Uśmiechnąłem się delikatnie, zadowolony z efektu. Gotować to ja jednak potrafiłem. Przełożyłem swoje dzieło na talerz i, razem ze szklanką zimnego mleka, postawiłem przed nosem blondyna. Dei wyszczerzył zęby i spojrzał na mnie z radością w oczach.
- Naleśniki! – zawołał. – Wiesz, że cię kocham, nie?
Zamarłem, a na moich policzkach mimowolnie pojawiły się rumieńce. Dei zorientował się, co właśnie palnął i też spłonął czerwienią.
- Ee.. no.. to.. smacznego – mruknąłem
cicho, odwracając głowę. Usłyszałem ciche „D-dzięki” i cichy odgłos sztućców obijających
się o powierzchnię talerza. Sam jakoś głodny nie byłem, a więc po prostu
nalałem sobie mleka i usiadłem obok niego, przy stole.
- Emm.. Nikki? – usłyszałem po chwili. –
Mógłbyś.. się tak we mnie nie wgapiać? To trochę krępujące.
- ..Co? Ach, tak. Przepraszam – ocknąłem
się. Naprawdę tak się w niego wpatrywałem? Ech. Spojrzałem na zegarek.
Dochodziła ósma. – Jak zjesz, pójdziemy po Elenę i będziemy się zbierać.
- Musimy? – miauknął niechętnie Dei.
Posłałem mu pytające spojrzenie. – Musimy ją brać ze sobą?
- Jest gościem, a my gospodarzami. Głupio
by było zostawić ją samą, nie sądzisz? – mruknąłem.
- No.. dobra.. – powiedział w końcu. – A,
właśnie. Rodzice wracają szybciej, bo tata złamał kostkę na piasku – uśmiechnął
się. – Nawet mama nie wie, jak to zrobił.
- Cały pan Edward – przewróciłem oczami. –
Szybciej to znaczy kiedy?
- Pod koniec przyszłego tygodnia – odparł,
kończąc jeść. Kiwnąłem głową, przyswajając informację.
- Zjadłeś? – spytałem po chwili.
Przytaknął, dopił mleko i zaniósł naczynia do zmywarki. Wszedłem na górę i
stanąłem przed pokojem Eleny. Zapukałem.
* * *
Siedziała
na łóżku, bazgrząc coś w starym, poniszczonym zeszycie. Genialny plan formował
się w jej głowie, więc, aby nic jej się później nie pomieszało, przelewała
pomysł na kartki swojego pamiętnika. Na jej wargach kwitł szeroki, przepełniony
tryumfem uśmiech. Nick będzie należał do niej, tylko do niej! Nie pozwoli temu
zawszonemu blondynowi nawet się do niego zbliżyć. A jeśli.. jeśli Nick nie
będzie jej, nie będzie nikogo. Już ona o to zadba. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę – mruknęła, zamykając zeszyt. Drzwi
otworzyły się, a w progu stanął Nick.
- Niedługo wychodzimy – powiedział. –
Będziemy czekać na ciebie na dole.
- Okej – odparła. Nick wyszedł,
zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Przypomniała sobie, że przeglądała
niedawno stronę internetową wesołego miasteczka. Jedna atrakcja szczególnie
zapadła jej w pamięć. Coś w rodzaju znanego tunelu miłości. Uśmiechnęła się
szeroko. Sprawi, że to będzie niezapomniany wieczór.
* * *
Wyszliśmy później niż zamierzaliśmy, głównie przez to, że ta wiedźma okropnie się guzdrała. Co rusz więc prychałem, naładowany negatywnymi emocjami. Jej obecność potrafiła przyćmić każdą miłą rzecz, która zdarzyła się tego dnia.
- Uspokój się, Dei – mruknął po raz kolejny Nick, gdy z moim ust wydobył się cichy warkot. Miałem swoje powody, żeby tak się zachowywać. Nie dość, że musiałem spędzać czas z tą flądrą i gościć ją w swoim domu, to jeszcze musiałem znosić jej zachowanie. Ubrała się jak pierwsza lepsza dziwka i wdzięczyła się do każdego faceta, którego mijaliśmy. Do Nicka też. Co chwila wieszała mu się na ramię, zagadywała go, robiła słodkie oczka. Albo była ślepa, albo głupia (chyba, że obie opcje), że nie zauważała, jak bardzo irytuje to Nikkiego. Sam doskonale wiedziałem, że nienawidzi, jak ktoś mu się narzuca. I to jeszcze w taki nachalny sposób. Okropność.
Na
miejsce dotarliśmy po jakimś czasie. Dla mnie wydawał się on wiecznością. Było
jeszcze jasno, a Kao i Yoru nigdzie nie było widać. Usiadłem na ławce, ciężko
wzdychając. Do mnie przysiadł się Nick. Wiedźma napomknęła mu po drodze, że
chciałaby się rozejrzeć, a więc sobie poszła. Dobre i tyle.
- Co tak wzdychasz? – uśmiechnął się
granatowowłosy.
- To dopiero pierwszy dzień, a już jestem
nią zmęczony – miauknąłem. – Kiedy ona wreszcie zmądrzeje i zrozumie, że jej
nie chcesz?
- Nie wiem. Oby jak najszybciej. Mnie też
to już wnerwia – wzruszył ramionami. Błysnąłem zębami. Taka odpowiedź mnie
zadowalała. – Może zaprosisz Miyumi? – spytał. Zastanowiłem się. W zasadzie,
moja przyjaciółka była stworzeniem nocnym, więc chętnie zgodziłaby się na
wieczorny wypad do wesołego miasteczka. I mógłbym jej powiedzieć o wszystkim. - Dobry pomysł – uśmiechnąłem się. Chwyciłem za komórkę… a raczej chciałem to zrobić. Tyle, że mi nie wyszło. Kieszeń, w której zwykle spoczywał mój telefon, była pusta, a ja sam klepnąłem się dłonią w czoło. Zostawiłem ją w domu, no tak. – Nie wziąłem ze sobą komórki – westchnąłem.
- Może chcesz skorzystać z mojej? – Nikki wyciągnął telefon z kieszeni bluzy i podał mi go. Spojrzałem na niego, zamrugałem kilkukrotnie z zaskoczeniem, ale wziąłem od niego urządzenie. Jego telefon był szeroki i cienki, miał przyjemną w dotyku obudowę o ciemnoczerwonym kolorze. Odblokowałem go. Na ekranie widniał wizerunek młodej dziewczyny o czarnych włosach. To była postać z jakiejś gry, którą lubił Nick. Wystukałem pospiesznie numer Miyu. Wcisnąłem zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, dwa, trzy..
- Halo? – usłyszałem dźwięczny głos.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Hej. Masz ochotę na zabawę?
- Gdzie? – od razu się ożywiła.
- Wesołe miasteczko. Będzie nas parę osób.
- Okej, będę.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. Będziemy
czekać niedaleko namiotu wróżki. Zobaczysz, czeka nas niezapomniany wieczór! –
rozłączyłem się. Oddałem telefon Nikkiemu. – Przyjdzie – uśmiechnąłem się
jeszcze szerzej.
- To dobrze – odpowiedział uśmiechem.
Kiwnąłem głową. Z głośników nad nami popłynęła znana piosenka. Zacząłem nucić
cicho, rozglądając się dookoła. Gdzieś między stoiskami mignęła mi zielona
czupryna. Wytężyłem wzrok. Tak, to był on! Wstałem i popędziłem w tamtym
kierunku. Rzuciłem się na zielonowłosego.
- Ej, co je…?! Dei?! – Koji uśmiechnął się
szeroko. Puściłem go. – Co tu robisz?
- A tak się wałęsam z Nickiem i znajomą.
Czekamy na innych – odparłem, wzruszając ramionami. – A ty?
- Zwiedzam – prychnął. – Szukam Nakajimy,
bo gdzieś mi się zgubił. Przyszliśmy tu we trójkę, z Misako.
- Z Misako, mówisz..? – szepnąłem.
Poczułem dreszcze przechodzące mi po plecach. Nie przepadałem za blondynką.
Była.. straszna. I jeszcze ta cała sprawa z butelką..
- Emm.. Dei? – głos zielonowłosego
przywrócił mnie do rzeczywistości. – Przepraszam cię za wczoraj. Trochę
przesadziłem – w jego oczach wyraźnie malowała się skrucha.
- Nie mam ci tego za złe, Koji –
uśmiechnąłem się. Spojrzał na mnie z radością.
- Naprawdę?! Uwielbiam cię! – rzucił mi
się na szyję. Zachichotałem, obejmując go mocno i próbując utrzymać równowagę.
- Jesteś ciężki! – jęknąłem.
- Tu jesteś, Koji – usłyszałem chłodny,
kobiecy głos. Odwróciłem się w jego stronę. Misako patrzyła na nas z
politowaniem i czymś na kształt znużenia. Ziewnęła ostentacyjnie. Koji puścił
mnie.
- Znalazłaś go? – spytał. Kiwnęła głową i
pokazała wyświetlacz swojej komórki.
- Napisał mi, że idzie do domu, bo musi
coś załatwić – odparła.
- To ja się już zbieram. Bo to mnie zaraz
zaczną szukać – uśmiechnąłem się lekko i przystąpiłem do taktycznego odwrotu.
Wcale nie uciekałem!
- Ej, Dei, czekaj! – zawołał Koji.
Odwróciłem się. – Może.. możemy do was dołączyć?
Przełknąłem ślinę. Nikki na pewno nie
będzie zadowolony. Z drugiej strony.. To naprawdę może być niezapomniany
wieczór.
* * *
Ostatnio oszalałam na punkcie Full Metal Alchemist Brotherhood, które już prawie kończę, niestety. Dlatego też dzisiejszym podkładem jest czwarty opening do tego anime, mój ulubiony zresztą. ^.^
Ostatnio oszalałam na punkcie Full Metal Alchemist Brotherhood, które już prawie kończę, niestety. Dlatego też dzisiejszym podkładem jest czwarty opening do tego anime, mój ulubiony zresztą. ^.^
Teki, masz swoje naleśniki. :D
Następna notka pojawi się w sierpniu, a może nawet więcej niż jedna. XD Nie wiem. ^.^
To straszne, że już połowa wakacji za nami. 0,o Nie chcę, żeby się skończyły, bo po nich czekają mnie egzaminy gimnazjalne. ;_;
Nieważne. Nie będę Wam o szkole kadzić. Mam nadzieję, że się podobało. :3
Nieważne. Nie będę Wam o szkole kadzić. Mam nadzieję, że się podobało. :3
Do następnego! ;*