesteś okropny i nie do zniesienia?
- Nie gorączkuj się tak, kochana. Osoba, z którą
spędziłem noc to...
Yoru spojrzała na mnie z niecierpliwością. Postanowiłem użyć
jeszcze jednej sztuczki.
- To...
- No gadaj żesz w końcu!
- Dei.
- Co Dei? - rozejrzała się dookoła. - Przecież
nigdzie go tu nie ma.
- Nie rozumiesz. To z nim spałem. - otworzyła oczy
zszokowana.
- Łżesz. - powiedziała z odrazą na twarzy. Tym razem
to ja się zdziwiłem. - Żartujesz sobie ze mnie i z Dei'a. Jak możesz tak
kłamać?!
- Jak śmiesz w ogóle myśleć, że żartowałbym z czegoś
takiego?! - ryknąłem. - Jesteś niedorozwinięta, czy jak? Skoro mi nie
wierzysz, to spytaj się jego, albo nie, bo i tak nic nie pamięta. Lepiej poproś
go, żeby pokazał ci dowody. Znając życie już je znalazł.
- Ale co? O co tu chodzi?
- Mówiłem o malinkach!! A o to chodzi, że jak wszedłem do
pokoju, to on był najebany i pocałował mnie i... tak wyszło. - speszyłem
się. - Ja pamiętam wszystko dokładnie. A szczególnie to, jak zareagował na
ból, kiedy...
- Stop!! Szczegóły możesz sobie darować. Ja jem, jakbyś nie
zauważył. I już ci wierzę. I rozumiem też, o co chodzi z tym bólem.. Ja
pierdzielę, nasz kochany chłoptaś stał się mężczyzną. W dość dziwny sposób, ale
zawsze.
- Co, o czym ty mówisz?
- I kto tu jest niedorozwinięty? Nie domyśliłeś się,
dlaczego tak go to bolało? To był jego pierwszy raz! Pozbawiłeś go cnoty,
dziewictwa, nazwij to jak chcesz. Ja nie mogę, z kim ja muszę pracować! -
przewracając oczami, zatopiła zęby w torcie. Do mnie tymczasem dotarło to, co
powiedziała.
- Że, jak?! - wydarłem się. Przełknęła i rzekła:
- Na wznak. - zgarnęła do ust spory kawałek ciasta.
- Błagam Yoru, nie drocz się ze mną.
- Napławwę nie wiewiałef, we to jeho piełwszy łas był?
- powiedziała z buzią pełną wypieku. Wzdychając, wziąłem serwetkę i wytarłem
krem z jej policzków. - Ffęki.
- Nie ma za co. Boże, co ja zrobiłem?
- Głupio się pytasz. Przeleciałeś go.
- No przecież wiem. - warknąłem. - A jeśli on nie
chciał? Ale wtedy nie powiedziałby tego...
- Zaręczam, że z tobą zawsze. Zaraz, co powiedział?!
– zamarła.
- "Zerżnij mnie. Jak dziwkę. Zrób ze mną wszystko,
co chcesz. Tylko błagam, nie odchodź...". Czy coś w tym stylu. A potem się
rozpłakał. - usłyszałem głośny wyraz ulgi. - No co?
- Nie, nic. Dobrą masz pamięć.
- Naprawdę? Nie wiedziałem.
- Nie zaciąłeś się ani razu. Tylko pozazdrościć. Ja nie
mam aż tak dobrej pamięci. Potrafię zapomnieć, co się stało 5 minut wcześniej.
- Teraz też tak masz? - wystraszyłem się.
- Nie, nie bój żabki, nie będziesz musiał mi wszystkiego
powtarzać. Ja już zjadłam, a ty? - wyłożyła pieniądze na stół. Poszedłem w jej
ślady.
- Też. Idziemy? - wstałem. Yoru też. Chwyciła mnie
pod rękę.
- No pewnie. Trzeba będzie znaleźć tę sierotę, bo pewnie
zostawił twoją byłą na lodzie. Znam go aż za dobrze.
- Sierotę? - ruszyliśmy w kierunku centrum Kanto.
- Jezu, mojego brata! Ty jesteś ułomny, czy co? A może
udajesz? – warknęła z politowaniem. Uśmiechnąłem się.
- Oj, Yoru, przecież wiesz, że tylko się z tobą droczę.
Masz rację, trzeba ich znaleźć. Chociaż, wątpię, żeby Kao dał radę zostawić
Elenę. Bywa nadgorliwa i nie da się tak łatwo jej pozbyć. Wiem co mówię. –
odparłem. – Masz jakieś pomysły, gdzie ich szukać?
- Nie do końca. Może najpierw sprawdzimy w tym nowym
centrum handlowym? Słyszałam, że można tam kupić wprost bajeczne ciuchy.
Później, jak już ich zgarniemy, można by pójść do wesołego miasteczka. Podobno
przyjechała tam genialna wróżka. Chcę, by przepowiedziała mi przyszłość z kuli.
I postawiła mi tarota. Nie, że wierzę w takie bzdety. Jestem po prostu ciekawa..
Myślę, że ty też powinieneś do niej pójść. – Yoru paplała przez całą drogę.
Ja myślałem właśnie o ostatnich dniach. Cały czas moje myśli krążyły wokół
Dei’a. Sam dziwiłem się, czemu cały czas powracam do tego, co się stało.
Oczywiście, chciałem to powtórzyć. Tylko tym razem na trzeźwo. Poza tym
zastanowiły mnie słowa Yoru i zachowanie blondyna. Wzmianka o jego pierwszym
razie, to jak reaguje na mnie ostatnimi dniami, niespodziewany pocałunek, łzy
gdy wspomniałem o odejściu, jego słowa i wreszcie ta noc. Niepokoiło mnie to
coraz bardziej. Zatopiony w rozmyślaniach niemal wpadłem na latarnię. Yoru
szturchnęła mnie w łokieć.
- Nikki, co się dzieje? Słuchasz ty mnie w ogóle? –
zapytała.
- Co mówiłaś? Zamyśliłem się.
- Widzę. – pokręciła głową z dezaprobatą. – Mówiłam
o tym, jak bardzo zmienił się Dei, od kiedy poznał Koji’ego. Uważam, że na
gorsze. Nie sądzisz? – i znów on. Prześladuje mnie nie tylko w myślach, ale
i na jawie. Zaczyna mnie to męczyć. Muszę odreagować. I zmienić temat.
- Wspomniałaś coś o wesołym miasteczku. – kiwnęła
głową. – Może ja też skorzystam z usług tej wróżki… - urwałem, widząc
nadchodzących Kaoru i Elenę. Na rękach mieli całe naręcze papierowych toreb. – Później
porozmawiamy. – szepnąłem i podszedłem do Eleny. Była rozpromieniona i
miała rumieńce na twarzy. Wyglądała jak wtedy, gdy pocałowaliśmy się po raz
pierwszy. Stanąłem jak wryty. Dziewczyna zniknęła, zamiast niej przede mną stał
Dei. Płakał. Podszedłem do niego i otarłem łzę z jego policzka. Spojrzał mi w
oczy. Z trudem przywołał na twarz uśmiech. Ja tymczasem tonąłem w błękicie jego
oczu. Wtulił się we mnie. Objąłem go. Był cały zmarznięty. Staliśmy pośrodku
leśnej polany, okrytej śniegiem. Białe płatki wirowały wokół nas. Dei zaczął
cicho łkać. Objąłem go jeszcze mocniej. Nasze serca biły w jednym rytmie. Nagle
chłopak szepnął:
- Przepraszam. – i zniknął. A ja zostałem sam.
Poczułem coś ciepłego na rękach. Spojrzałem na nie. Lśniły krwistą czerwienią.
Zamarłem. Spojrzałem na brzuch. Był cały we krwi. Patrząc na niego z
przerażeniem, uświadomiłem sobie ważną rzecz. To była krew Dei’a. Odkryłem też
ukryte przesłanie. Splamiłem sobie ręce jego krwią. Doprowadziłem do jego
śmierci. Łzy zaczęły ciurkiem płynąć po moich policzkach. Upadłem na kolana i
zacząłem szlochać. Z oddali dochodziły do mnie słabe głosy, ciągle wzrastające
na sile. Nie zwracałem na nie uwagi. Mój spazmatyczny szloch zagłuszał je coraz
bardziej. Zacząłem dygotać. Czułem się, jakby ktoś wbijał powoli tysiące
szpilek w moje serce. Takie poetyckie rozrywanie na kawałki. Obraz się zmienił.
Leżałem na chodniku osłabiony. Chłód zniknął równie nagle jak się pojawił.
Zamiast tego, twarz oświetliły mi promienie słońca. Z początku widziałem jak
przez mgłę, później wzrok wyostrzył się i ujrzałem nad sobą mocno zaniepokojoną
twarz Yoru. Zamrugałem kilkakrotnie. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i odsunęła
się. Podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Rozejrzałem się. Elena i Kaoru
mieli podobne miny.
- Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. – wycedziła
rudowłosa i wzięła głęboki oddech. – Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?! Już
myślałam, że wykitujesz mi tutaj! – zupełnie zignorowała obecność Leny,
brata, a nawet ludzi dookoła. Opierdalała mnie jak matka dziecko, które stłucze
cenny, porcelanowy wazon. Rozumiałem ją. Też bym się tak zachowywał, gdyby mi
wywinęła taki numer.
- Uspokój się siostra, przecież to nie jego wina, że
odjechał! – odezwał się Kaoru. Wstał, otrzepał się i podał mi rękę. Również
wstałem, lekko się zataczając. Yoru szybko podniosła się z klęczek i mnie
przytrzymała. Wkurw zniknął z jej twarzy, zastąpiła go troska. Ta to zmienia
miny jak kalejdoskop!
- Dzięki. – odezwałem się cicho.
- Dobrze się czujesz?
Tak, całkowicie. Zataczam się jak po napadzie na monopolowy
i ojebaniu całej wódki z magazynu, przed oczami dalej mam tą pieprzoną wizję,
czy co to tam było, w perspektywie mam wesołe miasteczko i użeranie się z jakąś
starą raszplą, która twierdzi, że widzi przyszłość i jeszcze do tego chce mi
się rzygać i płakać jednocześnie. Czuję się doprawdy zajebiście..
- Nie jest źle. Trochę kręci mi się w głowie, zaraz się
rozryczę jak pięciolatek, porzygam jak doświadczony pijaczyna, ale ogólnie
wszystko jest ok. – posłałem jej mój najbardziej promienny uśmiech. Nie
kupiła tego.
- Sarkazm to ty sobie możesz w dupcię wsadzić. –
parsknęła.
- Z miłą chęcią! Pomożesz mi? – dalej uśmiechałem się
szeroko.
- Poproś Dei’a. – wycedziła tak cicho, że tylko ja to
usłyszałem. Nie powiem, zatkało mnie. – Tak, jak mówiłeś, później
porozmawiamy. Rób dobrą minę do złej gry. – szepnęła na odchodne, a
głośniej dodała: – Widzę, że już czujesz się lepiej! Cóż, więc po co tu
sterczymy? Wesołe Miasteczko czeka! – asekuracyjnie wzięła mnie pod ramię i
pociągnęła w stronę wielkiego diabelskiego młyna. Moje życie to niekończący się
koszmar..
* * *
Co wy się czepiacie tej biednej Eleny? Co ona wam zrobiła?
Żartuję, ja też jej nie lubię. ;3
Wyjaśniam, o co chodzi z tą "wizją". Otóż,
zaspojleruję, uwaga, niezainteresowani nie czytać! W drugiej księdze
wydarzy się coś podobnego. Oczywiście nie dosłownie, ale przez pewien splot
wydarzeń (a nie powiem jaki) Dei po wypadku ucieknie do lasu pełnego śniegu.
Nick znajdzie go w ostatniej chwili. To tyle. ;D Przyznam, że coraz ciekawiej
się robi. A co do tej noty, to mnie ona osobiście dobija, a was? :D
Do następnego! :3